|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zechce. - Dzieła sztuki to teraz gorący towar - zauważył Kolnas. - Lepiej wracaj do swojej restauracji - mruknął Grutas. - I karm za friko gliniarzy, żeby darli twoje mandaty. A jak znowu przyjdziesz tu pojęczeć, przynieś nam trochę kulek ptysiowych. - On jest w porządku - dodał, gdy Kolnas wyszedł. - Oby - odparł Milko. - Nie chcę prowadzić restauracji. - Dieter! Gdzie jest Dieter? - Grutas załomotał do drzwi kabiny na dolnym pokładzie i gwałtownie je pchnął. W kabinie siedziały dwie młode przestraszone kobiety, przykute łańcuchem do ramy łóżka. Dwudziestopięcioletni Dieter trzymał jedną z nich za włosy. - Podbijesz jej oko albo rozetniesz wargę i forsę szlag trafi - warknął Grutas. - A tę na razie zabieram. Dieter puścił kobietę i zaczął szperać po kieszeniach w poszukiwaniu kluczyka. - Eva! Do kabiny weszła starsza kobieta; stanęła pod ścianą. - Doprowadz ją do porządku - rzucił Dieter. - Mueller zawiezie ją do domu. Grutas i Milko szli przez magazyn do samochodu. W odgrodzonej sznurem części magazynu stały skrzynie z napisem: Gospodarstwo domowe . Grutas zauważył tam angielską lodówkę. - Milko, wiesz, dlaczego Angole piją cieple piwo? Bo używają lodówek Lucasa. Oni, ale nie ja. Ja chcę mieć Kelvina, Frigidaire'a, Magnavoksa albo Curtisa - Mathisa. Dla mnie wszystko musi być amerykańskie. - Podniósł pokrowiec pianina i zagrał kilka taktów. - Jak z burdelu. Nie chcę. Kolnas znalazł dla mnie Bosendorfera. Jest najlepsze. Odbierzesz je w Paryżu, kiedy będziesz załatwiał... tę drugą sprawę. 47 Czekała w jego pokoju, wiedząc, że do niej nie przyjdzie, zanim się porządnie nie umyje i nie przebierze. Nigdy jej tu nie zapraszał, ale nie myszkowała. Obejrzała tylko rysunki na ścianach, ilustracje medyczne, które zajmowały ponad połowę pokoju. Położyła się na jego łóżku, częściowo osłonięta skosem sufitu. Na małej półce naprzeciwko łóżka stał oprawiony w ramki obraz, przykryty haftowanym w czaple jedwabiem. Leżąc na boku, wyciągnęła rękę i lekko odchyliła materiał. Zasłaniał piękny rysunek jej nagiej w kąpieli, ołówek, kreda i pastele. Na dole widniała pieczęć Wieczność w ośmiu pociągnięciach pędzlem oraz kilka niewielkich japońskich symboli w stylu trawiastym, niezbyt pasujących do kwiatów wodnych . Długo przyglądała się rysunkowi, potem zasłoniła go, zamknęła oczy i przypomniał jej się wiersz Yosano Akiko: Pośród tonów koto słychać Głęboką, tajemniczą nutę, Dzwięk, który dochodzi Z mej piersi. Drugiego dnia, niedługo po wschodzie słońca, usłyszała kroki na schodach. Szczęknął klucz w zamku i oto stanął przed nią Hannibal, brudny i zmęczony, z plecakiem w ręku. Wstała. - Hannibalu, muszę posłuchać twojego serca. Serce Roberta umilkło. Twoje umilkło w mych snach. - Podeszła bliżej i przyłożyła ucho do jego piersi. - Pachniesz dymem i krwią. - A ty, pani, jaśminem i zieloną herbatą. Pachniesz spokojem. - Jesteś ranny? - Nie. Tuż przy twarzy miała pęk nadpalonych nieśmiertelników, które zwisały mu z szyi. - Zabrałeś je zmarłym? - Zmarłym? - Sowiecka policja wie, kim jesteś. Był tu inspektor Popił. Jeśli do niego pójdziesz, pomoże ci. - Ci ludzie nie umarli. %7łyją i dobrze się mają. - Tu, we Francji? W takim razie wskaż ich inspektorowi Popilowi. - Francuskiej policji? Dlaczego? - Hannibal pokręcił głową. - Jutro niedziela czy coś mi się pomyliło? - Tak, niedziela. - Pojedz ze mną, pani. Wpadnę po ciebie. Chcę, żebyś obejrzała pewnego potwora i powiedziała mi, że winien bać się francuskiej policji. - Inspektor Popił... - Kiedy go zobaczysz, przekaż mu, że mam dla niego list. - Hannibal pokiwał głową. - Gdzie się kąpiesz? - Pod prysznicem w prosektorium. Właśnie tam idę. - Chcesz coś zjeść? - Nie, dziękuję. - W takim razie prześpij się. Będę z tobą. Jutro, pojutrze i we wszystkie następne dni. 48 Jezdził dwucylindrowym boxterem BMW, motocyklem, który porzucili uciekający Niemcy. Motocykl był polakierowany na czarno, miał niską kierownicę i wysokie siodełko z tyłu. W opasce na głowie i w długich butach pani Murasaki przypominała trochę paryskiego apasza. Jej ręce spoczywały lekko na biodrach Hannibala. Nocą padało, ale teraz, o poranku, jezdnia była sucha i czysta, tak że opony miały dobrą przyczepność, gdy maszyna pochylała się na zakrętach, mknąc drogą przez las Fontainebleau, przecinając pasy słońca i cienia, mijając zagłębienia terenu, gdzie wciąż było chłodno, i śmigając po otwartej przestrzeni, gdzie w twarz bił strumień ciepłego powietrza. Siedzący z tyłu ma wrażenie, że kąt pochylenia motocykla jest większy niż w rzeczywistości i przez kilka pierwszych kilometrów Hannibal czuł, jak pani Murasaki odchyla się w przeciwną stronę w obawie przed upadkiem, ale potem zawierzyła mu - co najmniej na pięć stopni - i jej ciężar zlał się z jego ciężarem. Minęli żywopłot obsypany kapryfolium i powietrze zgęstniało tak bardzo, że mogła je posmakować. Gorący asfalt i kapryfolium. Z Cafe de L'Est na zachodnim brzegu Sekwany, mniej więcej kilometr za Fontainebleau, roztacza się ładny widok na las po drugiej stronie rzeki. Silnik motocykla umilkł i stygnąc, zaczął metalicznie tykać. Tuż przed wejściem na taras jest ptaszarnia z trznadlami, tajną specjalnością restauracji. Przepisy zakazujące ich serwowania ciągle się zmieniały. W jadłospisie trznadle figurowały teraz jako skowronki. Trznadel jest dobrym śpiewakiem, a te w klatce wyraznie cieszyły się słońcem. Hannibal i pani Murasaki przystanęli, żeby na nie popatrzeć. - Są takie małe, takie piękne - powiedziała pani Murasaki wciąż podekscytowana jazdą. Hannibal pr2ylożył czoło do prętów ptaszarni. Trznadle kręciły główkami, żeby przyjrzeć mu się to jednym, to drugim okiem. Zpiewały w dialekcie bałtyckim, który znał z rodzinnych stron. - Są takie same jak my - powiedział. - Czują zapach piekących się braci, mimo to próbują śpiewać. Chodzmy. Trzy czwarte stolików na tarasie było zajęte przez miejscowych i gości z miasta w niedzielnych garniturach, którzy jedli wczesny obiad. Kelner znalazł dla nich miejsce. Mężczyzni przy sąsiednim stoliku zamówili pieczone trznadle. Gdy im je podano, pochylili się nisko nad talerzami i przykryli sobie głowy serwetką, żeby dłużej zatrzymać zapach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|