|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Może to nie moje królestwo, ale jeśli cię tu zatrzymam, kto po ciebie przyjedzie? Jeśli odeślę twoją nieśmiałą służącą Mary do Londynu, czy wróci z posiłkami, by cię odzyskać? Czy twój ukochany Brian po czasie uświadomił sobie, że cię kocha, i natrze na Cairncross, jakby wyszedł spomiędzy kart powieści poczciwego Waltera Scotta? Jego sarkazm dotknął Aleksandrę. Zatrzęsła się ze złości. - A więc wiesz o Ivanhoe? Czy to ty postanowiłeś mnie dręczyć egzemplarzem tej książki? Czy tylko szczęśliwym zbiegiem okoliczności pomyślałeś sobie, że właśnie ta powieść w szczególny sposób działa na nerwy porzuconej córce %7łyda? - Tak myślisz? %7łe jestem lunatykiem, zakradającym się, by robić ci te głupie figle? - Roześmiał się nieprzyjemnie i znów postąpił krok w jej stronę. Cofnęła się. Zaczął się do niej podkradać. - Zapewne uważasz, że jestem szaleńcem, Aleksandro - powiedział, odsuwając na bok poczerniałe, dębowe krzesło. - I wiesz co? Jestem nim. Ponieważ nie zamierzam pozwolić ci odejść ani jutro, ani kiedykolwiek. Zostaniesz u mego boku i jeśli tylko szaleniec może cię tu zatrzymać, będę szaleńcem. - Wyciągnął do niej ręce. Wyślizgnęła się, by uciec, ale zagrodził jej drogę. - Zostaniesz ze mną, Aleksandro. - Nie w ten sposób - zdyszana próbowała się od niego odgrodzić krzesłami. - Zlubowałam ci miłość, ale nie zatrzymasz mnie siłą. Nigdy. To ona w ten sposób rozumiała miłość, nie ja. Zatrzymał się. Ich spojrzenia się spotkały, przyglądał jej się przez długą chwilę, chłonąc każdy szczegół jej twarzy, każdy błysk emocji w jej oczach. - %7ładen inny mężczyzna nie będzie cię wielbił tak jak ja. %7ładen inny mężczyzna nie będzie cię tak potrzebował jak ja - powiedział zachrypniętym głosem. - Skoro tak mnie szanujesz, dlaczego nie powiedziałeś mi prawdy? Dlaczego mi nie powiedziałeś o rozmowie, którą odbyłeś z Urszulą w wieży ostatniego dnia? Wiem to od lady Bess. Zamordowałeś ją, prawda? Prawda? - Ostatnie pytanie przerodziło się w jęk cierpienia. Zrobił krok w jej stronę, zesztywniały od hamowanej gwałtowności. Cofając się, zaczepiła spódnicą o koniec wiszącego na ścianie miecza. Zachwiała się i wpadła prosto w jego ramiona. - Nie! - protestowała. W jego oczach malowała się bezwzględność. Jego stalowy uścisk przypominał szczęki pułapki. - Proszę nie rób tego. Proszę - błagała. Musnął zębami wrażliwą skórę jej ucha, kusząc ją, zapraszając do erotycznego tańca. - Jeśli powiesz, że nie znajdujesz w tym żadnej przyjemności, to okażesz się większym łgarzem ode mnie. - Pochylił się i zamknął jej usta pocałunkiem. Próbowała odwrócić głowę, ale unieruchomił ją w swych ramionach. Z gardła Aleksandry wyrwał się jęk rozpaczy. Jej usta pragnęły go, ale rozum się buntował, I przez cały czas przeklinała zdradzające ją ciepło, które zaczęło bić od jej łona. - Przyjemność to nie wszystko, Damienie - powiedziała, kiedy pociągnął ją ku schodom. - A co szybciej skłania do niszczenia niż pogoń za przyjemnością? - powiedział ochryple, pokonując po dwa stopnie na raz. - Możesz ją znalezć z każdą kobietą - krzyczała, próbując się wyrwać. - Więc wez sobie jedną z dziewek służebnych, a mnie zostaw w spokoju. - Wybrałem przyjemność i miłość. - Zmierzał do drzwi sypialni, ramię miała unieruchomione w jego uścisku. Stanął 116 tak, że plecami opierała się o zamknięte drzwi, i otoczył ją ramionami. - Powiedz, że mnie nienawidzisz, Aleksandro, a pozwolę ci odejść. To twoja miłość ciągnie mnie do ciebie, dręczy mnie swoją rzadkością. Powiedz, że mnie nienawidzisz, a uczucie zgaśnie jak węgle pozostawione w kominku. - Nienawidzę cię! - krzyknęła, żłobiąc mu policzki paznokciami, żeby tylko ją uwolnił ze swego żelaznego uścisku. - Spójrz na mnie i powiedz prawdę. - Potrząsnął nią. Uspokoiła się, dysząc ciężko, oparła się o framugę drzwi. Kiedy w końcu spojrzała na niego, w jego oczach ujrzała wściekłość. - Nienawidzę cię... - słowa nie chciały jej przejść przez gardło. - a zarazem kocham. I dlatego, milordzie, jutro rano wyjadę. Opuścił głowę i pochylił się tak, że czuła jego ciepły oddech muskający jej policzek. - Nie, Aleksandro, ja cię zatrzymam, zostaniesz tu, póki nie spocznę w grobie, a moje prochy rozwieje wiatr na wrzosowisku. Ich spojrzenia się spotkały. - Zaprzecz, że mówię poważnie. Ośmiel się. Spuściła wzrok. Błąd. Był to znak poddania się. Rozum jej podpowiadał, żeby zachować godność i dystans. Prawdopodobnie Newell był szalony. Wszystkie te sztu- czki to przypuszczalnie jego sprawka i nawet teraz niechybnie znajdował chorobliwe zadowolenie, widząc jej strach. Ale kochała go. I przez tę miłość jego zmagania stały się jej zmaganiami, jego pasje - jej namiętnościami. A teraz okazało się, że pod każdym względem stanowi przeciwieństwo Briana. Nielojalność Briana mogła ją zabić. Damien zaś zamierzał ją zabić swą obsesją. Przyciągnął ją do siebie. Przechyliła głowę. Może gdzieś w podświadomości formułowała gwałtowny sprzeciw, który miała na końcu języka. Ale kiedy z całej siły zaczął całować jej usta, nie zaprotestowała. A w miarę jak pocałunek trwał, stwierdziła, że nigdy nie zdobędzie się, by mu się sprzeciwić. Czuła się jak we śnie, z którego nie potrafiła się obudzić. Uświadomiła sobie, że pozwoliła, by wziął ją za rękę i pociągnął do swego pokoju. Kiedy kładł ją na łóżku, rozsądek błagał, by uciekała, ale nie zrobiła tego. I z każdym jego żarliwym pocałunkiem - w szyję, w dłonie, w ciasno związaną gorsetem pierś - była coraz bardziej pewna, że jego mi- łość nie jest normalna. W zwyczajnym życiu, jakie wiodła kiedyś, taka miłość nawet nie była potrzebna. Ale kiedy już raz tama puściła, nic nie mogło powstrzymać nurtu. Rzeka płynęła swobodnie. 30 Aleksandra otworzyła zapuchnięte oczy. Bolały ją wszystkie mięśnie. Leżała nago w stłamszonej pościeli. Paliły ją wspomnienia poprzedniej nocy. Wiedziona szóstym zmysłem, nawet nie odwracając się i nie patrząc wyczuła, że Damien już wstał. Zdziwiła się, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|