|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ście\kę tak dobrze, \e mógłby pokonać ją we śnie. Trzy postacie czekały przy ognisku. Jedna była ogromna. Kindan zadarł głowę i ujrzał nad sobą pysk smoka. Smok spojrzał na niego jak na chrząszcza turlaja, wydmuchnął nozdrzami powietrze, które w zimnie przemieniło się w parę, i odwrócił głowę. Są powiedział Natalon. To mistrz Zist z Siedziby Harfiarzy i Kindan, syn zmarłego opiekuna whera. Człowiek, do którego przemawiał Natalon, ziewnął ostentacyjnie. Dlatego zapaliliście ognisko? Kindan wyczuł, \e mistrz Zist jest spięty. Pewnie ze złości. Mieliśmy nadzieję, panie, \e zgodzicie się przewiezć nas w pewne miejsce wyjaśnił Natalon. Zapłacimy uczciwie. Ognisko sygnalizacyjne i smoczy proporzec stosuje się w wyjątkowych wypadkach, górniku pouczył jezdziec; skinął na smoka, najwyrazniej szykując się do odlotu. Panie! zawołał Zist nagląco, \eby zatrzymać rozdra\nionego jezdzca. Jestem D gan, harfiarzu, władca Weyru Telgar odparł jezdziec, dumnie prę\ąc tors. Jesteśmy zaszczyceni, władco D gan powiedział Zist, schylając się w dwornym ukłonie. Kindan pospiesznie skopiował jego zachowanie. Obóz Natalona kwitnie i ma widoki na przyszłość, panie. Znalezliśmy wielkie zło\e węgla, na który jest ogromne zapotrzebowanie& Smoki ani jezdzcy nie potrzebują węgla, harfiarzu przerwał mu D gan obcesowo. Gdybyście kopali kamień ogniowy, to co innego. Nie obchodzi mnie, czy okoliczni mieszkańcy będą marznąć tej zimy. Wydobywamy węgiel dla kowali, panie powiedział Natalon. Zło\e jest tak bogate, \e Mistrz Kowali osobiście zło\ył zamówienie. D gan łypnął na niego z ukosa. Gratuluję wam w jego imieniu. Panie& zaczął Zist, a Kindan dostrzegł powściąganą złość na jego twarzy węgiel ten jest u\ywany do wyrobu stali, która łączy wasze bojowe uprzę\e, wzmacnia hełmy i spina pasy. Miło mi to słyszeć. Otrzymujemy liczne skargi na jakość stali pochodzącej z Siedziby Kowali. Teraz wiem, co le\y u ich podstaw. Ruszył w stronę smoka. Panie! Dawni jezdzcy Pernu grzeczniej odnosili się do mieszkańców warowni, którzy proszą o przysługę. D gan okręcił się na pięcie, sięgając do sztyletu. To wam brakuje grzeczności. Dawniej smoczych jezdzców traktowano z większym szacunkiem i nie proszono ich o przeja\d\ki dla przyjemności. Nie przeciągajcie struny, bo moja cierpliwość ma swoje granice! Kindan sapnął ze złości i prędko zasłonił usta, \eby jezdziec nie poczuł się ura\ony. Natalon i harfiarz podnieśli gwałtownie głowy. Dla przyjemności? obruszył się mistrz Zist, patrząc w oczy D gana. Mamy powa\ny problem, panie. Straciliśmy wszystkie whery stró\e, a bez nich nie mo\emy pracować wyjaśnił Natalon. Mamy zabrać jajo od mistrzyni Aleesy, a czasu jest coraz mniej dodał harfiarz. Ach, tak. D gan zastygł w wystudiowanej pozie, z pogardą spoglądając na stojących przed nim ludzi. Nasz Dask zginął, prowadząc ratowników do zarwanego tunelu ośmielił się wtrącić Kindan. Mistrz Zist poło\ył mu rękę na ramieniu, nie na znak upomnienia, tylko aprobaty. Ocalił wielu ludzi dodał Natalon. Więc wher stró\ jest waszym bohaterem? zapytał D gan. Ku zaskoczeniu wszystkich smok opuścił głowę i parsknął dziwnie; w podobny sposób prychał kiedyś Dask. Wypełniał, jak mniemam, swój obowiązek. Dotknięty do \ywego Kindan zawołał: Gdyby odpoczął, toby prze\ył. Nie przerwał pracy, dopóki nie dotarł do uwięzionych górników. D gan lekcewa\ąco machnął ręką. Przekonaliście mnie tylko w jednym: poprzedni władca Weyru Telgar był zbyt pobła\liwy. Prosić smoka o przywiezienie whera! Parsknął gniewnie i przygładził włosy. Zbli\a się Opad, harfiarzu, o czym chyba wiecie. Nie liczcie dłu\ej na wygody Przerwy. To rzekłszy, D gan odwrócił się i wskoczył na grzbiet smoka. Smok dwa razy uderzył skrzydłami, wzbił się w powietrze i wraz z kolejnym ruchem skrzydeł zniknął pomiędzy. Natalon pytająco spojrzał na mistrza Zista, ale ten zbytnio się skoncentrował na przeklinaniu, \eby dać mu jakąś radę. Co teraz zrobimy? zapytał Kindan, gdy ju\ wysłuchał tylu złorzeczeń, \e mógłby trawić je przez cały siedmiodzień. Mistrz Zist umilkł, gdy spostrzegł, \e chłopiec pilnie się przysłuchuje. Zapamiętaj sobie, \e ka\de dziecko, które przeklina, powinno wyszorować buzię mydłem. Ja zaś będę pamiętał, \eby nie kląć w twojej obecności. Nie mo\na was winić, mistrzu powiedział Natalon. Nigdy wcześniej nie spotkałem smoczego jezdzca, ale& Zist podniósł rękę. Wstrzymaj się z krytyką, dopóki nie poznasz innych. A będę miał okazję? burknął Natalon. Mam swoje sposoby odparł mistrz Zist tajemniczo. Popatrzył na Kindana. Zgaś ognisko i opuść flagę, a potem idz do bębnów. Kiedy Kindan wykonał zadanie, mistrz Zist kazał mu wybić na bębnach wiadomość. Była prosta: Zist prosi M tala . Kindan musiał przeliterować imiona, więc bębnienie trwało dłu\ej ni\ zwykle. Zaczekał na potwierdzenie z dwóch najbli\szych posterunków i zbiegł na dół do domu harfiarza. Co tutaj robisz? wrzasnął Zist na jego widok. Wracaj do bębnów i czekaj na odpowiedz. Mistrzu? Czego chcesz? ryknął harfiarz w wybuchu złości. Mógłbyś kazać komuś, by przyniósł mi śniadanie? Harfiarz nabrał powietrza w płuca, gotów ryczeć dalej, ale nagle zwrócił uwagę na policzki chłopca i wypuścił oddech w długim westchnieniu. Dobrze. Wez sobie pasztecik na drogę. Dziękuję! Kindan pogalopował na wzgórze z pasztecikiem za pazuchą. Podeślę ci cieplejsze ubranie zawołał za nim Zist. Kindan poczerwieniał, gdy uświadomił sobie, \e swojego pierwszego smoczego jezdzca powitał w nocnym stroju. Pózniej mistrz Zist wspiął się na górę z jasnowłosym chłopcem o brązowych oczach. Malec z zadowoleniem podał Kindanowi zawiniątko, w którym przyniósł jego codzienne ubranie. Zwracanie się do harfiarza z prośbą, \eby zrobił to osobiście, byłoby afrontem. Starając się ukryć zakłopotanie, Kindan wziął tobołek od chłopca i wsunął go za pazuchę. Mistrz Zist w końcu zauwa\ył jego skrępowanie i chcąc go poratować, zapytał: Powiedz mi, Kindanie, jak ci się podobało pierwsze spotkanie ze smokiem? Chłopiec spojrzał na Kindana z podziwem, a mistrz Zist zdziwił się, gdy usłyszał natychmiastową odpowiedz: Owszem, smoki są całkiem ładne, ale nie zmieściłyby się w kopalni. Ktoś potrząsnął go za ramię. Kindan podskoczył, świadom, \e zasnął na warcie. Była głęboka noc. Ognisko płonęło jasno, więc uznał, \e spał nie dłu\ej ni\ godzinę, najwy\ej dwie. Człowiek, który go zbudził, miał na sobie ubranie ze skóry. Smoczy jezdziec! Panie& Kindan zło\ył szybki ukłon. Usłyszał ciche parskanie za plecami. Odwrócił się i zobaczył niewyrazną
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|