|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potem patrzył, jak ten dom płonął! Słuchał straszliwych krzyków. Przez pewien czas myślał, że nikt się nie uratował. Potem dotarła do niego wiadomość, że ocalał jeden człowiek. Zawiadowca miejscowej stacji. Wtedy opuścił miasteczko. Wycofywał się razem z Niemcami. Myślał, że zdąży. Ofensywa radziecka szła jednak błyskawicznie. Zo- stał na Dolnym Zląsku. Niejednokrotnie chciał przedostać się na Zachód. Nie było możliwości. Popatrzył znowu na zdjęcie, przebierał palcami kartki. Stary napisał wszystko o nim. Więc jednak zawia- dowca się uratował. Dotarł do oddziału partyzanckiego, opowiedział... Mężczyzna uniósł się z krzesła. Wyprostował przygarbione plecy. Cicho stąpając, kroczył od drzwi do stołu i znowu od stołu do drzwi. Podszedł wreszcie do kaflowego pieca. Leżały przy nim przygotowane mimo ciepła szczapki. Rozpalił w piecu i gdy płomienie buchnęły żywiej, wrzucił w nie kartki i zdjęcie. Nawet ślad nie zostanie! pomyślał z ulgą. 17 Porucznik meldował się przepisowo swojemu bezpośredniemu szefowi. Kapitan zrozumiał, że objazd jak go nazwał: pasterski nie dał oczekiwanych rezultatów. Gdyby się powiodło, Jurek zachowywałby się inaczej. Po paru latach wspólnej pracy znal na wylot swego kolegę i przyjaciela. Jurek był żywiołowy. Każda informacja, o której sądził, że wnosi coś nowego do sprawy, wprowadzała go w nastrój radosnej energii. Wpa- dał wtedy do gabinetu bez pukania, od progu już wykrzykując wszystko, co mial do powiedzenia. A teraz stal i meldował wykonanie zadania. Chłop nie dospał, nic dojadł, widać to po nim pomyślał a niczego nie zdobył. Wysłuchał do końca oficjalnego meldunku i rzucił: Nie martw się, Jurek! Siadaj i opowiadaj. Aęski wyciągnął notatnik. Kurtki gęsto pokryte były zapiskami. Zacznę od początku. Referował dokładnie rozmowy z kilkoma ludzmi, których adresy podała Karolowa. Wieść o śmierci profe- sora oczywiście dotarła do nich. Byli wstrząśnięci. Stare chłopy, wspominając pedagoga, ukradkiem ocierali łzy. Cierpliwie odczekiwał długie minuty ciszy, które zapadały po wspominkach. A potem pytał, wielokrotnie wracał do szczegółów opowiadań. Pamiętali oczywiście to wydarzenie. Do oddziału w lesie dotarły wiadomości o tragedii ludzi w miasteczku. Wydarzenia jednak następowały wtedy jedne po drugich. To były dni walki. Codziennie grupy dywersyjne wy- chodziły z lasu. Partyzanci minowali tory, wysadzali pociągi, paraliżowali transport niemiecki. 1 przygotowy- wali się do decydującego wystąpienia przeciwko garnizonom niemieckim. Nie było czasu na żal po tych. którzy odeszli. Pytałeś o to zdjęcie? Pytałem. Aęski przetarł zmęczone oczy. Nie mają żadnych zdjęć z okresu przedwojennego. Wszystkie pamiątki zniszczyła wojna. Zresztą ci, to akurat ostatnia przed wojną klasa maturalna. A Sałakowska mówiła, że na tym zdjęciu figurowała jedna z młodszych klas gimnazjum. Rzeczywiście! A z tej młodszej klasy nikt nie ocalał? Aęski zamyślił się... Karolowa wspominała tylko o tych kilku. Może o innych nic nie wie? Musisz jeszcze popytać! Kapitan wstał zza biurka, przeszedł się po pokoju. Aha, byłbym zapomniał! Wrócił do biurka, wyciągnął z szuflady pękatą torbę. To dla twoich pupilów. Znakomito chłopaki. Pomogli nam z tym Aabęckim. Pójdziesz dzisiaj na herbatę do pani Karolowcj, to im dasz przy okazji. Co to takiego? Cukierki? No właśnie. Ale teraz ich nie zastanę na podwórku. Przecież są w szkole, Aęski uświadomił sobie, że to już jesień. Tyle tygodni upłynęło od śmierci profesora. Wydawało się. że wreszcie ruszyli śledztwo z martwego punktu. I znowu nic. Nie mówię, żebyś szedł zaraz. Najpierw odeśpij te noce spędzone w pociągach. Pójdziesz po południu. Ja muszę się zameldować u pułkownika. Bardzo liczył na ten twój wyjazd. Rozczaruje się. Kapitan się mylił. Pułkownik słuchał uważnie, spokojnie. Nie wydawał się zawiedziony. Hipoteza wydaje się słuszna powiedział wreszcie. Rozmowy z tymi ludzmi nie podważają jej traf- ności. Brak tylko ogniwa, łączącego wydarzenia z czasów okupacji z faktem zaginięcia owej fotografii... Co postanowiliście? Kapitan zreferował wydane zarządzenia. Będziemy szukać jeszcze ludzi z oddziału profesora. Musimy ich odnalezć, jeśli oczywiście żyją. Słusznie! Pułkownik aprobował kolejne posunięcie kapitana. Pracujcie rozważnie, ze spokojem, bez nadmiernego pośpiechu. Nie wolno niczego przegapić. Tok jest! kapitan odmeldował się. Po powrocie do swego pokoju zadzwonił do Kuklowskiego. Mogę wpaść do ciebie? Oczywiście! Będziesz mile widziany. A z czym bogi niosą? Mam parę pytań. Natury służbowej? Chyba tak odpowiedział kapitan. Za chwilę siedział w ciasnym pokoiku, patrząc, jak Kuklowski przygotowuje kawę. Rozszyfrowałeś tego swojego bandziora? Jeszcze nie, ale chyba już niedługo... przerwał. A ciebie dlaczego to interesuje? Kapitan Kuklowski spojrzał ze zdumieniem na kolegę. Zaraz ci powiem, tylko daj już tę kawę. Po chwili opowiadał Kuklowskiemu, jak zawsze, dokładnie i wyważając każde zdanie, o swoich podejrze- niach. To jest oczywiście jedna z hipotez powiedział na zakończenie. Ten człowiek mógł w ogóle nic o rym nie wiedzieć. Skoro jednak podejrzewasz go o przynależność do bandy... Ich też niewielu pozostało po wojnie i rozbiciu band. Mimo upływu lat, łatwiej ich dzisiaj wyłowić niż w pierwszych latach migracji ludzi po całej Polsce. Dobrze! Kapitan Kuklowski kiwnął głową. Gdy tylko coś nowego będę wiedział, zadzwonię do ciebie. Uścisnęli sobie ręce. Kapitan Januszkie-wicz wrócił do swojego gabinetu. Nie ma mnie dla nikogo! uprzedził Basię sekretarkę. Gdy po dwóch godzinach dziewczyna zajrzała dyskretnie do gabinetu, nawet jej nie spostrzec!. Z rękoma założonymi na plecach chodził wokół biurka. Szykuje się coś ważnego pomyślała Basia. Cdy tak chodzi i myśli, to potem cała sekcja szaleje! Pa- dają rozkazy, ludzie ruszają z poleceniami... Trzeba uprzedzić chłopców z dochodzeniówki. Niech się przygotu- ją. 18 Porucznik Aęski rozglądał się po podwórku, cichym o tej jesiennej, przedwieczornej porze. Przyszli Lubańscy odrabiają lekcje. Skończyły się piękne dni Aranjuczu pomyślał. Wchodził już w drzwi klatki schodowej, gdy spostrzegł małą sylwetkę. Chłopak uśmiechnął się na widok porucznika. Co to? Sam? Gdzie inni? pytał porucznik. Marek dostał lufę, siedzi za karę w domu. Musi wkuwać. Inni też się uczą melancholijnie odpowie- dział brunet. Proszę! Porucznik wyciągnął w jego kierunku torbę. Dla ciebie i dla kolegów. Wedlówki skonstatował brunecik z uznaniem, spojrzawszy do torby. Zaraz ich zawołam. Gwizdnął przerazliwie. Zatrzeszczały ramy otwieranych okien. A w chwilę potem na schodach rozległ się tupot nóg. Co jest? pytał rzeczowo blondas. To dla nas odpowiedział brunecik otwierając torbę. Chóralny wrzask ogłuszył na chwilę porucznika. Chłopcy otoczyli go dookoła. Małe dłonie wyciągały się do niego: Prosimy, pan też spróbuje.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|