|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lampka nocna oświetlała mały krąg pokoju. Chrapanie zmordowanych i objedzonych ludzi dudniło w ciemności. Jerzy przeglądał swój notatnik. Obok brulionu na stole leżały kości kury i kawałek chleba - ślady dzisiejszej uczty. Za drzwiami szeptali przerażeni Niemcy. Gospodyni przyjęcia, ukraińska niewolnica , kuśtykała zapobiegliwie po pokoju. Przyjęcie dla podróżujących jeńców - taka była jej zemsta za trzy lata poniewierki u bauera. - U nas kartoszki nie takie: takie - podsuwała złożone pięści pod nos chłopcom zapychającym się kartoflami. - U nas ptice nie takie - krzywiła się na niemiecką kurę. - Takie... - zajmowała ramionami największą przestrzeń. Wspaniały naród - Jerzy dopiero teraz ich poznawał. On jeden z radością równą tej, jaką im zgotowała goszcząca ich babina, przyjmował każdego nowego gościa w izbie. Właśnie wpakowało się ich dwóch. Obaj Rosjanie. Z lekka podpici, potraktowali życzliwie współbiesiadników. - Machorka u tiebia jest? - zapytał młodszy, z zuchwałym nosem i niebieskimi oczami. - Nie - odparł Jerzy z przykrością. Zdarty głos pytającego przy chłopięcej, naiwnie otwartej twarzy był mu sympatyczny. Mimo że wiedział, iż spotkani Rosjanie na ogół nie byli jeńcami ze stalagów, tylko ludzmi wziętymi na roboty, traktował ich wszystkich jak żołnierzy. Tymczasem okazało się, że młodzik nie pragnął bynajmniej być częstowanym, lecz chciał obdarowywać. 16 - Niet? - ucieszył się wydobywając z kieszeni skórzany niemiecki kapciuch nabity tytoniem. Wyrwał niefrasobliwie zapisaną stronę z brulionu Jerzego i sypał szczodrobliwie na skręta. Było nie było, zapalę - postanowił Jerzy, by nie odmawiać. - Może razem pójdziemy dalej na Wschód? - kombinował. - Bezpieczniej iść jako Rosjanin. Dochodziły już słuchy, że Anglicy i Amerykanie niechętnie widzieli ciągnących na stronę sowiecką Polaków. - No, pojdiom wmiestie do Krasnoj Armii - zagadał życzliwie, podając ogień. - Na chuj mnie Krasnaja Armija - oburzył się nagle młodzik posępniejąc. Jerzy wyjął z ust skręta zrobionego z jakiegoś strzępka swego rewolucyjnego studium. Zdziwiony, z otwartymi ustami, wyglądał głupio. - Maruder - bąknął po chwili nie patrząc w oczy Ola. - U nas ptice nie takie: takie... - rozkładała ręce staruszka nie wiedząc, o czym mowa. Dochodziło już południe, a Jerzy ani myślał o odpoczynku. Ciągnął naprzód, jakby zdeptać chciał własne wątpliwości. Z trudem przebili się przez jakieś miasteczko. Przeciskając się między samochodami, parkującymi na głównej ulicy, nie odpowiadali na zaczepki i niezrozumiałe pytania łazikujących gefangenów i haftlingów. Kiedy Olo przystanął na widok żołnierza z naramiennikiem Poland, Jerzy pociągnął go tylko za rękaw. Kiedy indziej pozwolił mu tylko na szerokie otwarcie ust, gdy ujrzeli między samochodami jakiegoś żołnierza wylewającego do wiadra - puszkę za puszką - skondensowane mleko, które w niewoli wystarczyłoby na tydzień dla całej sztuby. - Czego się patrzysz? Robi śniadanie dla kolegów - zbył pogardliwie Jerzy. Zostawili już za sobą wrzask różnojęzycznych kłótni, gdy skręcając z ulicy na szosę nadziali się na grupkę rodaków, skupioną wokół stojącego na jeepie oficera w czarnym berecie, z czerwonym języczkiem Poland na ramieniu. - Wrócimy, koledzy, wrócimy... Ale droga do kraju prowadzi tędy... - kończył pogodnie jakąś enuncjację klepiąc kaburę pistoletu. - Dywizja Mączka... - bąknął Olo dobiegając po chwili do Jerzego, jakby usprawiedliwiał tym swój postój przy zbiegowisku. Od tego momentu sapał coraz częściej i coraz życzliwiej spoglądał na cienie rzucane przez potężne drzewa podmiejskiego parku. Ale Jerzy parł naprzód bez chwili wytchnienia. Według jego obliczań jutro powinni osiągnąć strefę styku obu armii. Nie myślał, starał się nie myśleć o niczym poza techniką podjętego .zamierzenia. W pewnej chwili z dumą zarejestrował w pamięci, iż przez dłuższą chwilę myśl jego debatowała, czy nie powinien swego pisanego w niewoli studium ulokować z powrotem w 17
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|