|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mi się nie podobał. Do końca życia będę żałowała, że dałam się namówić. Marchandowie to przyzwoici ludzie. Narazi łam ich na spore nieprzyjemności. Dopilnuję, żeby nie musieli przez to przechodzić po raz wtóry. Musimy ich zostawić w spokoju. - Musimy? - Eugene parsknął śmiechem. - A jak do pniemy swego, jeśli ich z tego wyłączymy? - Ostrzegam cię. Jeżeli opublikujesz zdjęcia, zwołam konferencję prasową i opowiem ze szczegółami, jak pro wadziłeś kampanię wyborczą prezydenta Piersona. - Skąd weźmiesz dowody? - Lubię porządek. Zachowałam kopie faksów z twoimi instrukcjami. Chętnie udostępnię je dziennikarzom. Z tych dokumentów jasno wynika, kto pociągał za sznurki. Wszy stkie ślady prowadzą do ciebie. - Wystąpiłabyś przeciwko szefowi? - Tak nisko upadłam, że nie mam już nic do stracenia. - Dziewczyno, nie rób mi tego - odrzekł Eugene pła czliwym tonem, którego Beth nie znosiła. - Przypomnij sobie, po co to wszystko robisz. Masz swój cel. Chcesz zrezygnować? Pozwól mi zrealizować nowy plan. Obiecu ję, że wszystko ułoży się po twojej myśli. Jestem pewny. - Na tym świecie nie ma nic pewnego. Czas wycofać się z gry. Zostaw Marchanda w spokoju. - Beth, gramy w jednej drużynie. Pamiętaj o na grodzie. Zwycięstwo jest w zasięgu ręki - przekonywał Eugene. - Myli się pan - niespodziewanie rozległ się znajomy baryton. - To klęska. Oboje spojrzeli ku otwartym drzwiom salonu. Beth nie wierzyła własnym oczom. Mrugała powiekami. Odetchnę ła głęboko i patrzyła na przybysza jak urzeczona. Reese miał potargane włosy. Piwne oczy płonęły gniewem, a szczęki były mocno zaciśnięte. Marchand samym wyglą dem budził lęk i respekt. Beth wiedziała, że jest porywczy, ale zazwyczaj panował nad sobą. Teraz miała wrażenie, że lada chwila w ataku wściekłości zdemoluje cały dom. W głębi ducha przyznała, że nadal kocha tego furiata do szaleństwa. - Pan Reese Marchand - mruknął Eugene. - We własnej osobie - odparł mężczyzna. Nie patrzył na Beth. Wszedł do salonu i stanął przed zaskoczonym Amerykaninem. - Istotnie nazywam się Marchand. Proszę to sobie dobrze zapamiętać. I zrobić tak, jak panu radzi ta młoda dama - dodał, wskazując Beth. - Chwileczkę. - Eugene nie dawał za wygraną. - Pro ponuję układ korzystny dla pana i dla nas. Dogadamy się. Reese ruchem dłoni nakazał Eugene'owi milczenie. - Mniejsza z tym, kto będzie prezydentem Stanów Zjednoczonych. Interesuje mnie wyłącznie dobro bliskich mi ludzi. Nie dopuszczę, by nadal cierpieli. Oto moja rada. Pańska podwładna sądzi, że może zadośćuczynić pokrzyw dzonym, rezygnując z waszego planu. To dobry pomysł. W przeciwnym razie wystąpię przeciwko panu razem z tą dziewczyną. Zamierzam bronić do upadłego spokoju mojej rodziny. - To blef, co? - Chce pan to sprawdzić? Proszę pamiętać, że koszta pomyłki mogą być wysokie. Jeden fałszywy krok i pańską karierę oraz reelekcję Piersona diabli wezmą. Zamiast ryzy kować, lepiej spakować walizki i wrócić do Waszyngtonu. Eugene mierzył wzrokiem Reese'a i Beth. Z każdą chwilą rosło jego zakłopotanie. Nie umiał podjąć decyzji. - Ty bękarcie! - rzucił z wściekłością. - Pudło! - odparł spokojnie Marchand, chwytając Amerykanina za kołnierz. - Puść mnie, ty skur... Pięść młodego mężczyzny wylądowała na szczęce Eu- gene^, który wrzasnął z bólu. - Co pan chciał powiedzieć? - zapytał ponuro Reese. - Dobrze, poddaję się, Marchand. Nie będę się upierać. - Słuszna decyzja - pochwalił go Reese. Puścił koł nierz jedwabnej koszuli i pchnął szefa Beth ku drzwiom. Eugene wyszedł natychmiast, przeklinając własną głupotę i lekkomyślność. Marchand odprowadził go wzrokiem. Nagle poczuł wielkie zmęczenie. - Reese? Odwrócił się i w milczeniu spoglądał na pobladłą Beth, która zbierała siły do ostatniej rozmowy. - Nie masz powodu do obaw. Eugene będzie trzymać język za zębami - powiedziała i odwróciła się, chcąc odejść. Uniosła dumnie głowę. - Zaczekaj - rzucił niecierpliwie, idąc za nią do drzwi. - Dlaczego wyjechałaś z Chateau Beaumont bez pożegna nia? Po co opowiedziałaś szefowi te wszystkie bzdury? Znowu kłamałaś! - Mniejsza z tym - odparła, nie odwracając głowy. - Liczy się jedynie to, że twoja rodzina nie zostanie już wciągnięta w żadne brudne machinacje. Teraz możesz o mnie zapomnieć. Ruszyła ku drzwiom, ale Reese położył jej dłoń na ramieniu. Musiała się zatrzymać. W ten sposób dał jej do zrozumienia, że jeszcze nie wszystko między nimi skoń czone. Odwróciła się i popatrzyła w piwne oczy. Wyczyta
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|