|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wejścia stały dwie duże, przeszklone lady wypełnione owiniętymi w celofan stekami. Bliss wzięła głęboki oddech i zatrzymała powietrze tak dłu go, jak tylko potrafiła. Chciała uspokoić rozedrgane, napięte mięśnie. Odnalazła właściwy sklep, podjechała prosto do nie go i kątem oka ujrzała kryjącego się w cieniu srebrnego wilka. Przyjrzała się jego wygiętemu grzbietowi, smukłemu, porośnię temu sierścią ciału. Na jej oczach stworzenie wśliznęło się tyl nymi drzwiami do środka. Dziewczyna poszła jego śladem. Najciszej, jak umiała, skradała się po wilgotnej kamiennej posadzce. Gdzieś tutaj w ciemności czyhał ogar, czekał na nią. Dalej przed sobą zobaczyła rozbłysk światła. Na zapleczu stały otworem drzwi chłodni. Wołowa tusza kołysała się niczym od wrócone wahadło. To dlatego w całym sklepie czuć było krew. Bliss zamknęła oczy, by lepiej słyszeć. Skupiła się. Zacisnęła nos. Nieprzyjemna woń wciąż jej przeszkadzała. Kiedy Lucy fer przejął ciało dziewczyny i stał się jedynym jej pośrednikiem ze światem zewnętrznym, przekonała się, że lepiej słyszy z za mkniętymi powiekami, nie włączając innych zmysłów. Dlate go nawet teraz, gdy była już tylko człowiekiem, orientowanie się w ciemności nie sprawiało jej problemów. Nauczył ją tego Lucyfer. Dobiegło ją cykanie zegara, pobrzękiwanie stalowego haka trącającego o łańcuch, a wreszcie ciche drapanie pazurów o beton - bestia się poruszała... Chwilę potem usłyszała jeszcze inny oddech. W pomieszczeniu był ktoś trzeci. Nie tylko ogar, za którym przyszła. Tylko gdzie? I kto taki? Straszne odgłosy drapania rozległy się bliżej i Bliss usłyszała warkot - niski, pierwotny i złośliwy. Wtedy szmer oddechu stał się głośniejszy, bardziej rozpaczliwy - i nagle za drzwiami roz legł się wrzask. Bliss wyskoczyła z kryjówki i pobiegła w tamtym kierunku. Brzęk! Nóż hałaśliwie uderzył tuż na prawo od niej. Zwróciła się gwałtownie w stronę dzwięku i zamarła. To był podstęp, prze ciwnik chciał odwrócić jej uwagę. Ogar był teraz za nią, próbo- wał odciągnąć ją od drzwi chłodni. Widziała, jak przygląda się jej z cienia płonącymi żółtymi ślepiami. Czy ten stwór naprawdę uważał ją za tak głupią? Owszem, nie posiadała już wampirzych mocy, ale to nie znaczyło, że nie potrafiła się bronić. Nadal była szybka. Jej ruchy wciąż były niebywale skoordynowane. Poru szała się prędko i zwinnie niczym wyszkolony zabójca. Bestia prychnęła i skrobnęła pazurami o posadzkę. Była roz wścieczona i gotowa do skoku. Bliss uznała, że to jest ta chwi la. Teraz albo nigdy. Rzuciła się ku otwartym drzwiom chłodni, po drodze wskoczyła na stół i cisnęła przez całe pomieszczenie kilkunastoma nożami. Ogar zerwał się do skoku, lecz dziewczy na okazała się szybsza i kiedy dotarła do masywnych stalowych drzwi, chwyciła klamkę, po czym, wykorzystując energię własne go rozpędu, zatrzasnęła je za sobą. Chłodnia zamknęła się z mo krym dzwiękiem i nagle dziewczynę opadła wątpliwość, czy aby na pewno podjęła słuszną decyzję. Na jak długo starczy w środ ku powietrza? Nie, teraz nie miała czasu, by się tym przejmować. Podniosła z podłogi dwa noże, jeden wbiła w zamek, by zabez pieczyć wejście, a drugi wsunęła do tylnej kieszeni spodni. Bestia rzuciła się na zablokowane drzwi tak gwałtownie, że aż zatrzęsły się framugi. Stwór był większy i bardziej niebezpiecz ny, niż przypuszczała. Ujarzmić ogary? Cóż, będzie mieć szczę ście, jeżeli ujdzie z życiem. Rozejrzała się dokoła. Pod sufitem kołysało się kilkanaście tusz. W powietrzu unosił się zjełczały, metaliczny odór. Prze cisnęła się między ciałami zwierząt na tył pomieszczenia, skąd dobiegał urywany oddech. Na zimnej podłodze leżał chłopiec, na pewno nie starszy od niej, przykuty łańcuchem do tylnej ściany. Obok niego spo czywała deska do krojenia i piła. Nad głową więznia kołysał się zardzewiały, pokryty zakrzepłą krwią hak. Kafelki na ścianach zachlapane były intensywnie szkarłatnym płynem. Skóra chło paka przybrała niebieskawy odcień, włosy pozlepiane miał pła tami brudu... Na jego szyi i nadgarstkach zauważyła brzydkie czerwone ślady, pozostawione przez ciężkie, żelazne okowy. Do bry Boże, co tu się działo? - zastanowiła się Bliss, czując nagły skurcz żołądka... Czy ogary właśnie tak postępowały ze swymi ofiarami? Nie chciała myśleć o tym, przez co musi przechodzić Jane, jeśli w ogóle pozostaje przy życiu... Dziewczyna zadrżała, poczuła na skórze gęsią skórkę. Teraz, gdy nie była już wampirem, jej ciało nie regulowało temperatu ry tak sprawnie jak dawniej. Ale czy to chłód wywołał te dresz cze, czy może raczej strach? Pochyliła się i dotknęła twarzy chłopaka. Wciąż był ciepły. Delikatnym gestem położyła dłoń na jego kościstym ramieniu. - Wyjdziesz z tego - obiecała i zaczęła się zastanawiać, czy nie skierowała tych słów również do siebie. - Tak, ale ty nie! - Jego oczy nagle ożyły i zanim Bliss zdą żyła choćby mrugnąć, chłopak chwycił ją za szyję i przygwozdził do podłogi. Kolana zacisnął wokół pasa dziewczyny i rozciągnął jej ramiona. Dopiero teraz spostrzegła, że kajdany nieznajome go wcale nie były zapięte. - Kim jesteś? - zapytała, z trudem dobywając kolejne słowa z powodu silnego niczym imadło chwytu chłopaka. Przyjrzała się jego twarzy i ze zdumieniem stwierdziła, że już ją kiedyś wi działa. To jego zobaczyła w wymiarze uroku. Chłopak miał takie same pozbawione wyrazu żółte oczy jak ogar, którego śledziła. - Prawidłowe pytanie brzmi, kim ty jesteś? - spytał niskim, pełnym złośliwości głosem. - Pochodzisz z podziemnego świa ta. Nie zaprzeczaj. W przeciwnym wypadku nie miałabyś tego. - Pociągnął za skórzany rzemień, na którym wisiało Kamienne Serce. - Szpiegujesz dla Romulusa! - Nie mam pojęcia, o czym mówisz, ale jeśli myślisz, że ze mną pójdzie ci łatwo jak z Jane, to bardzo się mylisz - rzuciła Bliss, po czym wyciągnęła rękę i sięgnęła do tylnej kieszeni po ukryte ostrze. Drżącymi palcami schwyciła rękojeść i niepostrzeżenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|