|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
raz pierwszy sięgnąć wzrokiem dalej niż na kilka metrów przed siebie. Od jakiegoś czasu szli pod górę. Teren nadal był pagórkowaty, ale oprócz nielicznych bazaltowych kolumn wszędzie widzieli stare nacieki lawy. Napotkali też kilka ostrzejszych, bardziej stromych formacji geologicznych, ale nieustanny wiatr polerujący je piaskiem od milionów lat zredukował owe twory do łagodnych, pomarszczonych wyniesień. Prowadził Kane. Szedł tuż przed Lambert i oczekiwał, że lada chwila detektor nawigatora ponownie wychwyci sygnał. Dotarł na szczyt małego pagórka i zerknął przed siebie, spodziewając się, że zobaczy to samo co przedtem: gładką skałę wiodącą do następnego szczytu. Zamiast skały zobaczył jednak coś zupełnie innego, innego na tyle, że wytrzeszczył ze zdumienia oczy, że przecierając nerwowo ubrudzoną pyłem, ile wciąż jeszcze przezroczystą osłonę hełmu, krzyknął donośnie: - JEZU CHRYSTE! - Co się stało? Co się dzie... - Obok stanęła Lambert, koło niej Dallas. Nieoczekiwany widok zaszokował ich w równym stopniu jak Kane'a. Fakt, zakładali, że sygnał S.O.S. jest generowany przez jakiś nadajnik; ale nigdy nie zastanawiali się, jak ten nadajnik może wyglądać. Na trasie marszu szalała burza, musieli trzymać się razem - ich myśli krążyły nieustannie wokół najżywotniejszych w takich chwilach problemów. Kiedy więc ujrzeli to, czego szukali, kiedy obiekt poszukiwań okazał się czymś, co nie mieściło się w sferze najśmielszych wyobrażeń, doznali wstrząsu, który chwilowo pozbawił ich bezstronności i naukowego wyrachowania. To był statek. Statek względnie nietknięty, statek, którego wygląd tak dalece odbiegał od wyglądu pojazdów kosmicznych budowanych przez ludzi, że nikt z astronautów nie miał żadnych wątpliwości: ten pojazd należał do obcych. Dallas nie określiłby go mianem "przerażający" czy "koszmarny" ,ale coś w nim było nie tak, jak trzeba, coś, co kłóciło się z wymogami znanej człowiekowi technologii. Olbrzymi wrak miał opływowy, lecz nienaturalny kształt, kształt, który sprawiał, że cała konstrukcja statku zdawała się kompletnie wynaturzona. Pojazd górował nad nimi i nad okolicznymi skałami. Z tego, co widzieli, wylądował jak Nostromo, obrócony rufą w dół. Najogólniej mówiąc miał kształt gigantycznej litery "U", której ramiona zaginały się lekko ku sobie. Jedno z nich było nieco krótsze, zgięte pod ostrzejszym kątem. Skutek wypadku? Jakaś dziwna, obca człowiekowi koncepcja symetrii? Tego astronauci nie wiedzieli. Podeszli bliżej i zauważyli, że u podstawy "U" cielsko statku jest znacznie grubsze, że narastają na nim koncentryczne, płaskie warstwy zwieńczone czymś w rodzaju kopuły. Kapitan doszedł do wniosku, że ramiona mieszczą siłownię i dział obsługi technicznej, a zgrubienie na dole kabiny załogi, ładownie, niewykluczone że i mostek. Jednak z tego, co o pojezdzie wiedzieli - a nie wiedzieli przecież nic mogło być dokładnie odwrotnie. Statek spoczywał nieruchomo. Nie zauważyli żadnych śladów życia, jakiejkolwiek aktywności. Znajdowali się teraz tak blisko zródła sygnałów, że ich natężenie było nie do zniesienia; czym prędzej sięgnęli do hełmów, by wyciszyć głośniki. Nieznany metal, z jakiego zbudowano kadłub pojazdu, lśnił we wschodzącym słońcu dziwnym, szklistym blaskiem, jakim nie lśni żaden znany człowiekowi stop. Dallas nie był nawet pewien, czy to w ogóle metal. Pobieżne oględziny nie ujawniły bowiem ani spojeń, ani nitów, ani śladów spawania - nie natknęli się na nic, co wyjaśniłoby im, w jaki sposób scalono poszczególne części poszycia. Odnieśli wrażenie, że statek obcych został raczej wyhodowany niż wyprodukowany. Tak, to było dziwne i trochę niesamowite. Ale bez względu na to, z jakich metod korzystano przy jego budowie, niezaprzeczalnie mieli przed sobą statek kosmiczny. Byli tak wstrząśnięci, że ani przez moment nie pomyśleli, jaką wartość może ów pozornie nietknięty wrak przedstawiać, jaką premię mogą za znalezisko otrzymać. Wszyscy na raz zaczęli wykrzykiwać coś do mikrofonów, pózniej ucichli i tylko Kane powtarzał bez końca: - Jakiś statek, tak, to jakiś statek, nie ma co, statek, na pewno statek... Lambert przyjrzała się dokładnie błyszczącemu, niemal oślizłemu poszyciu i stwierdziwszy, że nie ma na nim żadnych znanych jej elementów konstrukcji zewnętrznej, powiedziała: - Pewien jesteś? Może to na przykład jedna z tutejszych budowli? Dziwne to jakieś... - Gdzie tam... - Kane badał wzrokiem blizniacze, zakrzywione ramiona statku. - Popatrz, nie ma przecież fundamentów. Zakładając nawet, że miejscowi architekci są trochę zwariowani, to czegoś takiego by nie zbudowali, nie. To statek, na pewno statek... - Ash, widzisz to? - Dallas uświadomił sobie, że naukowiec powinien był ujrzeć wehikuł w chwili, gdy Kane stanął na szczycie skalnego pagórka i krzyknął; hełm każdego z astronautów wyposażono w kamerę. - Tak, widzę. Co prawda niezbyt wyraznie, ale zgadzam się z Kane'em. To statek, statek... - Ash był wyraznie podekscytowany. Tak podekscytowanego Asha jeszcze nie słyszeli. - W życiu czegoś takiego nie widziałem. Chwileczkę... Czekali. Naukowiec sprawdził komputerowe wydruki i zadał Matce kilka szybkich pytań. - Matka też nie. Stoicie przed kompletnie nieznanym typem statku kosmicznego. Ten typ nie figuruje w rejestrach, nie pasuje do niczego, z czym człowiek miał kiedykolwiek do czynienia. Stąd wydaje się bardzo duży. Naprawdę jest taki wielki? Większy, Ash, masz skróconą perspektywę - odpowiedział Dallas. - Na razie nie widzimy szczegółów, tylko masyw konstrukcji. Jeśli założyć, że całość zbudowano w skali odpowiadającej proporcjom ziemskim, budowniczowie statku musieli być prawdziwymi olbrzymami. - Zaraz sprawdzimy, czy któryś z nich został na pokładzie, żeby nas powitać - wtrąciła Lambert i zachichotała nerwowo. - Stoimy w grupie, Ash. - Dallas zignorował komentarz nawigatora. - Powinieneś nas teraz odbierać wyrazniej. Co z sygnałem S.O.S.? Zauważyłeś jakąś zmianę? My jesteśmy za blisko, żeby cokolwiek stwierdzić. - Nie, ale nadajnik jest na pewno wewnątrz statku. Musi tam być, głowę za to daję. Gdyby był gdzieś dalej, przez to metalowe cielsko nie wychwycilibyśmy żadnych impulsów. - Jeśli to metal, Ash, jeśli to metal... - Dallas przyglądał się kadłubowi obcego statku. - To coś do złudzenia przypomina plastik... - Albo. kość - rzucił w zamyśleniu Kane.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|