|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyjechał. Rodzice wiedzieli o możliwości odwiedzin z regulaminu, który sami podpisali. W tamtą niedzielę mamy i tatusiowie zaczęli się zjeżdżać właściwie od rana. Odwiedziny trwały do póznych godzin popołudniowych, więc byłam spokojna, wierzyłam, że i moja matka się zjawi. Godziny mijały, pierwsi goście opuszczali kolonię, przychodzili następni, do innych dzieci, a jej wciąż nie było. Wreszcie porzuciłam ławkę z widokiem na bramę wejś ciową, poszłam do sali i wybuchłam płaczem w poduszkę. Park opustoszał po gościach, ławki i świet lica opustoszały. Dziewczynki schodziły się w pawilonie kolonijnym z torbami słodyczy, owoców, z czystymi ubraniami, z dodatkowym kieszonkowym, a ja wciąż płakałam w poduszkę. Jedna z koleżanek, Marysia, podeszła do mnie i zapytała, dlaczego płaczę. Powiedziałam jej, że do każdego ktoś przyjechał, tylko do mnie nie. Zaczęła mi tłumaczyć, że może matka zachorowała albo brat, a może spózniła się na pociąg albo miała jakiś inny ważny powód. Wtedy nie było komórek, zadzwonić można było tylko przez pocztę. Lubiłam ją, była trochę starsza ode mnie, mądra i koleżeńska. Wybrano ją na naszą grupową. Jednak tego popołudnia jej argumenty do mnie nie docierały. Wtedy też poczułam wielką potrzebę wylania z siebie całego ciężaru zawodu i nieszczęścia. Zaczął się mój słowotok, że mam matkę, która się mną nie interesuje, że jej nie obchodzą moje sukcesy, moje marzenia. %7łe ojciec pije i bije nas i ją, ale ona kocha jego, nie mnie. %7łe moja rodzina jest pokręcona i okropna. Całe moje trzynastoletnie życie opowiedziałam Marysi w jednym wielokrotnie złożonym zdaniu, niemal na jednym oddechu. Dopiero wtedy poczułam się lepiej. Marysia przytuliła mnie mocno i tak siedziałyśmy długą chwilę. Potem poszła do swojej szafki, przyniosła mi czekoladę i chusteczkę do nosa. Wytarłam oczy, wysmarkałam nos. Uspokoiłam się. To była pierwsza obca osoba, której opo wiedziałam o moim domu. Pierwszy raz się nie wstydziłam, czułam tylko wielką potrzebę wyrzucenia z siebie choć części tego, co od lat we mnie tkwiło. Ostatniego dnia kolonii ściskałyśmy się z Marysią długo i serdecznie. Po znajomości z nią pozostało mi ledwie kilka zdjęć, rozjechałyśmy się, ona do Warszawy, ja do mojej trudnej codzienności, i kontakt się urwał. Dorastałam i wybierałam coraz poważniejsze lektury. Uwielbiałam okres Młodej Polski, rosyjskich pisarzy i sagi. Zaczytywałam się w Tołstoju i Dostojewskim, wyszukiwałam informacje o rewolucji rosyjskiej i o wielkich planach Hitlera. Ojciec też dużo czytał. Lubił kryminały, sensację i książki historyczne. Ja nigdy nie sięg nęłam po żadną z jego książek. Nie lubiłam kryminałów i sensacji. A może powód był inny? Bo co by było, gdybym wzięła którąś z jego książek, a on akurat by jej potrzebował i nie znalazł? Potem odkryłam opowieści o krakowskiej bohemie, o czasach Przybyszewskiego, jego Dagny i Wys piańskiego. Oczarował mnie obraz Szał uniesień Podkowińskiego - pobudzał mnie do myś lenia. Przez te wszystkie lata raz jeden odważyłam się w domu wypowiedzieć swoją opinię. Było to po przeczytaniu biografii Hitlera. Jeden człowiek, a takie wielkie plany: czystość rasy i podbój świata. Uważam, że był szalony, ale odważny. Za to Lenin był tchórzem. Wolał działać w konspiracji niż otwarcie - powiedziałam z mądrą miną. Ojciec podszedł i uderzył mnie w twarz. Po ciekła mi krew z nosa. Płakałam, a on krzyczał, że wybierze się do mojej szkoły i zapyta, czego mnie tam uczą. Chociaż do szkoły nie poszedł, nigdy więcej nie wypowiedziałam się przy nim na żaden temat. Tym bardziej że zorientowałam się, że jego po prostu nie obchodziło nic, co było związane ze mną, moją nauką i zainteresowaniami. Podczas rozmowy o Hitlerze nie zrozumiał, co chciałam powiedzieć. Normalny ojciec próbowałby dopytać, zrozumieć. W naszym domu nie miałam nikogo do jakichkolwiek dyskusji, na żaden temat. Z rodziną czułam się, jakbym siedziała na bombie. Ciągła krytyka, brak akceptacji,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|