|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ważniejsze, bo nazwisko kobieta mogła zmieniać praktycznie na zawołanie. Właśnie kończył relacjonować Mac najświeższe wiadomości, kiedy drukarka ożyła, robiąc przy tym znacznie większy hałas, niż można by się spodziewać, sądząc po jej miniaturowych rozmiarach. Po kilku chwilach mieli nieco zamazaną reproduk- cję zdjęcia z prawa jazdy. Cade uniósł wydruk do góry i powiedział: - Poznaj Shirley Lambert. - Wychylił się i pokazał Mac fotografię, a tymczasem drukarka zaczęła drukować kolejną stronę. - Może to nie być jej prawdziwe nazwisko, ale przynajmniej tak się nazywała, kiedy wyrabiała sobie prawo jazdy. Jego ważność wprawdzie już wygasła, ale Megan posłużyła się numerem jej książeczki ubezpieczeniowej i dotarta do Phoenix, gdzie ta kobieta prawdopodobnie mieszka w tej chwili. Tak więc mamy coś na początek. Schował sprzęt i wrócił na przednie siedzenie. Mac długo patrzyła na fotografię. Potrząsnęła głową i oddała mu zdjęcie. - Sanitariusze mieli rację. Gdyby ta kobieta zwróciła się do mnie, też bym ją podwiozła. Ona wygląda jak uosobienie przyzwoitości. - Urwała i zacisnęła wargi. - Masz rację. To prawdopodobnie szeroko zakrojona akcja. Niewykluczone, że porwanie Heather było tylko jednym z innych tego rodzaju przestępczych poczynań. - Pytanie brzmi, jaki jest zasięg tej organizacji. - Cade spojrzał na drugi arkusz, który nadała mu Megan. Tym razem rzecz dotyczyła adwokata. Liczba podanych faktów była wręcz imponująca. - Adwokat, z którym kontaktowała się ta kobieta, spe- - 76 - S R cjalizuje się w prywatnych adopcjach. - Przemknął wzrokiem po numerach, które skopiowała dla niego Megan. Ten człowiek wpłynął na życie tylu ludzi! Złożył kartkę i schował ją do kieszeni. - Ciekawe, ilu rodziców szuka tych dzieci? Wolała się nawet nie zastanawiać nad implikacjami tego pytania. Były po prostu zbyt straszne. Już samo myślenie o uprowadzeniu Heather sprawiało jej nieznośny ból. Nagle coś przyszło jej do głowy. - Ale skoro my tak myślimy, czemu policja wcześniej się nimi nie zainteresowała? - Może nie było nic, co wskazywałoby na to, że mają jakiekolwiek powiązania z porywaczami. W końcu ci ludzie to nie amatorzy. - Już sama pozycja adwokata o tym świadczyła. - Większość z tych adopcji przeprowadzono w sposób legalny. - Spróbował postawić się w położeniu adwokata. - Niewykluczone, że z powodu braku dzieci, oficjalnie przeznaczonych do adopcji, mecenas Taylor i jego banda próbują na własną rękę rozkręcać interes. - Spojrzał z westchnieniem na budynek. - Nie wiadomo, od jak dawna trwa ten proceder. - Co teraz zrobimy? - Poczekamy jeszcze trochę. Może nasza pani się pojawi. - Czuł, że ten pomysł nie podoba się Mac. - Jak nie, to pojedziemy sprawdzić jej adres. - Miał przeczucie, że adres jest fałszywy. - No i musimy porozmawiać z porucznikiem Grahamem Redhawkiem. Mac uznała, że to za bardzo przypomina kręcenie się w kółko. - I to wszystko? Było jeszcze coś, nad czym Cade właśnie się zastanawiał. Coś znacznie bardziej skomplikowanego niż to, co jej zaproponował. Nie chciał jeszcze o tym mówić. - Nie. To dopiero początek. Mac zmarszczyła brwi, a potem z westchnieniem zapytała: - Co ty na to, żeby po prostu wejść do środka i siłą wyciągnąć z tego faceta potrzebne informacje? Nie ma takiej możliwości? Cade roześmiał się. - 77 - S R - To plan awaryjny. - Co jak co, ale tej kobiety na pewno nie można było oskarżyć o siedzenie z założonymi rękami. A jemu z jakichś przyczyn bardzo się to podobało. ROZDZIAA 8 Kane uprzedził, że się tu wybieracie - powiedział porucznik Graham Redhawk, wpuszczając Mac i Cade'a do pustego pokoju. - Jestem doktor McKayla Dellaventura. Heather to moja siostrzenica - zaczęła Mac, zanim Cade zdążył cokolwiek powiedzieć. - Czy Kane mówił też panu, o co chodzi? Redhawk pokiwał głową. - To poważna sprawa - stwierdził szorstko, żeby ukryć współczucie. - Jak mogę państwu pomóc? - Oficjalnie? - Mac chciała mieć absolutną pewność co do tego, jakiego rodzaju pomocy mogą się spodziewać. Z doświadczenia wiedziała, że wszystko, co oficjalne, było znacznie trudniejsze do osiągnięcia. - Oficjalnie czy nie, nie ma to dla mnie żadnej różnicy, o ile w grę nie wchodzi bezpośrednie łamanie prawa. - Redhawk popatrzył uważnie na Mac i Cade'a. - Nie potrafię sobie wyobrazić nic gorszego niż to, że ktoś mógłby porwać moje dziecko. Bez względu na to, w jakim byłoby wieku - dorzucił. Pomyślał, że jego pierworodny syn rósł tak szybko. Czy to możliwe, że kiedykolwiek był w wieku tej małej, porwanej dziewczynki, Heather? - Jak mogę państwu pomóc? - powtórzył łagodnie, patrząc na Mac. Cade streścił mu pokrótce całą historię i zdał relację z przebiegu dwóch ostatnich dni. Podał też wszystkie informacje, jakie udało im się zdobyć. - Naszym zdaniem dziecko uprowadziła ta kobieta - powiedział, kładąc na biurku Redhawka komputerowy wydruk zdjęcia, przesłanego przez Megan. Porucznik uważnie przyjrzał się fotografii, ale ani twarz, ani nazwisko nie wywołały u niego żadnych skojarzeń. - 78 - S R - Mogę sprawdzić, czy nie jest notowana. - Nie jest notowana - powiedział Cade - a przynajmniej nie pod tym nazwiskiem. Redhawk otworzył drzwi. - Bez obrazy, ale pewne rzeczy lubię sam sprawdzić. Uważam, że co dwie pary
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|