|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jego rodziny, jak i jej. Ale wiedział, że dokonał już wyboru. Przypomniał sobie słowa babci: Zniło mi się, że gonisz za słońcem. Czy jest z tym związane jakieś niebezpieczeń- stwo, babciu? zapytał wtedy. W pewnym sensie tak, ale pokonasz je, bo masz duszę wielkiego wojownika odpowiedziała. Duszę wielkiego wojownika? Nie był tego taki pewien. Wiedział jednak, co musi zrobić. Ta wiedza niczego nie ułatwiała. Maxie wybrała czerwono-złote słońce. Poprosiła o wytatuowanie go wokół pępka. I wtedy przypomniał sobie ostrzeżenie babci. Nie można złapać słońca, nie parząc się przy tym. Rozdział dziesiąty Leżał obok Maxie, udając. Udając, że nic dla niego nie znaczyła, że gdyby byli kilka minut od Sedony, zabrałby ją prosto do więzienia i zostawił tam, a potem wziął pieniądze i wrócił do domu. Napiłby się zimnego piwa i podziękował swojej szczęśliwej gwiezdzie, że ma to już za sobą. Ciche dzwonienie jego telefonu komórkowego spowodowało, że wyciągnął dłoń i otworzył klapkę. Spojrzał na Maxie, ale nie obudziła się. Halo? Jego głos był zachrypnięty. Austin? Mama. Usiadł w łóżku. Coś się stało? Matka nigdy nie dzwoniła do niego, kiedy praco- wał, chyba że miała jakąś poważną sprawę. Nie dawałeś znaku życia od kilku dni. Wszyst- ko w porządku? W pogoni za szczęściem 215 Nie martw się, mamo. Wszystko w porządku. Mam nad wszystkim kontrolę. Głos matki był stłumiony, kiedy powiedziała: Trzymaj się. Myślę o tobie. Odwrócił się, żeby Maxie nie słyszała tego, co powie. Kocham was wszystkie. Niedługo wrócę. Odłożył telefon na stolik i znów się położył. Zamknięcie oczu zintensyfikowało jej słodki za- pach. Ten słodki zapach, którego nigdy nie będzie mu za dużo i którego nigdy nie zapomni. Na zewnątrz było cicho, nie licząc śpiewu pta- ków. Za to w jego wnętrzu panowała wrzawa. Ale cóż, sam jest sobie winny. Wiedział od początku, że ta dziewczyna to kłopoty. Dziękował tylko Bogu, że nie uczynił żadnych wyznań, z których nie mógłby się pózniej wycofać. Potrzebował jej, ale poddanie się temu wydawało mu się skakaniem prosto w ogień. Aatwo było marzyć. Kiedyś często to robił. Wyob- rażał wtedy sobie, że jego ojciec nie umarł i że wciąż byli rodziną. Marzył, że służy społeczeństwu jako agent FBI. Ale teraz nie umiał sobie wyobrazić żadnego dobrego wyjścia z tej sytuacji. Musiał ją zawiezć do Sedony, a jednocześnie chciał się stać częścią jej życia. Oszaleje przez tę dziewczynę. Cokolwiek zrobi, straci ją. Jeśli ją zawiezie do Sedony, straci ją. Jeśli ją puści, straci ją. Znów przegra i zostanie sam. Dobrze przynajmniej, że 216 Karen Anders matka zadzwoniła. Ten telefon przypomniał mu o obowiązku opiekowania się rodziną. Nagle zrozumiał, dlaczego pozwalał, żeby marze- nia przelatywały mu przez palce. Bał się straty, od kiedy stracił ojca, a potem matkę na rzecz ojczyma. Była w nim głęboka pusta studnia, którą mogła łatwo zapełnić Maxie. Chciał tego. Otworzył oczy i odwrócił głowę. Serce mu się ścisnęło i głęboko westchnął. Była przepiękna, gdy tak leżała naga, z gładkimi ramionami nad głową, z lekko roz- chylonymi słodkimi ustami i potarganymi, złotymi włosami. Sięgnął pod łóżko, gdzie schował kluczyk. Bardzo delikatnie otworzył kajdanki i położył je na stoliku nocnym. Potem poruszył się nad nią i dopadł jej ust, jakby były latarnią pośród ciemnej, zimnej i samotnej nocy. Jej usta były gorącym, wilgotnym zaprosze- niem, obietnicą sekretów i przyjemności. Rozdzielił brutalnie jej wargi językiem i zaczął poruszać nim wewnątrz jej ust. Jego atak spotkał się z entuzjaz- mem i życzliwym przyjęciem. Wzięła jego twarz w dłonie i przyciągnęła bliżej, wysyłając swój język na zwiady. Jęknął; był to dzwięk pełen głodu, wezwanie kierowane do jej serca. Odpowiedziała mu jękiem pełnym tęsknoty, który nie pozostawiał wątpliwo- ści co do jej uczuć. Klęcząc na łóżku między jej nogami, przyciągnął W pogoni za szczęściem 217 ją do siebie. Objęła nogami jego biodra, a rękami szyję. Jej oczy były senne, zamglone, wypełnione czymś, o czym wiedział, że było tylko dla niego, a usta były pełne i wilgotne, nabrzmiałe od pożąda- nia, wygięte z rozkoszy. Czuł na piersi jej twar- de sutki. Miał wrażenie, że traci nad sobą kontrolę. A przecież był mężczyzną, który kierował własnym losem, miał władzę nad tym, co brał i dawał. Zcisnęła nogami jego biodra i wygięła się, piesz- cząc jednocześnie jego uda i pośladki. Potem zaś przesunęła rękę i ścisnęła mocno jego męskość. Zadrżał i jęknął, podnosząc biodra i wsuwając swój twardy członek w jej dłoń. Poczuł jej palce zaciskające się na nim, a następnie rozluzniające uchwyt. Wzdychał z każdym ruchem jej ręki. Jego członek stał się większy, a on stracił tę resztkę kontroli, jaką nad sobą jeszcze miał. Maxie. Złapał ją za nadgarstek i przytrzymał
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|