|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
konstrukcji nośnej. - Cofnijcie się! - krzyknął Kasyx. - Uciekajmy stąd! - Uniósł ju\ ramiona, by raz jeszcze spróbować wyrysować ośmiokąt, Samena krzyknęła jednak: - Za tobą! Kasyxie! Za tobą! Kasyx usłyszał maszynę, zanim ją zobaczył. Uszy nagle wypełniło mu furgotanie obracających się tu\ za nim kół. Odwrócił się i zobaczył, \e jedna z maszyn naje\d\a na niego. Usiłował jeszcze odsunąć się, lecz ząb jednego z kół schwycił go za kostkę i nagle jego noga znalazła się do połowy między trybami i sprę\ynami. Krzyknął z bólu, skoczył na wolnej nodze i spróbował rozpaczliwie odepchnąć ciągnącą go za sobą ramę. Gdyby nie miał zbroi, jego noga zostałaby kompletnie zmasakrowana. Zębatki mia\d\yły nagolennik, zrywały rzemienie przy butach. Machina wyła głośno, usiłując swoimi kołami wieńcowymi wciągnąć go w głąb, zębatki tymczasem grzechotały o nakolannik i ochraniacze. Zacisnął zęby i zaparł się o konstrukcję nośną. Czuł, jak napinają się mięśnie, a po twarzy pod hełmem spływa strugami pot. Uwięziona noga piekła jak przypalana i wiedział, \e jeśli choć aa chwilę zwolni uścisk, zostanie wciągnięty do środka mechanizmu i zginie. Mógł u\yć ostatków mocy, by unieszkodliwić machinę. Lecz gdyby to zrobił, zabrakłoby ju\ energii na powrót do realnego świata. Zostaliby uwięziem w mechanicznym mieście do końca jego istnienia, a potem, wraz z obudzeniem się chłopca, zniknęliby na całą wieczność. - Kasyxie! - wołała biegnąca mu na pomoc Samena. - Wracaj! - krzyknął. - Nie podchodz za blisko! Pojawili się równie\ Xaxxa i Tebulot, którzy pomimo ostrze\eń i protestów Kasyxa złapali go pod ramiona, pomagając mu stawiać opór \arłocznej maszynie. - Zostawcie mnie! - za\ądał Kasyx. - Mogę... wyrysować ośmiokąt... potem będziecie mogli - na rany Chrystusa, zostawcie mnie! - Tu nie ma miejsca na męczenników, stary - powiedział Tebulot. - Trzymaj się. Sameno, wez jeden z tych swoich drutów i ucisz to \elastwo. Samena podeszła bli\ej i wystrzeliła z minimalnego dystansu. Drut niesiony przez grot owinął się na trybach szybko i ciasno, mechanizm zatrząsł się, warknął i zatrzymał. - Dobrze - powiedział Tebulot. - Xaxxo, zobacz, czy nie mógłbyś odwalić tych trybów. Wspierając się na ramie maszyny, Xaxxa wymierzył kopniaka w zębatki. Raz, i jeszcze raz, i znowu. W końcu osadzenie osi puściło i trzy zębatki potoczyły się po ziemi. Xaxxa kopnął raz jeszcze i noga Kasyxa była wolna. Odsunęli Stra\nika Mocy od maszyny. Jego noga skręcona była pod dziwnym kątem, skóra pobielała z bólu. - Połó\cie go na chwilę - powiedział Tebulot, lecz Kasyx gwałtownie zaprotestował. - Nie, nie! Uciekajmy! Zbierzcie się tylko wkoło mnie i ruszamy! Zrobili, co kazał. Podeszli blisko, podpierając go tym razem, zamiast jedynie trzymać się za ręce. Kasyx wyrysował w powietrzu iskrzący się błękitny ośmiokąt, uniósł go w górę. Słyszeli jeszcze odgłosy następnych mechanizmów usiłujących ich upolować, Yaomauitl jednak przegapił ju\ swą szansę. Ośmiokąt opadł na ich głowy, a wraz z dotknięciem podło\a przeniósł ich z powrotem do sypialni chłopca. Dom pogrą\ony był ju\ w ciszy, światła wygaszone. Słońce poró\owiło z lekka niebo nad górami Santa Monica. Chłopiec musiał rzucać się we śnie, le\ał bowiem teraz spocony i odkryty, w zmiętej pi\amie, jedną rękę zwieszając poza krawędz łó\ka. Kasyx skrzywił się z bólu i omal nie upadł. - Jezu! To boli - powiedział przez zaciśnięte zęby. - Odprowadzę cię do domu - powiedział Tebulot. - Wszystko powinno się uspokoić, gdy tylko znajdziesz się w swoim ciele. Samena ujęła jego dłoń. - Uwa\aj, Kasyxie. Zadzwonię do ciebie, gdy tylko będę mogła. Xaxxa objął go ramieniem i spojrzał mu w oczy, kiwając przy tym lekko głową. Wyraził tym więcej, ni\ dałoby się powiedzieć. Jesteśmy braćmi, jesteśmy przyjaciółmi, walczyliśmy razem, razem się bawiliśmy. Niewa\ne, \e ja jestem czarny i młody, a ty stary i biały. Jesteśmy Wojownikami Nocy i gdy potykamy się z diabłem, stanowimy jedność. Samena z Xaxxą unieśli się i przelecieli przed dach, znikając w oddali. Tebulot ze wspartym na ramieniu Kasyxem wzniósł się powoli ponad kanionami Beverly Hills. Droga do Del Mar była długa, wiał jednak ciepły wiatr, poranek był słoneczny, a Tebulot miał dość siły dla nich obu. Przeniósł Kasyxa ponad San Juan Capistrano, San Clemente i Cardiff-on-Sea, tak ostro\nie, powoli i troskliwie jak rodzony syn. Nikt nie widział ich przelotu. Słońce świeciło zbyt jasno, a ich widma były przejrzyste jak skrzydła wa\ki i tak ciche jak miła myśl. Nieśli ze sobą jedyną i ostatnią nadzieję na powrót Zmiertelnego Wroga Yaomauitla do wiązowego więzienia w Meksyku. 18 Jennifer obudziła się w środku nocy ociekając potem. Znów śniła ten sen, sen, w którym diabeł le\ał na niej, rozpychając jej nogi i szepcząc do ucha: Teraz będziesz moja . Sen wracał dwa, trzy razy w tygodniu od czasu, gdy spotkała w supermarkecie Bernarda, i zawsze wracał tak samo. Cię\ar ciała, szorstkość sierści, smród oddechu. Jednak tej nocy było inaczej. Obudziła się, zaciskając palce na skłębionym prześcieradle, spocona, roztrzęsiona. Tej nocy czuła coś jeszcze. Coś poruszało się w jej brzuchu. Dziwny, śliski ruch, połączony z silnymi mdłościami, które nie chciały ustąpić. Le\ała teraz w ciemności obok śpiącego Paula, za jedyne towarzystwo mając zielone oczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|