|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzędami różnych roślin, zmierzając do wejścia do komory. Jej panel kontrolny był wyrwany. Tracę spojrzał w głąb, na połamane układy, i przykucnął, kładąc obie dłonie na brudnej, porysowanej podłodze komory. - Z tego, co wiemy - zaczął Emmert - Hestizo została... Nie patrząc na niego, Tracę gestem nakazał mu zamilknąć. Strona 25 joe Schreiber - Czerwone żniwa.txt Zalała go lawina wspomnień: słyszał głos Zo i widział twarz napastnika - to był Whiphid, uświadomił sobie, i to największy, jakiego kiedykolwiek widział - jak ten wyciąga ją i orchideę z komory. Tracę poczuł zaskoczenie siostry przeistaczające się w ból, gdy w głowę uderzył ją tępy koniec włóczni Whiphida. Cios pozbawił ją przytomności i Zo padła nieprzytomna na podłogę, wypuszczając z dłoni kwiat. Whiphid pochylił się, przerzucił ją sobie przez ramię, jednocześnie chwytając orchideę, i stąpając ciężko, wyszedł z pomieszczenia. I - Przyszedł po kwiat - powiedział Tracę. Emmert pokiwał głową. - Orchidea Murakami jest znana ze swojej wrażliwości na Moc. Jest potężna, ale do życia potrzebuje opiekuna, istoty o równie wysokim poziomie midichlorianów. - Czy w momencie porwania był tu ktoś jeszcze? - Tylko Wall Bennis, dyrektor laboratorium. ; - Nadal jest... - Nieprzytomny - dokończył Emmert. - W zbiorniku z bactą. Nasi lekarze twierdzą że za dzień, dwa powinien się obudzić. - Nie możemy czekać tak długo - powiedział Tracę.-A kamery w strefie załadunkowej i na lądowisku? - Nasze czujniki zarejestrowały rano przybycie i odlot nieuprawnionego statku. - Emmert odwrócił wzrok, speszony. - Musiał korzystać z jakiegoś urządzenia maskującego, dzięki czemu uniknął wykrycia... ale w końcu wpadliśmy na trop, cofając się do porannych nagrań. Sięgnął do kieszeni swojego fartucha i wyciągnął z niej datapad, włączając go w międzyczasie. Tracę spojrzał na ekran. Zdjęcie przedstawiało hangar, koncentrując się na podłużnym pojezdzie wyglądającym, jakby ktoś zbił go ze złomu. Pomimo niezgrabnego kształtu, a może właśnie z tego powodu, ze statku przebijała obłudna, prymitywna podłość, a jego prosta, zwalista bryła odstraszała ciekawskich wizją tego, co może czaić się w środku. Na kadłubie widoczny był częściowo starty ciąg liter i cyfr. - Może pan to powiększyć? - poprosił Tracę. Emmert wcisnął przycisk i datapad zaczął przybliżać nazwę statku, aż wreszcie Tracę mógł ją odczytać: Mirocaw". - Ale nie udało nam się jeszcze odczytać sygnału wywoławczego. - Bo zeskrobano je, aż stały się nieczytelne. To stara przemytnicza sztuczka. - Tracę zmarszczył brwi. - Mówił pan, że statek korzystał z jakiegoś urządzenia maskującego? Emmert skinął potakująco głową. - Tak, ale... - Co to? - Tracę wskazał na ekranie linię bladych, błękitno- zielonych przebarwień wzdłuż lewej strony Mirocawa". Błyszczały jak nafosforyzowane, jakby fragment kadłuba pociągnięto opalizującym olejem. - Związki węgla? - Nie. - Rycerz Jedi pokręcił przecząco głową. - To osad thuliańskiej pary wodnej, galaktycznej anomalii, mieszaniny postindustrialnego zanieczyszczenia powietrza i kryształowej mgły. Można się na nią natknąć w raptem trzech miejscach poza Zrodkowymi Rubieżami. Spojrzenie Emmerta było pozbawione wyrazu. - Przygotujcie mój statek - powiedział Tracę. - Odlatuję za pięć minut. W przeciągu godziny potwierdził swoje przypuszczenia - najbliższe thuliańskie zwały chmur trwale przesłoniły Kwenn, posępną postindustrialną placówkę na samych obrzeżach przestrzeni Huttów. Pod koniec dnia Tracę już tam był. Na stację kosmiczną Kwenn składały się rozciągające się na wielkim obszarze wnęki dokowania, magazyny i warsztaty, kantyny i nielegalne sale gry. Starając się nie rzucać w oczy, Tracę odwiedził tuzin różnego rodzaju przybytków, rozmawiając z pilotami, zbiegami, mechanikami i istotami z obrzeży, z których składała się ludność stacji. Zwalczając własną niecierpliwość, kupował kolejne kolejki drinków i wysłuchiwał przydługich, na pozór bezsensownych monologów knajpiarzy, którym od lat nie trafił się równie uważny słuchacz. Koniec końców odpowiedzi, których szukał, udzielił mu jednoręki bothański przemytnik imieniem Gree, wskazując wcześniejsze miejsce pobytu Tulkha, łowcy nagród z rasy Whiphidów i właściciela Mirocawa". - Nie widziałem go od jakiegoś czasu - wyjawił Gree po tym, jak Tracę postawił mu kilka kolejek, włączając w to miejscowy przysmak w postaci drinka zwanego Glebozrzutem i wsunął do dłoni garść kredyt. - Wieść niesie, że znalazł jakąś świetną fuchę, ale nikt nie wie jaką. Tracę spojrzał przemytnikowi w oczy i poczuł, jak Moc przepływa do umysłu Bothana, kończąc to, co rozpoczął alkohol. - Mówił coś o kwiecie? - O... - twarz Gree'a wygładziła się, z jego głosu zniknęło wahanie. - A no tak,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|