|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dukat przydałby się jemu i matce. Kupiłby jej ciepłą chustę, wieprzka i co tylko, a sobie przynajmniej dwa rogaliki i tabliczkę czekolady. A równocześnie oblatywał go lęk i myślał: Jeckusie kochany, co też to będzie? %7łeby mi tylko głowy nie urwał! Nie stanie ci się nic złego! rzekł tamten wiodący go człowiek. Ha, widać, że potrafił czytać ludzkie myśli! Dziwny człowiek!... Doszli w końcu do podnóża Czantorii, a puchacze zleciały się i hukały jak opętane. Księżyc był wysoko na niebie i dobrze było widać, jak ich oczy tliły się zielonkawym światłem, jak fruwały naokoło Karlika i darły się nie wiedzieć z jakiego powodu. Widocznie albo ostrzegały go, albo usiłowały mu napędzić strachu. Karlik wiedział, że to pokutujące du- szyczki tamtych chciwców, którzy nie zdołali kiedyś przed wiekami wyjść na czas z jaskini. I znów się polękał, a mrówki zaczęły mu łazić po grzbiecie. Obcy człowiek jednak poklepał go po ramieniu i mruknął: Czegóż się lękasz, niemądry! Nic się nie bój!... I to jeszcze bardziej utwierdziło Karlika w przekonaniu, że tamten człowiek umie czytać ludzkie myśli. A równocześnie otucha wstąpiła w jego serce. Nic już więc teraz się nie bał, tylko szedł za nim. Naraz Karlik przypomniał sobie, co bajali starzykowie, i zawołał: Ale ja nie mam świecy! Nie trzeba świecy! rzekł tamten i szedł dalej. Doprowadził Karlika do ogromnej skały, coś mruknął i skała się otworzyła. Obaj weszli teraz do podziemnego ganku. I rzecz dziwna w ganku było jasno, jakby ściany zrobiono z matowego szkła, za którym płonie tysiąc świec. Wstąpili wreszcie do ogromnej jaskini. Karlik patrzy zdumiony i widzi: pod jedną ścia- ną cały regiment skrzydlatych rycerzy w srebrnych zbrojach, pod drugą ścianą rząd beczek z dukatami, a na każdej beczce siedzi ropucha tak duża, jak cielna krowa, i łypie oczami. Ryce- rze zaś śpią i niektórzy leciutko chrapią. Konie też śpią i też niektóre leciutko chrapią. A na karku każdego konia każdy rycerz opiera swą głowę. Oto podkujesz mi pięć koni! rzekł obcy człowiek. Karlik zabrał się do roboty. Przybijał podkowy do kopyt koni, przybijał, a gdy przybił ostatnią, rzekł: Podkułem! Jaką chcesz zapłatę? zapytał tamten tajemniczy człowiek. Karlik zerknął na beczki pełne dukatów i rzekł: Jednego dukata, tego najmniejszego, jeżeli mogę prosić! Dziwny człowiek wybrał z pierwszej beczki najmniejszego dukata i wręczył Karlikowi: A wciąż milczał. Potem go wyprowadził z jaskini przez długi, podziemny ganek. A gdy już znalezli się na polanie, na niebie rozlewał się mleczny świt, ptaki budziły się pomaleńku ze snu i popiskiwały leciutko, puchacze już nie hukały... Wtedy tamten człowiek rzekł: Teraz wracaj, a nikomu nic nie mów, gdzieś był i coś widział! I wszedł do ganku, a skała zamknęła się za nim. Karlik pobiegł do matki ogromnie uradowany, że ma dukata! Ha, co on to teraz kupi matuli za tego dukata?... Wszystko kupi, a sobie dwa rogaliki i tabliczkę czekolady! Wpadł do izby, zbudził matkę i zawołał: Mamulko! Mamuliczko złota! Mam dukata! i pokazał go matce. Matka ogromnie się zdumiała i zaraz zapytała: Skąd go masz? Od kogo otrzymałeś tak duży pieniądz? Mamuliczko, nie pytajcie się, bo mi nie wolno powiedzieć! Ukradłeś? Broń Boże! Zarobiłem! Ale nie pytajcie się więcej, bo i tak nie powiem. No, dobrze, dobrze! rzekła matka i już nie pytała. Oboje nie wiedzieli, że był to dziwny dukat. Bo gdy Karlik nazajutrz kupił matce ciepłą chustę, furę węgla, małego wieprzka i słoik konfitur, a sobie dwa rogaliki i tabliczkę czekola- dy już nie było dukata. Rozmienił go bowiem na miedziaki i wszystkie wydał. A gdy naza- jutrz matka czyściła mu ubranie i sięgnęła do kieszeni jego marynarki w kieszeni ten sam dukat!... I oboje nie mogli się temu nadziwić. Karlik znowu pobiegł do wsi i kupił dla matki kilogram suszonych śliwek, buciki, dwa wieńce kiełbasy i jeszcze jedną furę węgla oraz krowę, a sobie scyzoryk z dwoma ostrzami i korkociągiem i harmonijkę, i dukata już nie było. A gdy na trzeci dzień sięgnął do kieszeni - znowu w niej ten sam dukat. I wszystko odtąd było już dobrze, bo Karlik się wyzwolił i stał się samodzielnym kowa- lem, wybudował matce porządną chałupę, kupił trzy krowy i pełną skrzynię przyodziewku, a w chlewiku kwiczały cztery spaśne wieprze. Wszyscy w Ustroniu ogromnie się temu dziwili i nie mogli pojąć, skąd u Karlika taki dostatek i zamożność. A Karlik nic, chociaż dopytywano się go i nalegano, by powiedział, skąd to ma. Jewka, córka majstra Drzystonia, ganiała zaś po Ustroniu jak z terpentyną i dowiadywa- ła się, skąd Karlik ma tyle pieniędzy. Spać nie mogła po nocach z ciekawości, chudła z tego powodu i była nieszczęśliwa. W końcu nie wytrzymała, poszła do kuzni Karlika, stanęła w progu z koszyczkiem i zaskrzeczała; Karliczku, Karliczku, zgadnij, co mam w koszyczku! Karliczku, Karliczku, co w koszyczku mam! Mam gołębie po parze, hej, po parze, Jeśli zechcesz, pokażę, hej, hej, pokażę!... Karlik na to nic. Walił młotem po kowadle, kuł żelazo, aż iskry leciały, i myślał: Ty sobie śpiewaj, a ja ci i tak nie powiem! Jewka widzi, że swoim śpiewaniem nic nie wskóra, przystąpiła, więc do niego i zaczęła się przymilać. Słowa swoje smarowała miodem i gadała, i wdzięczyła się, i ocierała o niego jak kotka, i uśmiechała, i gdakała, i prosiła: Karliczku! Mój złoty Karliczku! Powiedz, skąd masz tyle pieniędzy? Przecież mnie, kochającej cię do grobowej deski, Jewce, możesz powiedzieć! Daj mi święty spokój, bo nie powiem! Ależ, mój Karliczku złoty! Swojej Jewce nie powiesz? Po pierwsze, nie jesteś moją Jewką, a po drugie, chociażbyś na klęczkach prosiła, nie powiem i basta! Nie powiesz? We młynie dwa razy powtarzają, a po trzeci raz dadzą kromkę chleba! To ja się otruję! Och, truję się, truję!... zaskrzeczała Jewka. Wydobyła z koszyczka jakąś buteleczkę, na której była nalepka z wyrysowaną trupią czaszką, przystawiła ją do ust i jeszcze raz wrzasła: Powiesz czy nie powiesz, bo już połykam truciznę!
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|