|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wał. Można by sądzić, że jest wszechobecny. Czy nadejdzie z lewej, czy z prawej strony, a może z tyłu? Trudno to było przewidzieć. W każdej chwili mógł zeskoczyć przed nią z drzewa, jak Errol Flynn lub Tarzan. Zwykle wychodziła z domu znacznie wcześniej niż dzisiaj. Cienie drzew kładły się już u stóp pni. Bawełniana sukienka grzała jej skórę, jakby ją dopiero co wyprasowano. Poszła w stronę rzeki, między gęsto sadzone ręką ojca drzewa. W pobliżu miejsca, gdzie zwykle pływała, zwolniła kroku. Myślała o nieznajomym, który tak się nią interesował, że co dnia się nań natykała. Pomyśleć, że wczoraj po prostu odwróciła się do niego plecami i odeszła. Jak on to potraktu je? A jeśli się więcej nie pokaże? Co wtedy? Leżące na dnie omszałe patyki i kamienie olbrzymiały pod lustrem czystej wody jak pod szkłem powiększającym. Gorą ce światło rysowało na ramionach Ellen tatuaż, który odwzo rowywał zwisające nad nią gałęzie, a gdy wchodziła do rzeki, wyobraziła sobie, że i jej twarz jest pocętkowana jak szylkre- towa skorupa żółwia. A potem poczuła, jak zlewa się płynnie z naturą i łączy z nią pokrewieństwem. Zanurzając się w rze ce, łatwo się je odkrywało. Prąd wody napierał na nią łagod nie i wytrwale, więc płynęła z nim, pozwalając jednocześnie leniwie płynąć myślom, które opływały postać nieznajome go - szczęśliwa, bo świadoma tego, że na cokolwiek sama po zwala, nie może być złe. Jej nagie ciało wyglądało pięknie wśród nadrzecznych 182 lilux lilux scandalous drzew. Było blade i miękkie, gdy tymczasem znieruchomiałe wokół pnie - nieugięcie twarde. Ciepła kępka włosów między jej nogami i cała reszta miękkiej postaci przypominały zwie rzątka, na przykład króliki, widziane wśród skał. Leżąc twarzą do słońca, Ellen czuła, jak się otwiera, przy najmniej dla oczu. Od niechcenia dotknęła włosów, by spraw dzić, czy już wyschły. Potem przekręciła się, żeby obejrzeć pięty. Ponieważ nie miała nic lepszego do roboty, została nad rzeką. Otoczona ze wszystkich stron przez szare, nieruchome pnie eukaliptusów, nie potrafiła sobie przypomnieć, gdzie zo stawiła ubranie. Nagle usłyszała czyjeś kroki. Nieznajomy deptał leżące na ziemi kawałki kory z taką determinacją, jakby nie chciał żad nego ominąć. Odwróciła się i spojrzała na niego. Zwiadoma swej nagości, nie była już tak w pełni świadoma własnej, pie gowatej urody. Zatrzymał się przed nią na odległość wyciągniętego ra mienia. Zapragnęła, by niezwłocznie zaczął opowiadać kolejną hi storię, być może w nadziei, że jego głos okryje jej nagość, choć wcale na nią nie patrzył, spoglądał gdzieś w bok. Za uważyła, że na ramieniu niesie jej żółtą sukienkę i inne części garderoby. - Pamiętam, jak kiedyś... - zaczął, lecz chyba zmienił zdanie, bo zwrócił się w jej stronę. Wyciągnął rękę i po raz pierwszy dotknął jej policzka, a potem przesunął dłonią po mokrych, zlepionych włosach. - Dlaczego wczoraj uciekłaś? Pokręciła głową i chyba podniosła rękę, gdyż on się nagle pochylił i delikatnie, jak małe zwierzątko, ugryzł ją w ramię, dostatecznie jednak mocno, by pozostał ślad. - Pewnie za dużo wczoraj mówiłem - zmarszczył czoło. - Dałem się ponieść słowom. Kiedy ją zaczął ubierać, poczynając od góry, po jednej 183 lilux lilux scandalous sztuce ubrania na raz, poczuła dreszczyk emocji, gdy stała półnaga, a on podnosił z ziemi kolejną sztukę bielizny, ale nie dbała o to, czy jej podniecenie zauważył. Patrzyła z góry na jego uszy i szyję, gdy się schylał. Podniosła ręce, żeby mógł wciągnąć sukienkę. Przykucnął przed nią, zajęty zapinaniem dużych guzików, a jej zrobiło się ciepło i przyjemnie; czuła się gotowa. Przypo mniała sobie kobietę, którą nazwał Gcorginą. tę pannę z ciasnej okrętowej kajuty, z ciepłym kurczakiem siedzącym na udzie. Za ich plecami szemrała rzeka, nieskończony tren z jedwa biu wleczony po kamieniach. W lesie zawsze się gubią jakieś dzieci. W piętę godzi strzała, kąsa ją wąż, rani kamień, spada pantofelek. Niektóre pary butów posiadają magiczną moc stawiania siedmiomilo wych kroków. Każda piękna księżniczka ma złą macochę. Szeroko słynie kobieta o trzech piersiach, pojednej dla każde go mężczyzny w jej życiu. - W białym domu z płaskim dachem w Drummoyne - nieznajomy skończył zapinać guziki i rozejrzał się za butami Ellen - mieszkał z trzema wysokimi córkami specjalista od aerodynamiki o międzynarodowej sławie. Nosił nazwisko typu Shaw-Gibson, został odznaczony Lotniczym Krzyżem Walecznych i miał wąsy - zasłużył na tytuł szlachecki. Mło dzi mężczyzni zwykli pielgrzymować do jego domu nie tyle po to, żeby zobaczyć jego córki, ile by spróbować podnieść mały meteoryt, który stał u niego na kredensie. - Wolisz opowieść o nim czy o Ciernie Sacklerze, który miał łupież? Pan Sackler był niskim facetem o rudawych brwiach i mieszkał samotnie w szeregowcu w Darlinghurst. Jednak nie całkiem samotnic. Ellen postanowiła nie ułatwiać nieznajomemu zadania. Nagość dawała jej nad nim przewagę. - W Australii tuż po wojnie i mężczyzni, i kobiety nosili kapelusze, istniał też zwyczaj urządzania w ogrodzie wolier z mnóstwem ptaszków, w najgorszym zaś razie ustawiano 184 lilux lilux scandalous klatką na ganku od ogródka, w której zamieszkiwała wrzaskli wa papuga. Z czasem ów zwyczaj - dość kontrowersyjny - zastąpiła mania hodowania w akwariach tropikalnych ryb, a przez jakiś czas uchodziło za ostatni krzyk mody trzymanie w ogródku angory. Clem Sackler hodował kanarki. O każdej porze dnia dzie siątki tych istotek trzepotało i śpiewało w klatkach we wszyst kich pokojach domu. W niektóre dni było je słychać aż z uli cy. Zaraz po powrocie z pracy na kolei pan Clem zmieniał kanarkom wodę i dosypywał karmy, a co jakiś czas wypusz czał wybrane sztuki, by sobie pofruwały. Tak upływało życie Cierna Sacklera. Opowiadający ni stąd, ni zowąd obejrzał uważnie palce u nóg Ellen i dopiero po chwili podjął przerwany wątek: - Sackler cieszył się jako hodowca dużym uznaniem wśród znawców kanarków. Przez całe lata starał się wyhodować bia łego kanarka. Wszystkie nadzieje ulokował w rozpieszcza nym, rozdokazywanym samczyku, szarym z żółtobrązowy- mi pasemkami. Wśród warstw jego piórek Sackler dopatrzył się połysku bieli. Pozostałe kanarki były zielone bądz żółte i mieszkały wspólnie w klatkach w przybudówce, której wy wietrzniki wychodziły na uroczyny czerwone. W kuchni klat ki z kanarkami stały spiętrzone jedna na drugiej na kształt małych drapaczy chmur. Pan Sackler musiał mieć co najmniej pięćdziesiąt, sześćdziesiąt ptaków. Szary samczyk mieszkał w pojedynkę w dużej klatce z własnym lusterkiem w sypialni hodowcy na piętrze. Gdy nieznajomy sunął palcem po jej stopie, Ellen zaczęła się uśmiechać, niemal radośnie. To na myśl o tych wszystkich ptaszętach. - Pewnego letniego wieczoru Sackler wrócił do domu ogromnie zmęczony. Jak zwykle poszedł na górę i otworzył klatkę szarego kanarka, żeby sobie poćwiczył fruwanie. Po tem położył się na łóżku i zapatrzył w sufit. Stwierdził, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|