|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znowu patrzyła. Czy chciała sobie z niego zadrwić? Wykonywała jakieś podrygi i drażniła go paskudnie, nie mógł tego ścierpieć. Nagle wskoczył na nią i wbił mocno dziób w jej kark. Było to poważne skubnięcie, posypały się pióra i puch. O Boże, jakim niepojętym szaleństwem się to skończyło! Następnego wieczora siedział na swojej grzędzie i spał. Znił, że jest Aucznikiem Torarinem na wojennej wyprawie i tak dalej. A wtedy chwyciła go jakaś ręka i ściągnęła w ciemność, w niepojętą ciemność. * Pada deszcz, ale nieduży, mnie to zresztą nie przeszkadza, mam parasol. Dochodzę do kryjówki w lesie, w której już kiedyś byłem. Kryjówka jest zajęta. Cóż to znowu? No tak, zajęta. Martin mówię. No, to mnie poznajecie mówi Martin. Martin z Klottran w Hamroya. Jest taki, jaki był poprzednim razem. Zwyczajny, w średnim wieku, może trochę dłuższa broda i włosy. Nie jest obdarty, wszystko poreperowane, połatane i zacerowane, chodzi boso, a buty nosi na ramieniu. Stopy ma ładne i czyste, bo chodził dzisiaj po deszczu. Jest coś tajemniczego i jakby trochę sztucznego między nami, jesteśmy starymi znajomymi, on mówi do mnie na przemian wy i ty i jest dobrotliwy. To niezwykłe, że znowu cię widzę! mówimy obaj. Dzięki Bogu, że zastałem cię przy życiu! powiada on sam. Poznałem, że to twoja kryjówka, dlatego tu usiadłem. Nie przeszkadzam ci? Po czym poznałeś? Znalazłem te papierki. Chcesz je z powrotem? Nie. To tylko takie zapiski. To chyba jakaś pieśń, albo wiersz, prawda? Możliwe. Ale wyrzuć to. Przyszedłeś z Północy? Tak, idę z Północy. I wrócę znowu na Północ. Wciąż wędrujesz po kraju? Tak, nie ma co ukrywać, wędruję. I modlisz się? Tak, Bóg łaskaw. Byłem na sianokosach w jednym dworze, bogobojni ludzie i mieli fisharmonię. Dostałeś coś za to? Nie. To znaczy tak, dostałem worek kartofli. Kartofli? Niczego innego nie pragnąłem. To wielka rzecz dzisiaj dostać coś takiego. W różnych krajach i kartofli ludzie pragną. Czytasz gazety, jak widzę. Możesz czytać bez okularów? Bez okularów. Nie jestem jeszcze taki stary. O, tak, gazety też czytam czasami. Ale mieliśmy dużo zgromadzeń w tym dworze, w którym byłem. Ludzie tak ładnie śpiewali przy fisharmonii. Czytałeś o Trumanie, skoro czytasz gazety? Nie, nie czytałem. Truman, powiadasz? Tak, to jest prezydent Ameryki. Nie bardzo jestem uczony odpowiada Martin. A czytałeś o Kirsten Flagstad? Flagstad na Lofotach? Wiem, gdzie to jest. Ale Kirsten Flagstad jest wielką śpiewaczką. Jezdzi po różnych krajach i śpiewa. Coś takiego! Widzisz, ja rozumiem tak niewiele, niestety. Jezdzi z kraju do kraju i tylko śpiewa? To musi być piękne! Tak. W wielkich salach i kościołach. Przychodzi wiele tysięcy ludzi, żeby słuchać. O, ty wielki Boże! Ale co do mnie, to ja nie umiem śpiewać. Powinienem był się tego wyuczyć i wędrować, i śpiewać ludziom. Ja chyba też mam dar od Boga, ja też, nie da się zaprzeczyć, ale śpiewam nie za ładnie, chociaż znam nuty. Siedzę tu i przyglądam ci się, powiązałeś swoje kalosze sznurowadłem? Tak, ale mam też nowe kalosze. Coś takiego! Całkiem nowe, jeszcze ani razu nie były na nogach. Ubierają mnie ci moi domownicy. Przechodziłem koło twojego majątku. Jak to on się nazywa? Ach, tak. Norholm. Przechodziłem tamtędy jakiś czas temu. Duży dwór. Ale powinno by się lepiej o niego dbać. Tak. Dopiero tam widzisz, jakie wszystko jest przemijające, kiedy się nie dba. O, tak, Martin. Co robisz z kartoflami? Z kartoflami? Co z nimi robię? Piekę je w popiele, w czasie moich wędrówek. To dla mnie bardzo dobry posiłek takie pieczone kartofle. Nie próbowałeś tego? zapytał. Oczywiście, że próbowałem, mnóstwo razy, w dzieciństwie. To niewiarygodnie dobre jedzenie. Tak. Nie ma nic lepszego, jeśli długo chodziłeś głodny. Byłeś ostatnio na Helgeland? pytam. Na Helgeland? Byłem. To znaczy, chciałem zapytać, czy słyszałeś coś o nauczycielu, który wyjechał do Ameryki? Nie, nie odnalazł się. To nieszczęście dla rodziny, która tutaj została mówię. Milczenie. Jak to ona ma na imię? Alvilde? I dwoje dzieci. Milczenie. Czy ona go szukała przez Czerwony Krzyż albo przez Armię Zbawienia? Tak. Szukała odpowiada Martin. Nie znalezli go. Powiedz mi, Martin, dlaczego ona nie wróci do domu do Hamroya. Tam byłaby wśród swoich. Martin długo zwleka, w końcu mówi: Ona nie może wrócić do domu. Tak? Przytrafiło jej się nieszczęście jakiś czas temu. Nie powinienem tego mówić. Nieszczęście? Martin milczy, a ja mam czas się zastanowić i nie pytam już więcej. Poznaję ten pełen delikatności sposób mówienia z Hamroya, kiedy jakiejś dziewczynie przytrafi się nieszczęście . Siedziałem więc, czytałem, składałem litery i zastanawiałem się. Jakie to wszystko dziwne mówi Martin z wolna. Mała dziewczynka, och, mały aniołeczek Boży, siedziała w trawie, ja nie mogłem podejść bliżej, żeby jej nie przestraszyć. Było tak ciepło, taka ładna pogoda, dziewczynka miała na sobie tylko koszulkę i niebieską jedwabną wstążkę na szyi. Nigdy bym nie uwierzył, że może być coś tak pięknego. Nie masz jej zdjęcia? Ja? Nie mam. Wcale nie wszedłem do środka, nie powiedziałem, że jestem. Dlaczego nie wszedłeś do środka? Nie. Sprawiam jej tylko ból, kiedy przychodzę. To takie smutne, ona myśli, że to z mojej winy nauczyciel przepadł, bo to ja pożyczyłem mu na bilet. No mówię brutalnie. Ale przynajmniej to dziecko przydarzyło jej się nie z twojej winy. Owszem, ona mówi, że moja odpowiada Martin. Mówi też, że to ja odmieniłem i zniszczyłem jej życie na tej ziemi. Milczymy obaj. Ustał! mówi Martin o deszczu i wygląda na zewnątrz. Przed chwilą pokazało się słońce. Deszcz ustał. Przejaśnia się. Przykro mi z powodu Martina, ale nie mam odwagi mu tego okazać, żal mi go, jest taki mizerny w tym połatanym ubraniu, mógłbym go nazwać swoim bratem lub krewnym, ale jemu by się to pewnie nie podobało. Tyle jest odmian losu. Bardzo bym chciał wiedzieć, jak ona ma na imię powiada Martin. Siedziała w trawie i zbierała coś paluszkami. Jak by to było miło na Boże Narodzenie, gdybym wiedział, kiedy będę im coś posyłał. Wtedy mógłbym nazwać ją po imieniu, bo bym wiedział. Nie możesz napisać i zapytać? Nie. Ale nigdy nie uwierzysz, jaka ona jest śliczna. Przedtem też przecież widywałem dzieci, one wszystkie są ładne jak odbicie Boga, tak właśnie jest. Ale ona siedziała spokojnie i bawiła się w trawie, i nigdy jeszcze nie zgrzeszyła! Jego niebieskie, trochę zmęczone oczy zaszkliły się. Kto jest jej ojcem? pytam.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|