|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
władza dalekiej przeszłości, przed którą kiedyś drżeć musieli mieszkańcy tej ziemi, ma mniej do powiedzenia niż zielona papuga, dekorująca w tej chwili swym guano epolety któregoś z kamiennych generałów... Tak, w tej chwili Dezerter był nie zagrożony. Któżby szukał wśród pomników dawnej potęgi i władzy kogoś, kto przed nią dzisiaj ucieka? Mężczyzna poruszył się i otworzył oczy. Przez chwilę patrzył niezbyt przytomnie, jakby nie zdawał sobie sprawy, gdzie się znajduje, potem oderwał wzrok od sylwetki pani Kustosz, objął nim szereg postumentów, który zdawał się czekać na rozkaz do defilady i ze- rwał się na nogi. Stał przed nią ktoś, kto od dwóch dni powinien decydować o ich wspólnym losie, i teraz wyraznie szukał w myślach pierwszego słowa. Nie, nie pozwoli mu na jałowe wykręty, żadnej blagi! Pojęła, że nagle jęła szanować urojony przez siebie obraz Dezertera Władzy... - Wiem wszystko. To znaczy wszystkiego się domyślam - szepnęła. Ten szept zamknął ich w delikatnej siatce ochronnej konspiracyjnej wspólnoty. Dezerter wstał i pochylił głowę całując jej delikatną dłoń. Dostrzegła parę siwych wło- sów i rozczuliło ją przeświadczenie, że na portrecie nie było ani jednego. Osiwiał tu, pragnąc u niej schronić się przed wyrokiem, jaki w tym kraju oznacza sprawowanie władzy. - Przejdzmy tamtędy. Ukryję pana na razie w moim mieszkaniu. Ujęła go za rękę i pociągnęła za sobą w boczną alejkę. Przebiegli szybko obok szwadro- nu konnych pomników, prowadzonych przez zidentyfikowanego już księcia Józefa - choć rze- zbiarz przebrał go w rzymskie szaty, zamiast butów z cholewami dał mu sandały, upokarzając w nim kawaleryjskiego ducha, nie zadbał o siodło i popręg... Urocza Kustosz nie wiedziała, ile niezdrowych emocji wzbudziła swym przejściem tuż obok niepoprawnego kobieciarza, więcej chyba niż odczuł Dezerter, żywy przecież mężczy- zna, bynajmniej nie z kamienia, jak miało się wrychle okazać. Ukrywając swego gościa prze- biegła obok gęstego szpaleru żywopłotu i klucząc między kępami kwitnących bzów dopadła nieoficjalnego prywatnego wejścia do Pałacu od strony swych apartamentów. I oto za chwilę mężczyzna, w którego ręce skomputeryzowana nauka oddać chciała władzę w naszym kraju, siedział zamiast na przydziałowym superfotelu na brzegu delikatnego szezlonga, zrekonstruo- wanego przez konserwatorów, zgodnie z domniemanym gustem królowej Marysieńki. Czyż muszę pisać o tym, co ta sytuacja stanowiła dla wrażliwej młodej kobiety, z wykształcenia historyka. Oto siedział przed nią, przyzwyczajoną do śledzenia losów ludzi bezwzględnie walczących o władzę, ktoś, kto, ratując swą godność, przed władzą uciekał. Zamiast zaklętych w kamień i brąz ambicji, zamknięta w cichym kształcie pięknego mężczy- zny delikatność i siła, która pozwoliła mu się wyzwolić z odwiecznych męskich ambicji. I nagle w ciągu paru minut, ona, oschły naukowiec, przemieniona w kobietę, szykuje śniadanie dla człowieka, który poruszył jej serce i wyobraznię. Krzątając się po kuchni uprzy- tomniła sobie, że jej gość po nocy spędzonej na trawniku pragnie zapewne jakoś się orzezwić i przerwawszy swe kulinarne zajęcia, pobiegła przygotować kąpiel. Ledwo zamknęły się za nim drzwi łazienki porwała ze swego biurka nadesłany przed trzema dniami portret dostojnego władcy i dopiero ustawiwszy go w zasięgu wzroku nad kuchennym stołem, wróciła do przerwanych czynności. Po chwili stół jadalny, za którym biesiadował ongiś Jan III Sobieski, był już nakryty. Z bijącym sercem podeszła na palcach do drzwi łazienki. Była cisza. Nic się nie ruszało. Zanie- pokojona, uchyliła drzwi. Ujrzała opartą na brzegu wanny głowę. Chrząknęła cichutko: On nie drgnął. Zrobiła krok i ujrzała, że oczy ma zamknięte, oddycha głęboko: spał. Jej wzrok powędrował niżej. - Myśli o mnie - olśniła ją kobieca pewność na widok wspaniałej męskiej kreacji. On otworzył oczy. Wstał nagi, niczym pomnik spryskany wiosenną burzą. Jesteśmy w trzecim tysiącleciu. Słowo pruderia obejmuje pół kolumny druku w encyklopedii, by przybliżyć współczesnym to pojęcie zamierzchłej przeszłości. - Tak - powiedziała tylko ona. Wstępując do wanny zrzuciła przez głowę swą szatę. Złączeni kochankowie drgnęli równocześnie. Wszystko w nich było już jednością... Więc drgnęli równocześnie słysząc czyjeś głębokie kichnięcie... W tym momencie poczuli jakiś zapach. - Jajecznica! - krzyknęła Kustosz i niemal w chwili spełnienia oderwała się od kocha- nka. Od strony kuchni niosło kłęby dymu... Dopiero przy stole... Pomyśleli o tym równocześnie... - Kto kichnął? - to Dezerter Władzy wyartykułował dotychczas nieuświadomione poczucie zagrożenia. Kustosz wybiegła przed pałac. Była cisza. Rzędy nieruchomych pomników. Pogadywa- nie papug przelatujących z jednej dostojnej głowy na drugą. - Musiało nam się coś zdawać - chciała uspokoić kochanka. - Przecież wiesz, co mi grozi, jeśli mnie wykryją. Zostanę skazany na sprawowanie wła- dzy i wszystko co potem... Nie, nie mogła dopuścić do tego, by najbliższy jej człowiek stracił godność, a może i życie. Raz jeszcze pełna niepokoju obiegła cały rejon Osiedla Pomników. Nie znalazła niko- go. Teren był niedostępny dla zwiedzających, personel naukowy dziś nie miał wstępu. Był dzień wolny od pracy. Nie było nikogo. Nie było już nikogo, ale przecież jeszcze przed paroma minutami ktoś był. Najwybi- tniejszy Agent Służb Obywatelskich, któremu zlecono śledztwo w sprawie zniknięcia Deze- rtera Władzy, trafił na ślad uciekiniera. Przekonany, że matecznik skamieniałej przeszłości, jakim było Osiedle Pomników, stanowi jego kryjówkę, wtargnął podstępnie na teren będący Rezerwatem Naukowców i tu, w chwili, gdy tylko dzięki przypadkowi nie zastał poszukiwa- nego na terenie parku, postanowił uciec się do środków udoskonalonej techniki podsłuchu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|