|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przygięty, kruchy i zmęczony. Lecz w jego oczach płonął wciąż dawny figlarny ognik. Wiesz, że nie mógłbym nie zjawić się tutaj powiedział Andrew. Cieszę się, że jesteś. Wyglądasz świetnie. Ty też, Alvin. Magdescu uśmiechnął się smutno. Stajesz się coraz bardziej ludzki, prawda? Kłamiesz jak człowiek. I jak łatwo ci to przyszło, Andrew! Nawet się nie zawahałeś. %7ładne prawo nie zabrania okłamywać ludzi, dopóki nie wyrządza im to żadnej krzywdy. A ja uważam, że naprawdę wyglądasz dobrze, Alvin. Jak na swój wiek, oczywiście. Tak, jak na swój wiek. Przypuszczam, że powinienem to sam dodać, skoro nale- gasz, żebym był tak precyzyjny. Przemówienia, które wygłoszono po obiedzie, były zwykłymi pompatycznymi mo- wami, wyrażającymi podziw dla dokonań Andrew. Wszyscy mówcy byli tak samo na- dęci i nudni, nawet ci, którzy zdobyli się na odrobinę mądrości i wdzięku. Ich style róż- niły się od siebie, ale zawartość była ta sama. Andrew słyszał to już wiele razy. W każdym przemówieniu czaił się jednak pewien podtekst, który nigdy nie przestał go niepokoić: protekcjonalna implikacja, że dokonał wspaniałych rzeczy jak na robo- ta, że to cudowne, iż takie zwykłe mechaniczne urządzenie jak on było zdolne do twór- czych myśli, które potrafiło przekształcić we wspaniałe dokonania. Może to była praw- da, a jeśli tak, to bardzo bolesna. I zdawało się, że nie ma przed nią ucieczki. Magdescu przemawiał ostatni. Po tak długim wieczorze wyglądał bardzo blado i zle. Andrew Martin, który siedział obok, widział, jak stary dyrektor podnosi się z wysiłkiem, unosi wysoko głowę, prostuje ramiona i wciąga powietrze w płuca protetyczne płuca Andrew Martina. Przyjaciele, nie chcę marnować waszego czasu, powtarzając to wszystko, co już zo- stało powiedziane dzisiejszego wieczoru. Wszyscy wiemy, co Andrew Martin zrobił dla rodzaju ludzkiego. Wielu z nas miało już okazję tego doświadczyć i jest tutaj tylko dzię- ki protetycznym urządzeniom Andrew Martina. Ja również. Chciałbym tylko powie- dzieć, że praca z Andrew Martinem we wczesnych latach protetyki była dla mnie wiel- 145 kim zaszczytem i dzięki temu ja sam również wniosłem swój mały udział w rozwój tej dyscypliny. I muszę przyznać, że gdyby nie Andrew Martin, nie byłoby mnie tutaj. Gdy- by nie on i jego cudowne osiągnięcia, byłbym martwy już od dobrych piętnastu lub dwudziestu pięciu lat, podobnie jak wielu z was. Dlatego też, przyjaciele, proponuję wznieść toast. Podnieście swoje kieliszki i wypij- cie to dobre wino za tego, który zrewolucjonizował nauki medyczne i który osiągnął imponujący wiek stu pięćdziesięciu lat. Za Andrew Martina, Półtorawiecznego Robo- ta! Andrew jeszcze nie zdążył zostać amatorem wina, ani nawet zrozumieć jego istoty, ale dzięki komorze spalania i związanym z nią usprawnieniom miał fizjologiczną moż- liwość, by to zrobić. Czasem już go próbował, gdy wymagały tego okoliczności. Kiedy więc Alvin Magdescu zwrócił się ku niemu z błyszczącymi od emocji oczami, płonącą twarzą i wzniesionym kieliszkiem, Andrew przechylił swoją szklankę i wypił do dna. Poczuł odrobinę radości. Chociaż jego twarz już od dawna potrafiła wyrażać emo- cje i uczucia, przez cały wieczór siedział bierny i poważny i nawet teraz zdobył się jedy- nie na powierzchowny uśmiech. A nawet i to kosztowało go wiele wysiłku. Magdescu miał dobre intencje, ale jego słowa sprawiły Andrew ból. Nie chciał być Półtorawiecz- nym Robotem. ROZDZIAA 18 To właśnie protetyka zawiodła Andrew poza Ziemię. Nigdy nie odczuwał potrzeby podróży w przestrzeń kosmiczną, ani nawet podróży po samej Ziemi, która nie była już głównym centrum cywilizacji ludzkiej. Ze wszystkich kolonii kosmicznych to Księżyc stawał się coraz bardziej znaczącym światem i coraz bardziej przypominającym Ziemię. Były tam wielkie, wspaniałe miasta, gęsto zaludnione i stale się rozwijające. Obywatele Księżyca, jak wszyscy ludzie, także potrzebowali protez. Gdy tylko jakiś organ zaczynał szwankować, natychmiast decydowano się na sztuczny implant. Ale mniejsza grawitacja, aczkolwiek w wielu aspektach mająca niewątpliwe zalety, stanowiła duży problem dla chirurgii protetycznej. Na przykład sztuczne implanty, któ- re były odpowiedzialne za system krwionośny, nie funkcjonowały tak dobrze w środo- wisku o sześciokrotnie mniejszej grawitacji. Pojawiło się wiele komplikacji natury tech- nicznej. Protetycy z Księżyca od lat prosili Andrew, by złożył im wizytę i przyjrzał się wszyst- kiemu bezpośrednio. Również korporacja Amerykańskie Roboty i Mechaniczni Ludzie nalegała na szybką wizytę. Przy niektórych okazjach sugerowano nawet, że ze względu na punkty zawarte w kontrakcie, wymagane jest jego przybycie. Andrew zdecydował jednak, że wymaga- nie to nie to samo co rozkaz, i odmówił przyjazdu w taki sposób, że korporacja nie po- nowiła już więcej swojej propozycji. Ale w końcu zaczęły nadchodzić prośby o pomoc od lekarzy z Księżyca. Dlaczego by nie pojechać, zastanawiał się Andrew. Dlaczego miałbym cały czas spędzać na Ziemi? Z pewnością oczekiwano go z wielką niecierpliwością. Nikt mu nie rozkazywał nikt nie śmiałby nawet ale nie można było przecież pominąć faktu, że stworzo- no go po to, by pomagał ludziom. Nie było też powodu, by ograniczać tę pomoc tylko
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|