|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mike spojrzał ze zgrozą na kawałek świątecznego ciasta i szklaneczkę whisky zostawione na półeczce nad kominkiem dla Zwiętego Mikołaja. - Będziesz musiał to zjeść - powiedziałam. - I marchewkę też. - Nie jestem reniferem - zaprotestował. Dojrzałam w kominku zwęglone resztki listu Rebeki do Mikołaja i rozgarnęłam je pogrzebaczem. Nie powinno ich tu być, jej list miał być odczytany przez elfa w Laponii. Mike poczęstował marchewką Turtle a, który ostrożnie ugryzł czubek i ze wstrętem wypluł na dywan. - Cudownie - powiedziałam, szybko zbierając pomarańczowe kawałki, żeby Rebeka ich nie zobaczyła. Wcześniej siedzieliśmy we dwoje w kuchni, łykając ostrygi i popijając je szampanem w przyćmionym, żółtym świetle lampy. - Kocham cię - powiedział Mike i wziął mnie za rękę przez stół. - Jesteś szczęśliwa? - Jest już lepiej - powiedziałam ostrożnie, nie patrząc na niego. - Trochę lepiej. Wie, że ma jeszcze przed sobą długą drogę. Nawet dzisiaj, nawet tego magicznego, błogiego wieczoru wiem, że jakaś część mnie już nigdy nie będzie należeć do niego. Czuję się silniejsza, wiedząc, że potrafię się bez niego obyć. To Mike stał się bardziej bezbronny. - Ale - dodałam, dolewając sobie szampana - chciałabym zająć się jakąś pracą. W domu. Jako wolny strzelec. Nie jestem stworzona na profesjonalną matkę. Nie mam dość jednakowych talerzy. - Co? - zdumiał się Mike. - Potrzebne mi są spotkania i rozmowy z ludzmi. Jednak chcę sama organizować sobie czas, a nie podlegać jakiemuś palantowi w garniturze. - Jak ja - zauważył Mike. - Ale ty kochasz tę pracę. A ja... ja już z tego wyrosłam. Już mnie to nie obchodzi. - Myślisz, że będziesz chciała kiedyś do niej wrócić? - spytał Mike, uprzejmie powstrzymując się od dodania: jeśli będziemy potrzebowali pieniędzy . - Może kiedy dzieci dorosną. Jeśli to będzie konieczne. Ale jeszcze nieprędko. Po raz pierwszy od siedmiu lat czuję, że mogę być sobą. Tym, kim chcę być, a nie kim powinnam być według innych. Mam po uszy spełniania cudzych oczekiwań. Teraz nadszedł czas na moje potrzeby - powiedziałam, kręcąc resztką szampana w kieliszku. - 1 nadszedł czas na zmiany - ciągnęłam, dolewając sobie do pełna. - Na zmiany? - zdziwił się Mike, podnosząc lekko brew. - Tak, na zmiany - oświadczyłam stanowczo. Czułam się pewna siebie, jak nigdy dotąd. W przeszłości zawsze martwiłam się głównie o to, żeby nie zirytować Mike a. Robiłam wszystko, żeby go nie rozzłościć, żeby nie zakłócić mu jego cennego wolnego czasu. Choć byłam równie zmęczona i przynosiłam takie same pieniądze, gdzieś pokutowało we mnie wbite przez matkę przekonanie, że mężczyzni muszą odpocząć. Godzenie pracy i obowiązków domowych należało po prostu do kobiety - miała to być dla mnie kara za to, że chcę być pracującą matką. Byłam nienasyconą kobietą, która chciała mieć wszystko, i musiałam za to płacić. Ale teraz widziałam, z przerażającą jasnością, że byłam ciężką frajerką. Pracujące matki nie muszą zabijać się, próbując osiągnąć doskonałość. Powinny się wypiąć i przestać przepraszać za rzeczy, których po prostu nie mają czasu robić. A jeśli ich partnerzy chcą, żeby zarabiały pieniądze, to muszą na równi z nimi wykonywać prace domowe. Wszystkie. Od A do Z. Jak często to się zdarza? Nigdy, do cholery. Miałam dość bycia męczennicą. Dość starań, żeby zadowolić wszystkich i dość naginania się do kaprysów Mike a. Najwyższy czas, żeby wydoroślał. - Po pierwsze - oświadczyłam, zdumiona siłą mojego głosu - kiedy mówisz, że przyjdziesz do domu o określonej godzinie, to masz przyjść albo zadzwonić. To bardzo niegrzecznie kazać mi czekać i zastanawiać się, kiedy się zjawisz, żeby zjeść to, co z nakładem czasu i wysiłku dla ciebie ugotowałam. Moje uczucia też się liczą, liczą się tak samo jak twoje. Jeżeli nie przyjdziesz ani nie zadzwonisz, to twoja kolacja wyląduje w kuble. Zrozumiano? - Zrozumiano - powiedział Mike z uśmiechem. - Po drugie - ciągnęłam, nabierając rozpędu - kiedy jesteśmy w domu, dzielimy obowiązki wobec dzieci po równo. Jeśli chcesz zagrać w golfa albo oglądać coś w telewizji, powinieneś mnie najpierw spytać, jakie są moje plany. Dostosuję się do ciebie, jeśli ty będziesz dostosowywać się do mnie. Nie zakładaj z góry, że to ja będę cały czas zajmować się dziećmi. Mam zamiar przeznaczyć część weekendu na to, co sama chcę robić. - A co chcesz robić? - Uśmiech Mike a jakby nieco zrzedł. Stężał. - Wiosłować - oznajmiłam. - Chcę znów trenować wioślarstwo, jak w czasach uniwersyteckich. W żeńskiej drużynie. - Coś podobnego! - powiedział. - Od kiedy? - Od teraz. I nie próbuj traktować mnie protekcjonalnie. Weekendowe zakupy - kontynuowałam - należą od dzisiaj do ciebie. I to z dziećmi. Da ci to szansę pobycia z nimi po całym tygodniu pracy. A wieczorami będziemy razem je kąpać i czytać im na dobranoc. Nie zakładaj, że ja będę wszystko robić sama, podczas gdy ty popijasz sobie na kanapie zimne piwo. I nie będę więcej prasować twoich koszul. Mogę je prać, ale reszta należy do ciebie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|