|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozpinając kolejną kieszeń i wyjmując z niej garść naboi do pistoletu. - Niestety nie jestem tak dobra w szermierce jakbym chciała, choć przyznaję, że w strzelaniu z kuszy osiągnęłam mistrzostwo. - Umarł, kiedy miałaś dziesięć lat - zauważył Tommy. - A więc nauczył cię tego wszystkiego, gdy byłaś małym dzieckiem? - Tak. Wyjeżdżaliśmy na pustynię niedaleko Vegas i rozwalaliśmy na kawałki butelki, puszki, plakaty z potworami ze starych filmów - Drakulą albo stworem z Czarnej Laguny. Zwietnie się bawiliśmy. - Do czego, na Boga, was przygotowywał? - Do randek. - Randek? - To był jego żart. Tak naprawdę przygotowywał mnie do niezwykłego życia, które, o czym doskonale wiedział, zamierzałam prowadzić. - Skąd mógł wiedzieć? Zamiast odpowiedzieć na pytanie, Del stwierdziła: - Ale trzeba przyznać, że dzięki treningowi taty nigdy nie miałam randki z facetem, którego bym się bała, nigdy nie miałam żadnych problemów. - Tak sądzę. Musiałabyś chyba umówić się z samym Hannibalem Lecterem, żeby poczuć jakikolwiek niepokój. - Wciąż tęsknię za tatą - powiedziała, wsuwając dwa ostatnie naboje do magazynka. - Naprawdę mnie rozumiał - a niewielu mnie tak dobrze rozumie. - Ja się staram - zapewnił ją Tommy. Scootie w trakcie swojego obchodu podszedł do Del, położył jej łeb na kolanach i zapiszczał, jakby dosłyszał w jej głosie żal i poczucie straty. Tommy spytał: - Jakim cudem mała dziewczynka zdołała utrzymać w dłoniach ciężką broń i strzelać z niej? Siła odrzutu... - Och, naturalnie zaczęliśmy od wiatrówki, a dopiero potem przeszliśmy do kalibru 0.22 - wyjaśniła, wsuwając z trzaskiem magazynek do izraelskiego pistoletu. - Kiedy ćwiczyliśmy z karabinami i strzelbami, tata umieszczał na moich ramionach ochraniacze, a potem kucał z tyłu i obejmował mnie, podtrzymując broń. Z większym kalibrem na początku tylko mnie oswajał, więc byłam do niego przyzwyczajona od najmłodszych lat i nie bałam się, kiedy nadszedł czas, by zacząć się nim posługiwać. Tata umarł, zanim na prawdę osiągnęłam dobre wyniki z większą bronią, a po jego śmierci lekcje kontynuowała mama. - Szkoda, że nie zdążył cię nauczyć, jak się konstruuje bomby - stwierdził Tommy z żartobliwym smutkiem. - Znam się na dynamicie, plastiku i większości materiałów wybuchowych, ale nie są szczególnie przydatne w samoobronie. - Twój ojciec był terrorystą? - Ależ skąd. Uważał, że polityka jest głupia. Był dżentelmenem. - Ale zwykle miał pod ręką trochę dynamitu, by ćwiczyć konstruowanie bomb. - Rzadko. - Tylko na Boże Narodzenie, hę? - Uczyłam się o materiałach wybuchowych przede wszystkim po to, by rozbrajać bomby, gdyby zaszła taka potrzeba. - Wszyscy musimy to robić mniej więcej raz na miesiąc. - Nie - odparła. - Musiałam zrobić to tylko dwa razy. Tommy chciał wierzyć, że żartuje, ale postanowił nie pytać więcej. Jego umysł rozsadzały coraz to nowe rewelacje na jej temat, a przy zmęczeniu, jakie odczuwał, brakowało mu energii i jasności myślenia, by zastanawiać się nad jej niepokojącymi wyznaniami. - A ja myślałem, że to moja rodzina jest dziwna. - Każdy myśli, ze jego rodzina jest dziwna - zauważyła Del, drapiąc Scootiego za uszami. - A wszystko przez to, że... kiedy jesteśmy bliżej ludzi, których kochamy, to mamy skłonność do postrzegania ich jakby przez szkło powiększające, przez grube soczewki uczucia, i wtedy wyolbrzymiamy ich dziwactwa. - Ale nie w przypadku twojej rodziny - odparł. - Widziana przez szkło powiększające czy nie, to jednak niesamowity klan. Scootie powrócił do swych obowiązków, drepcząc bezgłośnie wśród kawalkady drewnianych koni. Del zapięła kieszeń, z której wyciągała amunicję. - Z tego, co widzę, twoja rodzina żywi jakieś uprzedzenia wobec blondynek, ale kiedy zobaczą, co mam im do zaoferowania, na pewno mnie polubią. Dziękując Bogu, że Del nie może dostrzec w mroku rumieńca na jego twarzy, Tommy powiedział: - Mniejsza o posługiwanie się bronią. Potrafisz gotować? To w mojej rodzime bardzo poważna sprawa. - No tak, rodzina walecznych piekarzy. Nie będę ukrywała, że nauczy łam się sporo od swoich starych. Tata wygrał kilka turniejów meksykańskiej kuchni w Teksasie i na południowym zachodzie, a mama była absolwentką szkoły gastronomicznej. - Wtedy kiedy była baletnicą? - Niedługo potem. Tommy sprawdził godzinę na swoim zegarku - druga trzydzieści siedem. - Może byśmy ruszyli w drogę. Z oddali dobiegło wycie kolejnej syreny. Del nasłuchiwała dostatecznie długo, by się upewnić, że dzwięk, zamiast cichnąć, nasila się. - Poczekajmy chwilę. Będziemy musieli znalezć nowy wóz, ale nie chcę uruchamiać silnika przez zwarcie, kiedy ulice wkoło roją się od gliniarzy. - Jeśli pozostaniemy zbyt długo w jednym miejscu... - Na razie nic nam nie grozi. Jesteś śpiący? - Nie zasnąłbym, nawet gdybym próbował. - Swędzą cię powieki? - Tak - przyznał. - Ale nic mi nie będzie. - Szyja boli cię tak bardzo, że z trudem trzymasz głowę prosto - zauważyła, jakby sama odczuwała jego zmęczenie. - Jestem dostatecznie czujny. Nie martw się o mnie - powiedział i potarł
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|