|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poszukali schronienia. Co by było, gdybyśmy ugrzęzli w zaspie i nie mogli jechać dalej? Miles pokiwał głową. - Lepiej o tym nie myśleć. Gdy w końcu nadszedł czas na sen, postanowili spędzić noc osobno - dla przyzwoitości. - Chociaż przecież jesteśmy tu z dala od rodziny, przyjaciół i plotek - zauważył Miles. - Kto więc miałby wiedzieć, co robimy? - Przede wszystkim my sami - zauważyła rozsądnie Rose. Wiedziała już, jak to jest stracić dobrą opinię, i nie chciała ponownie ryzykować. Tak więc Jennie, jej pokojówka, oświetliła im świecą drogę na górę. Miles wyjaśnił, że pójdzie spać nieco pózniej. W sypialni w niewielkim kominku płonął ogień, lecz pomieszczenie było wychłodzone. Na szczęście w łóżku leżał już gorący termofor. - Zimno tu - zauważyła Rose - ale lepiej spędzić noc pod dachem niż w powozie, prawda? Jennie pokiwała głową. - Albo w stodole przy stajni, jak ta dwójka biedaków, których gospodarz musiał odprawić z kwitkiem z braku miejsc. Właściciel zajazdu nic nie wie, że się tam skryli - chyba że już powędrowali szukać lepszego lokalu. Jeden ze stajennych mówił, że w ich powozie urwało się koło, niedaleko zajazdu. Rose, która właśnie ściągała buty, natychmiast włożyła je z powrotem. - Czy to prawda, Jennie? Jeśli tak, możemy przecież ustąpić im miejsca. Jestem pewna, że sir Miles przyzna mi słuszność. Jak mogłaby spać spokojnie ze świadomością, że dwójka Bogu ducha winnych ludzi dygocze z zimna w lodowatej stodole? Rose sięgnęła po szal, który wcześniej odłożyła na krzesło. - Jennie, w którym pokoju ulokowano sir Milesa? - Jego służący wspomniał, że naprzeciwko naszego. - Zaczekaj tutaj. Muszę natychmiast z nim porozmawiać. - Z tymi słowami wyszła na korytarz i zastukała do drzwi przyjaciela. Otworzył jej służący Milesa, Blagg. Wyglądał na zaskoczonego widokiem Rose. - Chciałam zamienić słowo z twoim panem - oświadczyła. - Przekażę mu - odparł Blagg i powrócił do środka. Chwilę pózniej w drzwiach stanął Miles. Był w koszuli, zdjął krawat. - Co z tobą, Rose? Wyglądasz na przejętą. Zawahała się. Co on sobie pomyśli, usłyszawszy jej propozycję? A jeśli odmówi pomocy? - Mogę wejść? Nie chcę rozmawiać na korytarzu. - Naturalnie, lecz dla przyzwoitości Blagg powinien z nami pozostać. - Doskonale. Gdy weszła do sypialni Milesa, wszystkie zakazy obowiązujące kobiety z wyższych sfer nagle znikły, podobnie jak obawy i wątpliwości. - Drogi Milesie, właśnie mi powiedziano, że zajęliśmy ostatnie wolne pokoje. Tuż po nas przybyli podróżni, których powóz uległ uszkodzeniu i którzy szukali noclegu. Wiem od mojej służącej, że nieznajomi mają nocować w stodole, bez jedzenia, na mrozie, przy tak okropnej pogodzie. Jestem pewna, że gdyby poinformowano nas o odprawieniu ich z kwitkiem, udostępnilibyśmy im jeden z pokoi. Mogłabym zwolnić pomieszczenie zajmowane przeze mnie i Jennie. - W rzeczy samej - przyznał Miles. - Tak nakazywałaby zwykła przyzwoitość. Co proponujesz? - Może pójdziesz ze mną do stodoły, by sprawdzić, czy oni wciąż tam są, a jeśli tak, poprosimy gospodarza o zakwaterowanie ich w moim pokoju. Nie zważając na obecność Blagga, Miles objął Rose i delikatnie ucałował ją w policzek. - Raczej nie powinnaś mi towarzyszyć. Jest mróz, a stodoła to nieodpowiednie miejsce dla damy. - Pozwól mi iść ze sobą. Pomyśl, wszak to moja wina, że zajazd jest przepełniony. Gdybym nie uciekła z zamku Morton i nie pędziła do domu jak szalona, nie wyruszyłbyś za mną, nie zajęlibyśmy wolnych pokoi, a gospodarz z radością ugościłby tych ludzi. Muszę im pomóc, bo, jak słusznie zauważyłeś, tak nakazuje przyzwoitość. - Doskonale, lecz najpierw wróć do siebie, włóż buty i płaszcz. Potem przyjdz tu z powrotem. Ja też muszę się przygotować na spotkanie ze srogą zimą. - Chyba nie wyolbrzymiam problemu, prawda? - spytała zaniepokojona, stojąc na progu. - Nie mogłabym zasnąć ze świadomością, że jacyś nieszczęśnicy marzną z mojego powodu. Miles natychmiast do niej podszedł, objął ją i ponownie pocałował. - Skąd, postępujesz słusznie. Chwali ci się, że myślisz o innych w sytuacji, w której tak niewielu ludzi kiedykolwiek myślało o tobie. Uważam, że powinnaś jeszcze owinąć szyję szalem, o ile nim dysponujesz. Co za praktyczny mężczyzna, pomyślała radośnie Rose. Kiedy Jennie wyszukiwała ciepłą odzież i pomagała swojej pani się ubrać, przybyli kolędnicy. Gdy Rose i Miles wychodzili z budynku i kierowali się do stodoły, wszędzie rozbrzmiewały wesołe przyśpiewki. Po drodze nie napotkali nikogo, gdyż służba, a także gospodarz z żoną, słuchali kolęd i popijali wino. - Może powinniśmy wyjaśnić właścicielowi, co zamierzamy zrobić? - zapytała z wahaniem Rose. Miles przecząco pokręcił głową. - Jeśli w stodole nikogo nie zastaniemy, wyjdziemy na głupców. Natomiast jeżeli ktoś tam będzie, zabierzemy go pod dach. Nie wyobrażam sobie, by gospodarz stwarzał trudności. Gdy wyszli, śpiewy nieco przycichły. Podążyli przez podwórze do stodoły; zgodnie z oczekiwaniami na dworze nie spotkali nikogo. Rose zaczęła się obawiać, że nikogo nie znajdą, a cała wyprawa w poszukiwaniu zmarzniętych podróżnych okaże się zbędna. Drzwi do stodoły były zamknięte. Miles otworzył je z trudem. Rose pomyślała, że sama nigdy by sobie z nimi nie poradziła. Dobrze się zatem stało, że poprosiła Milesa o pomoc. Po wejściu do środka nie zamknęli za sobą drzwi, by przyświecał im blask księżyca; mimo to w stodole było ciemno. Z odległego końca stodoły dobiegł ich szelest słomy. Miles podszedł bliżej i uniósł wysoko świecznik. - Hej, hej! - zawołał. - Jeśli ktoś tam się skrywa, niech odpowie. Przybywamy z pokojowymi zamiarami, chcemy pomóc, nie zrobimy nikomu krzywdy. Przez moment panowała cisza, po chwili usłyszeli odgłos kroków. Z mroku wyłonił się mężczyzna średniego wzrostu, przyzwoicie ubrany w strój typowy dla rzemieślnika. - Mówicie prawdę? - spytał niepewnie. - Nie przybywacie po to, by nas wyrzucić? - Bynajmniej - zapewniła go Rose. - Przyszliśmy, by zaproponować wam pokój w zajezdzie. Rozumiem, że jest was dwóch. Gdzie pański towarzysz? Mężczyzna westchnął ciężko. - Mój towarzysz to moja żona i choć to jeszcze nie pora, lada chwila urodzi dziecko. Rose wysunęła się przed Milesa. - Dziecko! - wykrzyknęła. - Gdzie ona jest? Mężczyzna machnął ręką w stronę ciemnego kąta. - Tam. Przygotowałem jej prowizoryczne posłanie, żeby nie marzła, lecz obawiam się, że chłód może ją zabić, nawet jeśli nie dokona tego nadchodzący poród. Rose pobiegła do kąta, w którym leżała wiązka słomy, a na niej ciężarna, przykryta dwoma ubogo wyglądającymi paltami: swoim i męża. - Nie mogę jej zostawić samej - wyjaśnił mężczyzna - nawet po to, żeby iść do powozu po najniezbędniejsze rzeczy. Urwało się nam koło. Boję się, że dziecko przyjdzie na świat pod moją nieobecność. To nasz pierwszy potomek. Rose wręczyła mężczyznie świecznik, uklękła, wzięła kobietę za lodowatą rękę i delikatnie ją pomasowała. Nieznajoma była młoda i niewątpliwie ładna, choć teraz jej twarz przybrała barwę popiołu. Pojękiwała i drżała, zmarznięta na kość i wstrząsana skurczami zapowiadającymi rychły poród. - Zaraz wszystko będzie dobrze - pocieszyła ją Rose. - Za chwilę wejdziemy do środka, tam jest ciepło, a dziecko bez problemów przyjdzie na świat. Trzeba natychmiast przenieść ją do pokoju - zwróciła się do Milesa. - Ktoś musi niezwłocznie sprowadzić położną, o ile mieszka w okolicy. Dacie radę wspólnie ją przetransportować? - A co na to właścicielka zajazdu? - zawahał się mężczyzna. - Lepiej dla niej, żeby nic nie mówiła - powiedziała groznie Rose. Miles spojrzał na bladą twarz mężczyzny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|