|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mała buzia. - Tad jechał na koniu - powiedziała z zazdrością Hope. - My też chcemy! Posadzisz nas? - spytała Joy, bardzo podniecona tym pomysłem. - Prosimy! Wujku! Prosimy! - powtarzała błagalnie Hope. Maddie widziała, że Eben zamierza odmówić, podeszła więc do konia i poklepała zwierzę po szyi. - To jest Duffy, prawda? - spytała, pewna, że rozpoznała siwego ogiera. - Wiem, co chcesz powiedzieć - zaczął ostrzegawczo Eben. - To świetnie. - Maddie uśmiechnęła się przebiegle. - Bo ja wiem, że Duffy nie ma nic przeciwko temu, żebyś pozwolił dziewczynkom siedzieć w siodle, kiedy będziesz go odprowadzał do stajni. Blizniaczki zaczęły skakać i piszczeć z radości. Eben czuł, że powinien być zły, ale nie potrafił się gniewać, kiedy widział ciepły uśmiech Maddie. Zawsze potrafiła go nakłonić 112 do robienia rzeczy, na które wcale nie miał ochoty. Nie, jednak nie zawsze, poprawił się w myślach. W jednej kwestii pozostał nieugięty - nie zgodził się, by wzięli ślub, dopóki nie zgromadzi odpowiedniej ilości pieniędzy. Sądził, że byłoby nie w porządku prosić dziewczynę, by wraz z nim biedowała i ciułała grosz do grosza. Teraz, pierwszy raz życiu przyszło mu do głowy, że może popełnił błąd. - To jak? - zapytała łagodnie, odrywając go od wspomnień. - Mam dla ciebie propozycję - odparł tymi samymi słowami, których ona użyła podczas porannej rozmowy telefonicznej. - Jaką propozycję? - W oczach Maddie błysnęły iskierki rozbawienia. - Pozwolę dziewczynkom pojechać na koniu do stajni, jeśli ty pójdziesz do kuchni i zaparzysz dzbanek kawy. - Zgoda - powiedziała szybko Maddie. Eben posadził na koniu najpierw jedną blizniaczkę, potem drugą. Upewnił się, czy Joy trzyma się mocno siodła, a Hope siostry, wziął lejce i cmoknął na ogiera. Dillon patrzył za nimi spod zmarszczonych brwi. Maddie zauważyła to i domyśliła się przyczyny jego posępnego nastroju. - Ty też chciałbyś się przejechać, Dillon? - Takie przejażdżki są dobre dla dzieci - odparł z udawaną pogardą. Maddie już miała zaprzeczyć, ale zmieniła zdanie. - Pomożesz mi więc zaparzyć kawę? - Nie. - Dillon kopnął ze złością kamień i odszedł, wsuwając ręce głęboko w kieszenie spodni. Maddie ruszyła do kuchni sama. Posadziła Tada na podłodze. Gdy zajęła się przyrządzaniem kawy, niemowlę już raczkowało koło stołu. Po niedługim czasie do kuchni wpadły blizniaczki, niesłychanie podekscytowane konną przejażdżką. Najwyrazniej nie mogły się doczekać, kiedy opowiedzą Maddie wszystko ze szczegółami. - Duffy jest naprawdę słodki - zaczęła Joy. 113 - Wujek Eben powiedział, że niedługo znowu będziemy mogły na nim jezdzić - oznajmiła Hope. - Może - dodał Eben, stojąc w progu kuchni. Blizniaczki spojrzały na siebie znacząco. - To znaczy... - powiedziała Joy. - ...musimy być bardzo grzeczne - dokończyła Hope, kiwając głową. - Nic nie szkodzi, wujku - rzuciła beztrosko Joy i niestropiona, wdrapała się na krzesło. - I tak musimy być grzeczne - stwierdziła spokojnie Hope. - Bo niedługo przyjdzie Zwięty Mikołaj. - Nie do tego domu. - Eben przekroczył Tada i sięgnął po dzbanek z kawą. - Nie mów tak, Eben - mruknęła z wyrzutem Maddie. - A to dlaczego? - spytał, unosząc brew. - Dlatego. - Maddie nie miała ochoty omawiać jego poglądów na temat świąt przy dzieciach. - To rzeczywiście ważny powód - zadrwił. - Och! - wykrzyknęła nagle Joy. - Prawie zapomniałyśmy... - Zrobiłyśmy coś dla ciebie, wujku... - przypomniała sobie Hope. - ...w szkółce niedzielnej. Dziewczynki wypadły z kuchni, pozostawiając Maddie i Ebena samych z Tadem. Maluch bawił się na podłodze plastykowymi miseczkami, które wyciągnął z jednej z dolnych szafek. Ebenowi wydało się nagle, że w kuchni zapanowała bezmierna cisza. Spojrzał na Maddie. Sukienka podkreślała idealne kształty jej ciała. Upił łyk kawy. Ogarnęła go fala gorąca. Wiedział jednak, że to nie skutek ciepłego płynu. - Napijesz się? Zauważył, że nie napełniła swojej filiżanki. - Nie - odparła i zmierzyła go wzrokiem. Zaczął się zastanawiać, czy ta sytuacja nie wprawiła także Maddie w zakłopotanie. Na myśl o tym nie poczuł się ani trochę swobodniej. - Widziałeś gdzieś Dillona? - spytała Maddie. 114 Eben kiwnął głową. - Rzucał kamieniami w kaktusy. - Chyba zrobiło mu się trochę przykro, że pozwoliłeś dziewczynkom przejechać się na koniu, a jemu tego nie zaproponowałeś. - Dziwię się, że nie zaciągnęłaś go do stajni i nie kazałaś mi siodłać dla niego konia. - Myślałam o tym - przyznała Maddie. - Ale on stwierdził, że takie przejażdżki są dobre dla dzieci. - Bo tak jest. - Owszem, ale od czegoś trzeba zacząć. - Z nami było inaczej. Oboje urodziliśmy się na ranczu. A to są dzieci wychowane w mieście. - Wskazał ręką drzwi, za którymi zniknęły blizniaczki. - Tym bardziej powinieneś nauczyć je jezdzić konno - stwierdziła Maddie. - Nie mam na to czasu. - Sam nie przypominał sobie, żeby ktoś uczył go jezdzić na koniu. Odnosił wrażenie, że umiał to robić od urodzenia. - Nie mówię przecież, żebyś zaczął już jutro - rzuciła Maddie ciętym tonem, który zazwyczaj wskazywał, że jest gotowa do kłótni. Eben nie miałby nic przeciwko małej sprzeczce, chętnie rozładowałby jakoś napięcie. Już się szykował do ostrej odpowiedzi, gdy do kuchni wbiegły blizniaczki. - Zobacz, co narysowałam dla ciebie w szkółce niedzielnej, wujku. - Joy wyhamowała gwałtownie tuż przed nim i podniosła krzywo pokolorowany obrazek. - Ja też mam dla ciebie rysunek. - Hope zamachała kartką. - Mój jest inny - dodała Joy i z powagą pokiwała głową. - Najpierw pokaż swój. Joy nie trzeba było tego powtarzać dwa razy. Wyciągnęła przed siebie ręce z rysunkiem, unosząc je przy tym do góry, żeby Eben mógł go obejrzeć. - To Jezus w żłobie. - Joy stanęła koło Ebena, żeby pokazać mu wszystko dokładnie. - To jest Jezus, to Maria, a to Józef. To jest anioł i gwiazda. - Taka jak na twoich ostrogach. Hope podeszła bliżej. - Zapomniałaś o chłopcu z owcami. 115 - Wcale nie - prychnęła Joy i spojrzała na rysunek. - Tu jest chłopiec z owcami. A tu Annabelle. - Uśmiechnęła się tryumfalnie, wskazując bezkształtnego brązowego stwora na patykowatych nogach. Eben spojrzał przelotnie na dzieło, po czym skupił się na kawie. Wnikliwa analiza sztuki rodem ze szkółki niedzielnej była ostatnią rzeczą, na jaką miał teraz ochotę. Omal nie udusił Maddie, kiedy przyszła mu z pomocą. - Kto to jest Annabelle? - zapytała. - Krowa wujka Ebena - odparła Joy. - Myśmy ją tak nazwały - dodała Hope, uśmiechając się z dumą. - Dillon uczy się doić. - Jak będziemy większe... - ...wujek Eben nam pokaże... - ...jak to się robi. - Pewnie nie możecie się już doczekać. - Maddie spojrzała z ukosa na Ebena ze złośliwym błyskiem w oku. - Aha! - odparła z zapałem Joy. - Teraz co rano... - ...karmimy kury. - Ale nie możemy zbierać jajek. - Joy stanowczo pokręciła głową. Hope westchnęła z żalem. - Jak chcemy zabrać jajko... - ...kury nas dziobią. - To boli. - Na pewno. - Maddie ze współczuciem kiwnęła głową. Eben był bliski apopleksji. Nie rozumiał, po co Maddie podtrzymuje tę idiotyczną rozmowę. - No dobrze, Hope, teraz twoja kolej. Pokaż wujkowi swój obrazek. - Joy odsunęła się trochę, żeby zrobić miejsce dla siostry. - Ja narysowałam Trzech Króli. - Hope zaprezentowała swoje dzieło. - Ja nie mogłam ich narysować - wyjaśniła spiesznie Joy. 116 - Bo wtedy jeszcze byli w podróży. Szli za tą gwiazdą. - Hope wskazała palcem żółty bazgroł na swoim obrazku. - Wtedy nie było samolotów... - wtrąciła Joy. - ...więc narysowałam ich na koniach - dodała Hope, wyraznie zadowolona ze swojego pomysłu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|