|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ja też. Spojrzała mu prosto w oczy. Będzie twierdził, że zapewni Mitchellowi warunki, jakich ja mu zapewnić nie mogę. Sąd na pewno mu uwierzy. Na litość boską, przecież ja sama mu uwierzyłam! Dlatego wy- szłam za niego za mąż. Ale się rozwiodłaś. Przecież to damski bokser. Jest ojcem Mitchella. 192 Virginia Kantra A ty jesteś jego matką powiedział na tyle spokoj- nie, na ile go było stać. Jesteś jego głównym opieku- nem. Sędziowie zwracają uwagę na takie rzeczy. Rob specjalnie cię straszy. Nie mogę ryzykować. Nie rozumiem. On się denerwuje, że włączyłeś się w sprawę Val. Chcesz, żebym przestał się tym zajmować? Nie. Czy udało ci się znalezć jakiś związek pomię- dzy Robem a tym motelem? Wiedział, że nie spodoba jej się to, co miał do powiedzenia. Jemu samemu też się nie podobało. Jeszcze nie przyznał. Nikt nie potrafił z całą pewnością potwierdzić tożsamości Roba. Może gdybym miał zdjęcie, udałoby mi się odświeżyć czyjąś pamięć. Kierownik nie pamięta, czy Rob był w motelu zeszłego lata, recepcjonista też nie, a sprzątaczka pracuje tam dopiero kilka miesięcy. A co z dokumentami? Powiedziałeś, że mogą być jakieś zapiski. Mam nakaz sądowy. Dyrekcja motelu ma przed- stawić wszystkie rachunki z ubiegłego roku, ale to im zajmie trochę czasu. Mam wrażenie, że i tak nic nie znajdziemy. Na pewno zapłacił gotówką ukradzioną z restauracji. Przepraszam, że przeze mnie zmarnowałeś cały dzień. Tego bym nie powiedział zakpił. Jak dotąd udało mi się wyciągnąć z laboratorium tyle informacji, że z powodzeniem mogę zamknąć Cona MacNeilla, a twoje- go męża doprowadziłem do takiego stanu, że znowu zaczął ci grozić. Całkiem niezle, jak na jeden dzień. Odszukać szczęście 193 Na pewno coś znajdziesz pocieszyła go Ann z pełnym przekonaniem. Przecież musi tam coś być. Nie zasługiwał na jej zaufanie. Nie zrobił nic, żeby zasłużyć na ciepło, które odczuwał, kiedy patrzyła na niego tymi swoimi zielonymi oczami. To śledztwo musiało skończyć się fiaskiem, ale nie mógł jej tego powiedzieć, nie mógł zburzyć kruchego spokoju jej ducha. Na pewno powiedział bez przekonania. Powinieneś się przespać. Maddox nie chciał spać. Chciał ją tulić do siebie tak długo, aż wreszcie przestanie się denerwować. A potem kochać się z nią do utraty tchu. Wiedział, że nie dostanie tego, czego tak bardzo pragnął. Nie będzie ani seksu, ani wieczornych po- wrotów do domu okraszonych jej uśmiechem. Chociaż... Można byłoby przecież zostać w Cutler i spróbować. Przynajmniej zapytać, czy by się nie zgodziła. Nieważne, pomyślał. Annie była śmiertelnie zmęczona. Poza tym jakoś nie mógł sobie wyobrazić, że zaprosi go do swojej sypialni, kiedy jej syn śpi po drugiej stronie korytarza. A więc została mu kanapa. Znowu. Maddox westchnął, rozejrzał się za pościelą, którą rano staranie złożył. Ann stała przed nim z mocno zaciśniętymi wargami. Zanosiło się na kłopoty. Co się stało? spytał. Przecież ci mówiłam powiedziała z trudem. Ludzie gadają. Nie mogę ryzykować plotek. Nie zrobię niczego, co Rob mógłby wykorzystać przeciwko mnie. Jemu się nie podoba, że my... %7łe jesteśmy sobie bliscy. 194 Virginia Kantra A więc nawet nie kanapa, pomyślał. Samochód. Jak daleko mam się trzymać od ciebie, żeby był zadowolony? zapytał. Na podjezdzie? A może po drugiej stronie ulicy? Jej wymowne milczenie było gorsze od najgorszej awantury. Jak chcesz, to zapukam do twoich sąsiadów i po- proszę o możliwość skorzystania z toalety próbował obrócić wszystko w żart. To powinno ich przekonać, że nie śpię u ciebie. Cały jego wysiłek poszedł na marne, bo Ann nawet się nie uśmiechnęła. Pocałuj mnie poprosił. Po co? Całujesz mnie tylko wtedy, kiedy czegoś ode mnie chcesz? Chyba chcę tego samego, co wszystkie inne kobie- ty. Niestety, dzisiaj tego nie dostanę. Jej szczery żal podniecił go bardziej niż najbardziej uwodzicielskie zaproszenie. No, to pocałuj mnie na dobranoc poprosił. Nie tylko go pocałowała, ale przytuliła się do niego całym ciałem. Maddox przeklinał w duchu Roba Crossa. Ann co chwilę podchodziła do okna. Auto Maddoxa znów stało po drugiej stronie ulicy. Właściwie należało iść do niego i powiedzieć mu, że cztery metry asfaltu raczej nie zabezpieczą jej przed plotkami, ale nie zrobiła tego, tylko stała i patrzyła, jak Maddox wychodzi z auta. Był bardzo pociągający. Nawet po nieprzespanej nocy, w pogniecionym mundurze. Ann pomyślała, że chciałaby się do niego przytulić, chciałaby Odszukać szczęście 195 się z nim kochać. Nawet ją samą zdumiała ta nieoczeki- wana myśl. Uśmiechnęła się do siebie. Nikt by nie zgadł, że nieśmiała Annie Barclay mogłaby snuć marzenia o przystojnym Palmerze juniorze. To było tak, jakby dając jej siebie, swoje pieszczoty i pochwały, przywrócił jej część własnego ja. Choćby za to jedno musiała mu być wdzięczna. Nie tylko wdzięczna, pomyślała, patrząc na niego spoza zasłony. Wdzięczność to za słabe słowo, nie oddawało w pełni uczuć, jakie żywiła wobec Maddoxa. Podziwiała go za odpowiedzialność, za upór, z jakim ją chronił, ale przede wszystkim podobała jej się ta kobieta, którą widziała w jego oczach. Ta kobieta była niebezpiecznie bliska zakochania się w tym mężczyznie. Przeraziła się. Przecież wiedziała, że jej nie wolno. Nie mogła pozwolić kolejnemu mężczyznie na przejęcie kontroli nad jej sercem, nad jej przyszłością i nad jej synem. Nawet takiemu wspaniałemu mężczyznie, jak Maddox. Zaraz jednak uspokoiła samą siebie. Maddox nie zamierzał jej kontrolować. Chciał tylko jej ciała i tylko na dwa tygodnie. Pragnęła tych dwóch tygodni jak niczego innego na świecie. Pragnęła ich tak bardzo, jak bezpieczeństwa dla swojego syna. %7łeby je dostać, żeby mieć i jedno, i drugie, musiała sprawić, by grozby Roba straciły swoją moc. Niosła kubek z kawą, jakby to była ofiara, a nie zwyczajna poranna kawa. Kątem oka zauważyła Dorothy Hicks, stojącą w szlafroku przed swoim domkiem. 196 Virginia Kantra Maddox podniósł gazetę, którą gazeciarz zostawił przed domem, podał ją starszej pani. Coś do niej powiedział i Dorothy w mgnieniu oka schowała się do domu. Co jej powiedziałeś? spytała Ann, podając mu kawę. %7łe wcale nie pilnuję twojego domu, tylko ją obserwuję. No tak Ann się uśmiechnęła to powinno uciąć sąsiedzkie plotki. Idioci! Takie już jest to miasteczko. Gdybyś zatrzymał auto dziesięć kilometrów stąd, a ja miałabym na sobie pas cnoty, i tak znalazłby się ktoś, kto by przysiągł, że mamy się ku sobie. I miałby rację. Maddox omal się nie zakrztusił. Dobry moment sobie wybrałaś na mówienie mi takich rzeczy stwierdził, kiedy wreszcie doszedł do siebie. Na wszystko wybrałam sobie dobry moment. Oparła się o samochód tuż obok niego. Porozma- wiasz dzisiaj z Conem? Koniecznie. Muszę ustalić jego alibi, żeby obrońca Roba nie mógł zarzucić policji bezczynności. Chciałabym pomóc. Jak chcesz pomóc, to dbaj o siebie. Zostań dzisiaj z Val. Najlepiej nie wychodz z restauracji. Dzisiaj pracuję tylko od dziesiątej do czternastej. Ann była wzruszona jego troskliwością, ale nie zamie- rzała oddać się pod opiekę policji. Na pewno nic mi się nie stanie. Rob jest w pracy. Może się stać niebezpieczny. Odszukać szczęście 197 Nie sądzę. Teraz tylko mnie straszy. Nie zaryzyku- je bicia, bo się boi, że zawiadomię policję. Wcale mi się to nie podoba stwierdził Maddox. Nie mogłabyś posiedzieć w restauracji kilka godzin dłużej? Przyjadę po ciebie, odbierzemy Mitchella z pół- kolonii i odwiozę was do domu. Dzisiaj. A w przyszłym tygodniu? I przez te wszyst-
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|