|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
plecami. I nie żałuję tego, co zrobiłam. Mam synka, którego kocham nad życie... Niczego nie żałuję. - Ja żałuję wielu rzeczy, ale nie dlatego, że kocham Jareda. Kiedy tu się zjawiłam, nie było najmniejszego powodu, bym mu się zwierzała z moich osobistych spraw. Między nami absolutnie niczego nie było. Nic się nawet nie kroiło. I nagle stało się i było już za pózno. Jeszcze nie spotkałam człowieka, który miałby taki szacunek do instytucji małżeństwa. Wprost niewiarygodne w naszych czasach. I rozciąga ten szacunek nawet na stan narzeczeństwa. - A ponieważ jest takim unikatem, nadal tkwi w stanie kawalerskim - odparła Jenny. - Powiedział mi kiedyś, że jego małżeństwo musi być podobne do małżeństwa rodziców, dziadków i pradziadków co do trwałości i wzajemnej miłości. Powiedziałam mu wtedy, że perfekcji żądać może tylko ktoś doskonały, a on wcale nie jest doskonały. Ma wiele wad. Dobry chłop, ale nie anioł. - O tak, aniołem to on nie jest. - Lark po raz pierwszy roześmiała się. - I okropnie wyrzekał na kobiety, że stało się z nimi coś niedobrego, że mężczyzna ma trudności, żeby z którąkolwiek związać się na całe życie... Może wreszcie znajdzie... Jared to człowiek wprost stworzony do rodzinnego życia. Tylko że poprzeczkę ustawił zbyt wysoko. Nikt jej nie może przeskoczyć... Przez kilka minut obie kobiety siedziały w milczeniu, zadumane. Wreszcie Lark powiedziała: - Dziękuję ci, Jenny, że mnie wysłuchałaś i z miejsca nie potępiłaś... - Za co to miałabym cię potępiać? A jeśli idzie o ocenę twojego postępowania w przeszłości i w przyszłości, to jedynym sędzią możesz być ty sama. I ty musisz dokonywać wyborów i dróg jakimi zdążasz. - Mam wrażenie, że jedną z przyczyn, dla których Jared mnie nie szanuje, jest moja uległość wobec woli ojca. Jared nigdy przed nikim i niczym nie ucieka. Stawia zawsze czoło trudnościom, to widać. Ja jestem inna. Kiedy zdobyłam się wreszcie na umknięcie ojcu z Florydy, to właśnie w celu przemyślenia wszystkiego w spokoju. - I przemyślałaś? - O tak! Poznanie Jareda i zakochanie się w nim dało mi siłę, której potrzebowałam, żeby przeciwstawić się ojcu. W każdym razie przez telefon, na odległość. - Roześmiała się żałośnie. - Spaliłam za sobą mosty. Teraz nie mogę wrócić, choćbym chciała. Na szczęście nie chcę. Jednakże już w chwili wypowiadania tych ostatnich słów ogarnęły ją wątpliwości. Póki Jared stał przy niej, była zdolna walczyć z całym światem. Ale Jared może od niej odejść, a nawet obrócić się przeciw niej. Co wtedy? Jared nie wrócił przez dwa następne, okropne dni. Lark cierpiała, czekała, wypatrywała go. Kiedy wreszcie trzeciego dnia stanął w drzwiach, nie czekała, aż objawi swój zły czy dobry humor, czy też odezwie się słowem, lecz rzuciła mu się na szyję i mocno przytuliła. - Tak się martwiłam! - wykrzyknęła. - Dzięki Bogu, że jesteś. - Czy coś się stało? Z policzkiem pod brodą Jareda nie widziała jego twarzy, lecz wyczuła w głosie niepokój. To dobry znak! - Właściwie nie - przyznała. - Tylko było mi ciebie brak. Jeszcze przez chwilę czuła jego ramiona obejmujące ją niby żelazna obręcz. - Ciekawy wybrałaś scenariusz - powiedział. Odchyliła nagle głowę. - Co ty powiedziałeś? - Możesz się nie martwić. Wróciłem przecież. - Miał kamienny wyraz twarzy, oczy wpatrzone w przestrzeń. - Nie wydajesz się uradowany, że mnie widzisz... - A dlaczego miałbym być uradowany? - spytał zimno. Jared zdecydowanie się zmienił. Lark nie potrafiłaby powiedzieć, na czym ta zmiana polegała. Poza tym zachowywał się chłodno i z rezerwą. Wydawało się jej, że w paru spojrzeniach, jakie na nią rzucił, tkwiło palące pytanie, ale go nie zadawał. Następnego dnia, przygotowując na lunch kanapki z tuńczykiem, zastanawiała się nad tym. O co mu właściwie chodzi? Zupełnie, jakby podjął decyzję akceptowania istniejącego stanu rzeczy, niewybiegania z planami na przyszłość, wyczekiwania na rozwój wypadków. Przyglądał się jej uważnie, ostrożnie, a od powitalnego uścisku poprzedniego dnia nie dotknął jej ani razu. Nie tego oczekiwała, ale trudno. Poczeka i ona. Nie usłyszała jego kroków, gdy wchodził przez drzwi prowadzące z platformy obserwacyjnej. Zerknęła w jego kierunku i zamarła, ujrzawszy twarz skrzywioną dziwnym grymasem. - Co byś zrobiła, gdyby zastał cię tu ojciec? - zapytał prosto z mostu. Ponieważ milczała, powtórzył: - No, co byś zrobiła? Drżały jej ręce, więc odłożyła nóż, którym krajała chleb. - Zapadłabym się pod ziemię. Nie jestem gotowa do rozmowy z nim. - Czy nie dramatyzujesz? - Sama nie wiem. Ty nie masz pojęcia, jaki on jest wyniosły i jak upokarza rozmówcę. Zagadałby mnie, a raczej zakrzyczał, a pode mną zatrzęsłyby się nogi. Owszem, mogłabym z nim rozmawiać, gdybyś zechciał mi pomóc, Jared. Ty sobie z każdym poradzisz. - Dlaczego miałbym występować w twoim imieniu? Nie ma po temu powodu. - Chyba masz rację, nie ma powodu... - Opuściła głowę. - Wracamy więc do punktu wyjścia. Jeśliby pojawił się ojciec, toby ci zdrowo nagadał, a ty posłusznie wróciłabyś na Florydę. - Jared mówił cynicznie i prawie obojętnie. - A cóż miałabym zrobić? Boże, ty naprawdę sądzisz, że on może mnie tu znalezć? Sądziłam, że gdzie jak gdzie, ale tu jestem bezpieczna. - Istnieje wiele sposobów na odszukanie cię. To sprawa czasu, a ty tylko na krótko odsuwasz nieuchronny finał. Chowasz głowę w piasek. A to nigdy nie jest dobrą metodą. - Więc, co mam począć? Tobie jest łatwo mówić... Zawsze jesteś pewny tego, co zamierzasz zrobić, i robisz to. Nie wnikasz w to, co ja czuję... - Dlaczego nie powiesz sobie raz na zawsze: dość.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|