|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
życiu - dopóty, dopóki nam się nie znudzą. A zatem w drogę, chłopcy, do portu Cairn. Dziś wieczorem napijemy się piwa, a potem... - roześmiał się ochryple, wpatrując się lubieżnym spojrzeniem w siostry Lambert... - nacieszymy się resztą na szego łupu. ROZDZIAA PITNASTY - Bethany, Darcy - nakazała szeptem Ambrozja - dajcie mi swoje halki. Nie zważając na stojących nad nimi strażników, uklękła przy leżącym na pokładzie Riordanie. Ramię miał rozcięte od barku po łokieć i broczył obficie krwią. W wodzie też niemało jej stra cił. Z pomocą pani Coffey i panny Mellon założyła mu uciskową opaskę, aby zatamować krwawienie, a następnie przewiązała ra nę. W pewnym momencie zauważyła, że otworzył oczy. Próbo wał na dłużej zachować przytomność, ale ramię i głowa dole gały mu tak mocno, że obawiał się, iż za chwilę znowu ze mdleje. - Posłuchaj mnie, Ambrozjo. - Złapał ją palcami za nadgar stek z siłą zadziwiającą u tak poważnie rannego. - Moje życie już się kończy. Słyszałaś, co powiedział Eli Sledge. - Tak, postanowił zabić wszystkich, z wyjątkiem nas trzech. Zamierzam mu w tym przeszkodzić. - Co możesz zrobić? Znalezliśmy się w rękach bezwzględ nych i okrutnych ludzi. Musisz zapomnieć o wszystkim i myś leć tylko o tym, jak uniknąć niegodnego losu, jaki przeznaczyli tobie i twoim siostrom. - Nie ucieknę bez ciebie. - Naprawdę nie dostrzegasz powagi sytuacji? Nie rozu miesz, że znalezliśmy się w beznadziejnym położeniu? - Prze niósł wzrok na jej siostry, a potem na dwie stare kobiety. Te ostatnie zadziwiały stoickim spokojem. Miał nadzieję, że zdoła je przekonać. - Zmierć będzie lepsza od tego, co ci prostacy wam szykują. Ambrozja zacisnęła usta i dalej opatrywała ranę. Kiedy skończyła, ujęła jego twarz w dłonie i zajrzała głęboko w oczy. - A teraz posłuchaj mnie uważnie, Riordanie Spencer. Wiedz, że jesteś mężczyzną mego życia. Kocham cię. Usłyszała, jak pani Coffey i panna Mellon głośno sapnęły z wrażenia. Pojęła, że ujawniła więcej, niż zamierzała. Ale to nie miało już dłużej znaczenia. - Nie mam zamiaru cię utracić tylko dlatego, że uwzięła się na nas banda rzezimieszków - mówiła dalej. - Znajdziemy spo sób ucieczki taki, który pozwoli nam wyjść cało z opresji. Jeżeli przyjdzie nam zginąć, to umrzemy wszyscy razem. Czy to jas ne? Pragnął ją ostrzec jeszcze przed czymś innym. Przed czymś, co niejasno kołatało się w jego obolałej głowie. Cierpiał jednak tak bardzo, że trudno mu było się skupić. Resztkami świadomo ści próbował zatrzymać uciekającą myśl. - Jest jeszcze inny wróg, gorszy od Sledge'a - jego praco dawca. To musi być... - Urwał i zapadł w nicość. Ambrozja obserwowała, jak piraci cumują statek i zarzucają kotwicę. Wzdłuż wybrzeża, nad samym morzem, rozciągało się miasteczko Cairn, od dawien dawna uchodzące za siedlisko najgrozniejszych piratów grasujących na wodach Atlantyku. - Przewiezcie więzniów na brzeg - rozkazał swoim ludziom Eli Sledge. - Zaraz potem wracajcie po ładunek. Pod ostrzem szpad wtłoczono ich wszystkich na łódkę. Dwóch piratów wrzuciło Riordana jak kłodę na dno. Następnie chwycili wiosła i popłynęli w stronę doków. Zaprowadzono ich do przybrzeżnej tawerny śmierdzącej piwem i zamknięto w iz- bie na górze. Kilka brudnych sienników poniewierało się po równie brudnej podłodze. Gdy tylko zatrzaśnięto za nimi drzwi i przekręcono klucz w zamku, Ambrozja z Newtonem ułożyli Riordana na jednym z sienników. Bethany i Darcy podprowadziły do pozostałych zmęczonego dziadka i obie starsze panie. Pokój miał jedno małe okienko, z którego rozpościerał się widok na doki. Ambrozja podbiegła do niego z nadzieją, że uła twi im ucieczkę. Z rozczarowaniem stwierdziła, że na dole stoi uzbrojony pirat. - Sledge wystawił straż. - Tego się właśnie obawiałam - szepnęła Bethany. - Co poczniemy? - Nie mam pojęcia - odparła Ambrozja. - Schowałam w bucie nóż. Znając Riordana, przypuszczam, że zrobił to samo. - Ja też tak zrobiłam - oznajmiła Bethany. - I ja - odparła Darcy. Uśmiechnęła się po raz pierwszy od kilku godzin. - Nie jesteśmy bezbronne, prawda, Ambrozjo? - Nie. Jesteśmy też niegłupie. Zrobimy tak, jak uczył nas tatuś. Będziemy pilnie obserwowały rozwój wydarzeń, a kiedy nadejdzie odpowiedni moment, uciekniemy. - Masz złoto? Silas stał w mrocznej izbie tawerny, przyglądając się dziew czynie obsługującej gości. Dawno nie miał kobiety. Był zbyt ostrożny, żeby tknąć którąś ze szlachetnie urodzonych panien z Land's End. To mogłoby popsuć mu szyki. - Tak, mam. - Eli Sledge wprost tryskał doskonałym humo rem. - To był chytry pomysł ukryć złoto w skrzyniach od her baty. - Nasi wrogowie stają się coraz bardziej przebiegli. Po każ dej przesyłce nabierają większego doświadczenia. Dlatego też musimy ich zniszczyć, jeżeli chcemy strącić króla z tronu. Każ swym ludziom załadować dwie z tych skrzyń na mój okręt. Trzecia należy do ciebie. To zapłata za twoje usługi. - Chciwość mignęła w oczach Silasa. - A co z rodziną, która znajdowała się na pokładzie Zewu Morza"? - Są na górze. - Sledge uśmiechnął się. - Kiedy zapadnie zmrok, wyślę człowieka, aby ich zlikwidował. Moja załoga rwie się do kobiet. - Widziałem je. Szkoda, że tak niechlubnie skończą. Te trzy siostry to jedne z piękniejszych dziewcząt, jakie spotkałem w życiu. - Silas westchnął i wychylił kufel piwa. - Nic nie można na to poradzić. Robimy to wszystko dla Anglii. Sledge zobaczył wzrok, jakim jego towarzysz wodził za służącą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|