|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przypuszczano, Ŝe uzyskane w ten sposób kwoty przelewał na konto w zagranicznym banku, być moŜe szwajcarskim, ale mnóstwo teŜ wydawał. Tylko dom, w którym mieszkał przez rok z Jenn, wart był dwa miliony dolarów. Quinn przesunął dłonią po twarzy i wstał od komputera. Za oknami zapadła juŜ noc. Wyjął pojemnik z chińszczyzną z lodówki i szybko odstawił go z powrotem na miejsce; czuł, Ŝe musi wyjść z domu. WłoŜył mocno znoszoną skórzaną kurtkę i zaczął gasić światła, gdy zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się imię Claire. – Rozmawiałam z Marie – powiedziała po wymianie zwykłych grzeczności. – Mówi, Ŝe Jenn ma jej przysłać czek. – Pocztą? – Quinn nastawił uszu. – Prawdopodobnie. – Uda ci się zerknąć na kopertę? – Musiałabym powiedzieć Marie, o co chodzi, a nie chcę tego robić. – Dlaczego wobec tego dzwonisz z tym do mnie? – Bo Marie czuje więź z tobą. Gdybyś zgłosił się do niej jako klient... – Claire nie dokończyła zdania. – Chyba posunęłam się za daleko. – Czyli mam szperać w prywatnej korespondencji Marie? – Ona przyjmuje klientów w domu. Pocztę odkłada zawsze na blat kuchenny obok lodówki. Chcę dowieść, Ŝe moja siostra jest niewinna, i zrobię wszystko, Ŝeby cię o tym przekonać. – Nawet namawiając mnie do naruszenia prywatności korespondencji? – Jeśli trzeba, tak. Moim zdaniem trzeba. Quinn przygotował kartkę, wyjął długopis. – Daj mi jej adres i numer telefonu. – MoŜe nie uwierzyć, Ŝe ciebie interesują jej zdolności wróŜbiarskie. Musisz ją jakoś przekonać. Marie potrafi wyczuć sceptyka. Przez ostatnie dziesięć lat grał tyle róŜnych ról, Ŝe mógłby dostać Oscara. – Dzięki za radę. I za informację. – Do zobaczenia jutro. Quinn wyłączył telefon i przez chwilę wpatrywał się w dane zapisane na kartce. WróŜka. Pięknie. Powiedziała, Ŝe przeszłość go dopadnie. Do diaska. KaŜdy ma przeszłość. Co to za przepowiednia? Jeszcze tydzień temu skwitowałby to wzruszeniem ramion. Teraz nie był juŜ taki pewien. ROZDZIAŁ SIÓDMY Claire zdąŜyła podsunąć Quinnowi kubek z kawą, gdy pojawił się Jamie Paladin. Był to wysoki, barczysty facet, od którego bił niezwykły spokój. – Rzeczywiście potrafi pan włamać się do samochodu, nie uruchamiając alarmu? – zapytała, prowadząc go do garaŜu. – Spróbuję. Przy drzwiach garaŜu zawahała się. – Jakieś wątpliwości? – zagadnął Jamie. – Nie jestem pewna, czy chcę sprawdzać, co jest w samochodzie Jenn. – Ja pani nie zmuszam. Myślałem, Ŝe pani zaleŜy... – Podejrzewam, Ŝe bardziej zaleŜy wam niŜ mnie. Wstukała kod i drzwi uniosły się powoli. – Nie ma go! – wykrztusiła. – Samochód... zniknął. – Nic pani nie słyszała w nocy? – Jamie wszedł do garaŜu. – Nic. Korek... Pies nie szczekał, a reaguje na najlŜejszy hałas. Na kaŜdy hałas. – Glos Claire odbijał się echem w pustym pomieszczeniu. Odwróciła się do Quinna. – Jeśli Jenn go zabrała, to znaczy, Ŝe jest jeszcze w mieście. – Jeśli to ona. – A kto inny mógłby to być? – Jej matka? – Marie nie ma klucza. Poza tym pytała Jenn, czy moŜe uŜywać samochodu, i Jenn odmówiła. – Nie ma śladów włamania – zauwaŜył Jamie. – Jest pani pewna, Ŝe wóz został zabrany w nocy? – Wczoraj jeszcze tu był. Widzieliśmy go – odpowiedziała Claire. – Potem wyjechaliśmy na godzinę – odezwał się Quinn. – Kiedy wróciliśmy, białego vana juŜ nie było. Nie wiedzieliśmy, co to ma znaczyć. Jeśli Korek nie szczekał w nocy, być moŜe ktoś zabrał wóz Jenn w czasie naszej nieobecności. Claire odgarnęła włosy z twarzy i wbiła wzrok w podłogę. – Jak to moŜliwe, Ŝe nie ma śladów włamania? – MoŜe ten facet z vana podejrzał przez lornetkę, jak wstukujesz kod. – Quinn oszczędził Claire sakramentalnego: a nie mówiłem, ale powiedział to samo innymi słowami. A ona wyśmiewała się, Ŝe jest paranoikiem. Tymczasem w jego fachu trzeba było uwaŜać na kaŜdym kroku. – Nawet gdyby to zrobił, nie byłby w stanie wyłączyć alarmu. – Byłby – powiedział Jamie. – Co teraz? Mamy złoŜyć zawiadomienie o kradzieŜy? – Claire spojrzała na Quinna, ale wiedziała, Ŝe i tak zadzwoni na policję, niezaleŜnie jaką usłyszy odpowiedź. – Bezwzględnie. Jamie odjechał, a Claire i Quinn wrócili do domu. Odnaleźli dane wozu w papierach leŜących ciągle na stole w jadalni, po czym Quinn zadzwonił na policję; rozmawiał z kimś, kogo musiał dobrze znać. Claire nie wiedziała, co myśleć. Czy samochód wzięła Jenn? Mało prawdopodobne, by ktoś inny dostał się do garaŜu, nie zostawiając śladów włamania, rozbroił alarm i odjechał bez jednego szczeknięcia Korka. Jeśli to Jenn, dlaczego zdecydowała się zabrać auto akurat teraz? Luksusowy, jaskrawoczerwony kabriolet z daleka rzucał się w oczy. Quinn skończył rozmawiać, schował telefon do kieszeni. – Dobrze się czujesz? Dobrze się czuła, owszem. – Kompletna zagadka. Ale ma swoje dobre strony – wreszcie odzyskałam garaŜ. – Tak. Następny krok to wizyta u pana Beechama. Zobaczymy, co ma do powiedzenia. Mogę wybrać się na widzenie sam... – nie dokończył zdania. – Pojadę z tobą. – Zaskoczyła ją własna odpowiedź. Do tej pory nie martwiła się o Jenn, ale teraz, po zniknięciu samochodu zaczęła się niepokoić. – Będzie chciał z nami rozmawiać? – Bardzo moŜliwe, Ŝe tak. Nie znaczy to, Ŝe czegoś się dowiemy, ale tacy często lubią sobie pogadać, poteoretyzować. – Zamilkł na moment. – Claire, zastanów się jeszcze. Nigdy wcześniej nie byłaś chyba w więzieniu i moŜe to być... – Nieprzyjemne doświadczenie? – Łagodnie mówiąc. – JuŜ podjęłam decyzję. Dam sobie radę. – Tak, chyba dasz sobie radę – powiedział powoli. – Nic więcej nie zdziałamy w tej chwili. Niedługo powinna pojawić się policja. Nie wstawiaj samochodu do garaŜu, dopóki
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|