|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prawda? - Rzeczywiście. - Napijesz się kawy? - spytał, gotowy zrobić wszystko, żeby została z nim trochę dłużej. Chciał, żeby usiadła obok niego przy stole i rozmawiała, jakby byli starym dobrym małżeństwem. - Z chęcią. S R Po kilku minutach zapach świeżo parzonej kawy wypeł- nił kuchnię. Francine włożyła do zmywarki ostatni talerz, a Travis nalał aromatycznego napoju do dwóch kubków. - Może wyjdziemy na ganek? - zaproponował. - Jest piękna noc i szkoda siedzieć w domu. Usiedli na bujaku, dotykając się udami. Nawet przez gru- by materiał kombinezonu czuł ciepło ciała Francine. W po- wietrzu unosił się słodki zapach jej perfum, doprowadzając go do szaleństwa. Musiał się powstrzymywać siłą, by jej nie objąć. Patrzył, jak małymi łykami popija kawę, spoglądając co chwila w rozgwieżdżone niebo. - Mam wrażenie, że w Nebrasce gwiazdy świecą jaśniej niż gdziekolwiek indziej - powiedziała miękko. - Pamiętasz, jak myśleliśmy, że meteoryty to spadające gwiazdy? - spytał z uśmiechem. Roześmiała się na wspomnienie młodzieńczych zabaw. - Zupełnie o tym zapomniałam. - Westchnęła. - W No- wym Jorku rzadko kiedy widać gwiazdy. Przesłania je smog i tysiące lamp, które palą się przez całą noc. Człowiek zapo- mina, że w ogóle istnieje coś takiego jak gwiazdy. Zostań tu, wołało jego serce. Zostań tu, gdzie gwiazdy zawsze są na swoim miejscu. Zostań tu i bądz najważniejszą częścią mojego życia. Szybko upił łyk kawy, nie pozwalając, aby te słowa zostały wypowiedziane. Wiedział, że Francine chce wrócić do Nowego Jorku i zrealizować swe marzenia. Marzenia, które zawsze będą stały między nimi. Odrzucił od siebie posępne myśli, starając się nie zamar- twiać tym, na co nie miał wpływu. W tej chwili pragnął po prostu cieszyć się chwilą, towarzystwem Francine i zapo- S R mnieć zarówno o przeszłości, jak i o tym, co ich czeka. Objął ją ramieniem, a Francine oparła się o niego tak, jak czyniła to wielokrotnie w przeszłości. W tej chwili ich bli- skość nie miała nic wspólnego z pożądaniem. Była wyrazem jedności, jaka między nimi istniała. Jedności opartej na wza- jemnym zaufaniu i głębokiej przyjazni. - Margaret i Susie są urocze. Naprawdę wychowałeś je wspaniale, Travis. Uśmiechnął się smutno. - %7łałuję, że mama nie może ich zobaczyć. Byłaby taka dumna, widząc, jakie kobiety z nich wyrosły. - Przycisnął ją lekko do siebie. - Tak jak twoja byłaby dumna z ciebie. - %7łałuję, że tak słabo pamiętam rodziców - powie- działa z westchnieniem. - Zawsze przerażało mnie to, że z każdym dniem pamiętam ich coraz słabiej, aż w końcu zupełnie zapomniałam, jak wyglądali. Potem nadszedł czas, że byłam z tego zadowolona. Tak bardzo byłam na nich wściekła. - Wściekła? - Zostawili mnie. Tak to wtedy odczuwałam. - Potrzą- snęła głową, uśmiechając się z żalem. - Wiem, że to brzmi irracjonalnie, ale obwiniałam ich nie tylko za to, że odeszli, ale także za to, że musiałam żyć obok człowieka, który nie był zdolny mnie pokochać. - Po tych słowach zapadła cisza, którą przerwała po chwili, ciągnąc dalej: - Poppy nigdy mi o nich nie opowiadał. Przez te wszystkie lata nie wspomniał o rodzicach ani razu. Travis milczał, czując instynktownie, że Francine musi to z siebie wyrzucić. Nigdy przedtem nie odsłaniała przed nim S R tego fragmentu swojej osobowości. Przez wszystkie lata, które byli ze sobą zaprzyjaznieni, ani razu nie wspomniała o rodzi- cach. To był jedyny temat, który stanowił w ich rozmowach tabu. - Powiedz mi, co o nich pamiętasz. Wyprostowała się i ponownie spojrzała w rozgwieżdżone niebo. - Bardzo niewiele. Jakieś drobiazgi z dzieciństwa, takie jak zapach perfum mamy, gest, którym głaskała mnie po głowie. Pamiętam śmiech taty. Głośny, serdeczny, za którym przepadałam. Spojrzała na Travisa oczami, w których dostrzegł strach. - Frannie... co się stało? Dokończyła kawę i odstawiła kubek na ganek. - Dorastanie bez rodziców zawsze pozostawia po sobie pustkę, prawda? Travis pomyślał o własnym ojcu, który zmarł, gdy on sam miał piętnaście lat. Matka osierociła ich, gdy miał dwa- dzieścia dwa lata. Obie śmierci pozostawiły pustkę, której nic nie było w stanie zapełnić. - To prawda. Takie rzeczy się jednak zdarzają i nic na to nie poradzimy. - Ale oddzielenie dziecka od żyjącego rodzica byłoby okrucieństwem - stwierdziła. Travis odczuł dziwny niepokój. Dokąd ta rozmowa zmierza? - Francine, co masz na myśli? Wstała i podeszła do poręczy ganku, odwracając się do niego tyłem. Poznał, że jest czymś zdenerwowana i jej nie- pokój udzielił się także jemu. - Francine, porozmawiaj ze mną - powiedział, wstając S R i podchodząc do niej. Usiadł na ławce stojącej obok poręczy ganku. Zwróciła twarz w jego stronę, ale nie spojrzała mu w oczy. Spoglądała przez jego ramię, jakby w ostatniej chwili zabrakło jej odwagi. - Gretchen jest twoją córką, Travis. Miał wrażenie, że mówi do niego w niezrozumiałym ję- zyku. Przez dłuższą chwilę jej słowa brzmiały w jego uszach zupełnie bezsensownie, a on sam bezskutecznie próbował przyjąć to, co usłyszał, do swojej świadomości. Jak to możliwe? Co Francine próbuje mu powiedzieć? Przełknął z trudem, starając się zachować zimną krew. - Co przez to rozumiesz? - spytał napiętym z emocji gło- sem. - Gretchen ma cztery lata, nie trzy. Została poczęta w noc przed moim wyjazdem do Nowego Jorku. - Wreszcie odważyła się spojrzeć mu w oczy. - To twoja córka, Travis. Radość. Szczęście, którego żadne słowa nie były w stanie wyrazić. Gretchen jest jego córką... jego najdroższym skar- bem. Nic dziwnego, że odczuwał do niej taki niezrozumiały pociąg. Jednak już po chwili pojawiła się złość. Kiedy zdał sobie sprawę, ile stracił z dzieciństwa Gretchen, poczuł wściekłość. Francine ukradła mu cztery lata z życia jego córki. Wstał i ruszył w jej stronę. - Jak mogłaś? Jak mogłaś ukrywać to przede mną przez tyle lat? Jego twarz był ściągnięta bólem, a oczy patrzyły na nią z wyrzutem. - Travis, byłam już w Nowym Jorku, kiedy zdałam sobie sprawę, że jestem w ciąży. S R - Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? Mogłaś chociaż napisać list. Miałem prawo wiedzieć - rzucił oskarżycielskim tonem. Francine skuliła się pod ciężarem jego zarzutów. - Masz rację, miałeś prawo wiedzieć, ale wówczas było kilka powodów, dla których postanowiłam nie mówić ci o Gretchen.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|