|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
natychmiast stała się ośrodkiem zainteresowania kierowców korzystających z postoju. Sage miała ochotę zapaść się pod ziemię, słysząc ich zjadliwe komentarze. Harlan wysiadł jednakże bez cienia zakłopotania i ruszył na przód samochodu. Zardzewiała maska zaskrzypiała na znak protestu, gdy usiłował ją unieść. Spod niej buchnął biały obłok. Harlan odczekał chwilę, rozpędził obłok dłonią, potem pochylił się nad silnikiem. Po paru minutach zjawił się przy drzwiach od strony pasażera. Sage nie mogła odkręcić nie istniejącej szyby, naparła więc z całej siły na drzwiczki i otworzyła je. - Jaka diagnoza? - Zagotowała się woda w chłodnicy - zameldował. - To bardzo zle? Oparł się łokciem o drzwi i przypatrywał się jej z rozbawieniem. - Raczej tak, grozi to spaleniem silnika. Szansa na rozstanie ze znienawidzonym pojazdem pokrzepiła Sage. - Ten grat nie jest chyba ubezpieczony? - Zwięta racja. - A więc kompletne dno? - zapytała z nadzieją. - Skądże! - Więc co? Zaczął rozpinać flanelową koszulę. Wyciągnął ją ze spodni i zdarł z siebie. - Trzymaj. Złapała koszulę i bez słowa obserwowała, jak Harlan ściąga przez głowę biały podkoszulek. Zobaczyła nagi tors, na którym widniały siniaki po wczorajszej bójce. Poranne słońce połyskiwało na włosach chłopaka, brodawki ściągnęły się od chłodnego wiatru. Sage poczuła skurcz pożądania. Harlan rozdarł podkoszulek, oderwał rękawy i znowu pochylił się nad maską. Sage wyraznie widziała jego nagie plecy, co podziałało na nią prawie tak samo jak widok odsłoniętego torsu. Jasne włosy wiły się na karku. Gładka skóra uwypuklała naprężone muskuły. Dziewczyna wychyliła się ciekawie i zaczęła śledzić poczynania swego towarzysza. Zafascynowała ją gra mięśni jego ramion, gdy starał się kawałkami materiału zlikwidować przeciek w chłodnicy. %7łyły na ciele uwypukliły się. Gdy wiązał wielki supeł, zwróciła uwagę na jego silne, sprawne dłonie. Z pobliskiego hydrantu przyniósł wody, którą uzupełnił zawartość chłodnicy. W końcu zatrzasnął maskę i ruszył do kwadratowego ceglanego budyneczku, w którym znajdowały się toalety. - Zaraz wracam! - krzyknął przez ramię. - Muszę umyć ręce. Sage pośpiesznie przekręciła ku sobie lusterko wsteczne. To, co zobaczyła, przeraziło ją. Nie spała całą noc i czuła to, ale również tak właśnie wyglądała. Ponieważ w żadnym wypadku nie mogła obecnie liczyć na osiem godzin snu, zrobiła, co się dało za pomocą kosmetyków. Tak jak Harlan zaimprowizował naprawę ciężarówki, tak dziewczyna zaimprowizowała poprawę swej urody. Działała błyskawicznie, aby nie skojarzył jej próżności ze swoją osobą. Gdy wynurzał się zza węgła budynku, Sage zdążyła właśnie upchnąć do torebki szczotkę i przybrała minę osoby zniecierpliwionej i znudzonej przedłużającym się postojem. Gdy tylko Harlan znalazł się w szoferce, pociągnął nosem. - Czuję perfumy... - Chciałam się trochę odświeżyć. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza? - Pewnie, że nie. Przedtem wyglądałaś jak upiór. Zirytowana, cisnęła w niego koszulę. Złapał ją i roześmiał się. - Nie znasz się na żartach, co? Oparł się na staromodnej, wielkiej kierownicy i spojrzał na dziewczynę. - Jeśli może ci to poprawić nieco samopoczucie, to wiedz, że z trudnością trzymam ręce na kółku. Popatrzyli na siebie. Czuli się nieswojo. Sage powtarzała sobie w duchu, że z tym facetem łączy ją jedynie wspólny interes. To ona narzuciła reguły gry, nie mogła więc ich nagle łamać. A poza tym nic nie może jej odwieść od obranego celu. Harlan jednak mógłby wykazać odrobinę inicjatywy. W końcu zdołała oderwać od niego wzrok. Skinęła głową w kierunki maski pojazdu. - Czy... to już działa? - Och, doskonale - odparł ochrypłym głosem. - A czy... może wybuchnąć? Przełknął głośno ślinę. - Może. Muszę pilnować, żeby się za bardzo nie nagrzało. Miała dziwne wrażenie, że mówią o dwóch różnych silnikach. Oblizała nerwowo wargi. - Nie zamierzasz nałożyć koszuli? - Czemu? Czy widok mojego ciała denerwuje cię? - Nic podobnego! Uśmiechnął się w charakterystyczny, przebiegły sposób. Ten uśmiech sprawił, że Sage poczuła się przezroczysta. Harlan zetknął dwa druty i silnik zaskoczył. - Droga panno Sage, nie zna się pani na żartach, ale nie umie też pani kłamać... - orzekł towarzysz podróży. - To prawdziwa frajda. Mam poczucie pełnej wolności. - Jajestem wolny od piętnastego roku życia. Zapomniałaś? Jechali sześciopasmową autostradą, która przecinała Teksas na południe od Red River, biegnąc w kierunku granicy meksykańskiej. - Uczucie kompletnej niezależności to dla ciebie nic nowego. Ale dla mnie tak - oznajmiła Sage. - Czuję się beztroska jak Cyganka. Nalegała, by w Austin przesiedli się do jej auta, które stało zaparkowane przed dawnym mieszkaniem od dnia, kiedy to Travis zabrał Sage na ferie świąteczne do Houston. W ciągu ostatniego okresu studiów stopniowo zabierała swe rzeczy z mieszkania, które zajmowała przez trzy lata. Dwie współlokatorki chętnie zgodziły się na odkupienie części mebli i wyposażenia, gdyż planowały nadal tam pozostać. Co cenniejsze drobiazgi osobiste Sage obiecały przechować w nie używanej szafie do czasu, aż ich właścicielka będzie miała wolną chwilę, by po nie wpaść. W banku podjęła resztki oszczędności. Nie była to zawrotna suma, ale odganiała widmo rychłej śmierci głodowej. Gdy załatwiała swoje sprawy, Harlan odjechał gdzieś ciężarówką i wrócił pieszo do mieszkania. Po paru godzinach udawali się już na południe, w dość ślamazarnym tempie. Poprosiła, by prowadził, bo czuła się rozkojarzona. Stare więzi zerwała ostatecznie i postawiła wszystko na realizację swej misji dziejowej, którą właśnie mieli spełnić. Sage emanowała entuzjazmem i energią.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|