|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdy się dowie?... Nikt się nie dowie - postanawiała. - A zresztą, nie czynimy nic zdrożnego. Rozmawiamy, jemy drugie śniadanie. Milczymy. Pasterz recytuje swoje poematy. Wszystkie opiewają piękno gór i Piemontu. Nie ma w tym przecież nic złego. Ale po co tu przychodzę? W rozmowie jest bardzo ostrożna. Pasterz też nic nie opowiada. Nic więc właściwie o sobie nie wiedzą. Coś ich jednak łączy. Co? Lepiej nie badać - postanawia. Tak minął tydzień. - Jutro niedziela - powiedziała, patrząc na kędzierzawą głowę, którą miała u stóp - siedziała wysoko na skalnym jak gdyby tronie. - Zostanę w domu. Pójdę tylko do kościoła. - Nienawidzę niedzieli - rzucił gwałtownie, a potem podniósł się i zupełnie nieoczekiwanie oświadczył: - Teklo, chcę cię pocałować. - W rękę? - spytała prędko, choć serce jej drżało. - Proszę bardzo. Ujął delikatnie jej palce i pocałował, a patrząc w oczy dziewczyny, szepnął: - Nie, nie w rękę. Udała, że nie słyszy. Tego wieczoru długo nie mogła zasnąć. Canis pochrapywał na swoim posłaniu, koteczka, podobnie jak i ona, cierpiała widać na bezsenność. Siedziała na komodzie i wpatrywała się w okno. Tekla mimo oddalenia słyszy wyraznie głos ciotki Lubowidzkiej, mądrej ciotki Lubowidzkiej, która ją przestrzega. Przepowiedziała wspaniałą miłość, młodego pana, wielkiego pana, a tymczasem... Przecież tu nie chodzi o żadną miłość - mówi sobie. - To ta przedwczesna wiosna, ta piękna przyroda, ten chłopiec o profilu rzymskiego patrycjusza, choć jest tylko pasterzem. Tylko pasterzem - stwierdza z żalem. No tak, jest pasterzem, niczym więcej, a jeżeli ten pasterz się w niej zakocha? Skrzywdzi go więc, igrając z jego uczuciem, bo przecież dzieli ich przepaść równie głęboka, jak te alpejskie przełęcze. Co robić? Przerwać te spotkania - odpowiada rozum, zawsze uchodziła za rozsądną dziewczynę. Należy więc teraz posłuchać rozsądku i jak najszybciej położyć kres sytuacji, która wkrótce może stać się wręcz kłopotliwa, jeśli nie dramatyczna. Bo jeżeli on wiąże z nią jakieś nadzieje... No tak, bierze ją za równą sobie wiejską dziewczynę, podobnie jak on nieco ogładzoną, mającą jakie takie elementarne wiadomości. Tekla nie może przecież powiedzieć staremu don Biagio: "Chcę poślubić pasterza". A Katarzyna? Co by rzekła, gdyby panna de Nanterre, szlachetnie urodzona francuska dama, straciła nagle głowę dla zwykłego pasterza na tyle, by wziąć go za męża. W niedzielę po południu przychodzi jak zwykle don Biagio z gazetami. - Mam nadzwyczajne nowiny, panno Klotyldo! - woła od drzwi. - Zaraz ci wszystko opowiem. - Słucham, słucham, don Biagio - prowadzi gościa do najwygodniejszego fotela w saloniku. - Bardzo jestem ciekawa. - Wyobraz sobie, panno Klotyldo - stary ksiądz wyjmuje tabakierkę - twoja znajoma, pani Róża de Beauharnais, wyszła powtórnie za mąż. - Za kogo? - Za generała Bonaparte, o którym rozmawialiśmy niedawno, pamiętasz? - A wróżka z jej rodzinnej wyspy przepowiedziała, że będzie "więcej niż królową" - zatroskała się Tekla. - Miałam nadzieję, że naprawdę poślubi jakiego króla... - Generał Bonaparte jest żołnierzem, a na wojnie łatwo o śmierć. Może owdowieje po raz drugi i dopiero trzeci mąż posadzi ją na tronie. Nic nie wiadomo. O tu, widzisz, piszą, że dziewiętnastego Vent~ose'a czwartego roku Republiki, czyli gdzieś na początku marca, generał Bonaparte poślubił wdowę Beauharnais w merostwie drugiego cyrkułu miasta Paryża, a tuż przed tym wydarzeniem mianowano pana młodego głównodowodzącym Armią Włoską. Lada dzień spodziewajmy się więc Francuzów. - Wyszła za mąż - powtórzyła Tekla. - Pani Róża wyszła za mąż... Nie do wiary. - Dlaczego? - No bo miała przecież zostać królową! - Eee, panno Klotyldo, nie należy wierzyć zabobonom. - Ale jej kuzynce wywróżyła to samo - zaprotestowała Tekla. - I wszystko się sprawdziło. Jest żoną jakiegoś sułtana... - Widać wróżka ta wszystkim dziewczynom mówi to samo - don Biagio zanurza trzy palce w tabakierce. - Poza tym generał Bonaparte jest bardzo młody, jak pisano, nie ma trzydziestu lat, a pani Róża... - Pani Róża ma dwoje dzieci... I na pewno więcej niż trzydzieści lat. - Znałem szczęśliwe związki, gdzie żona była starsza od męża nawet o sześć, siedem lat. - Pani Róża właściwie nie jest piękna, ale ma w sobie coś... W więzieniu wszyscy mężczyzni byli w niej zakochani. Nawet generał Hoche, choć tak tęsknił do swojej "najdroższej Adelajdy", którą poślubił zaledwie miesiąc przed uwięzieniem. Zawsze żal mi było tej jego młodziutkiej żony. Ale pani Róża ma dobre serce, a to ważne, prawda?
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|