|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jackson otworzył już usta, aby coś odpowiedzieć, ale zamknął je, gdy zdał sobie sprawę, że nie obroni się przed prawdą. Ralph Randall zadeklarował swojej kobiecie miłość aż do grobowej deski. A jego zobowiązania wobec Febe były... były... Co? Przecież w ogóle nie miał żadnych! I czy naprawdę chciał mieć jakiekolwiek zobowiązania? Nie miał zamiaru zaprzeczać przed sobą, że jego uczucia do Febe wykraczały poza wszystko, co odczuwał do tej pory. Ale wpędzały go w straszne zakłopotanie. Osoba tej damy pozostawała wciąż wielką zagadką. Raz otwarta, raz zamknięta w sobie. Szczera tam, gdzie by się tego nie spodziewał, ale zawsze jakby coś ukrywająca. I te pytania, które zadawała! Anne nigdy go nie drążyła, nigdy nie badała. Anne po prostu... akceptowała go. A Febe... - Hej, Jackson! Odwrócił głowę. - Co? 133 S R - Nie chciałem cię drażnić. - Chciałeś - Jackson odprężył się, znów wpadając w ton przyjacielskiej pogawędki. Szafa zachichotał, zęby błysnęły na tle ciemnej twarzy. - No, może trochę. Ale to było dla twojego dobra. - Aha. I na pewno bolało cię to bardziej niż mnie. Szafa znów zachichotał. - Z całą pewnością. Minęło kilka chwil. Jackson wydał długie, ciężkie westchnienie. - Wiesz co? Masz rację - rzekł w końcu. - Z czym? - %7łe muszę podjąć decyzję w związku z Febe. W tej samej chwili rozdzwonił się alarm na posterunku. Po filmie, bardzo zresztą dobrym, poszły jeszcze na małe słodkie co nieco. - Ile jest w Atlancie kobiet strażaków? - zagadnęła Febe z ustami pełnymi ciasta cytrynowego. - Około dwudziestu, kiedy ostatnio sprawdzałam. - Czarnoskóra kobieta zaśmiała się i wzięła do umalowanych złocistą szminką ust kęs serniczka z wiśniami. - Gdy się zgłaszałam, było ich tylko czternaście. A aktywnych strażaków w komendzie jest około dziewięciuset. Febe zastanowiła się przez chwilę, sięgając po nowy kawałek ciasta. - A jak widzisz swoją dalszą karierę zawodową? 134 S R - Wciąż się nad tym zastanawiam. Na pewno chcę robić coś więcej niż tylko ciągać szlauchy aż do emerytury. Jestem ambitna. Chcę piąć się w górę, pełnić bardziej odpowiedzialne funkcje. - Trudno jest dostać awans? - Febe była szczerze zain- teresowana. - Jackson pracuje w straży już czternaście lat, a dalej jest porucznikiem. Keezia roześmiała się. - Febe, są porucznicy i porucznicy. Jackson Miller mógłby być kapitanem, jeśliby tylko chciał. Wiem, że jakaś szycha z komendy wciąż namawia go na posadę w akademii pożarnictwa. - Milczała przez chwilę. - Mógłby tam zrobić wiele dobrego. Jackson ma dryg do pożarnictwa. Może ma to w genach, a może traktuje pracę inaczej niż kto inny ze względu na to, co stało się z jego ojcem. W każdym razie jest jednym z najlepszych strażaków w departamencie, wszyscy to wiedzą. - Kocha to, co robi - powiedziała cicho Febe. Keezia przechyliła głowę, a jej topazowe oczy nagle się zwęziły. - To stanowi dla ciebie problem? Febe wytrzymała badawcze spojrzenie przez chwilę, potem spuściła wzrok. - To, co Jackson robi, przeraża mnie. Nie chciałabym, żeby... Sama możliwość, że może mu się coś stać... - O mój Boże! Przerażenie na twarzy Keezi zaalarmowało Febe. Kobieta patrzyła w stronę baru. Na widok wyrazu jej twarzy coś ścisnęło Febe 135 S R w dołku. Odwróciła się. Zaparło jej dech w piersi, gdy ujrzała ekran telewizora. Lokalny reporter stał na tle szalejącego pożaru. - Głośniej! - krzyknęła Keezia. Głowy obecnych w lokalu obróciły się w jej stronę. - Cholera, głośniej! - ...się spod kontroli - zadudniło w głośnikach. - Trzech strażaków poniosło śmierć. Co najmniej dwóch innych zostało poważnie rannych... Z łomoczącym sercem Febe znów zwróciła się do towarzyszki. - Keezia? - Ja znam ten budynek - brzmiała zdecydowana odpowiedz. - To magazyn firmy budowlanej i on jest w naszym rejonie. Szafa i Jackson są przy tym pożarze. ROZDZIAA JEDENASTY - Z prochu powstałeś... Stażysta Dwight Daniels był jednym z trzech strażaków, którzy zginęli w pożarze magazynu w niedzielę wieczorem. Tak jak dwie pozostałe ofiary, zginął w eksplozji kilku beczek rozpuszczalnika przemysłowego. Artykuł w gazecie, którą Febe czytała dzień po tragedii, cytował wypowiedz naocznego świadka. Eksplozja przypominała wybuch 136 S R bomby. Zwiadek wyraził zdumienie, że komukolwiek udało się ujść z życiem z wnętrza budynku. Febe poznała Danielsa podczas swej piątkowej wizyty na posterunku, Siedziała obok niego na obiedzie. Na początku milczał, bardzo nieśmiały, ale pod koniec obiadu dowiedziała się, że od niecałego roku był żonaty i że spodziewał się zostać ojcem w połowie listopada. Wydedukowała też, że młodzian bezkrytycznie naśladuje porucznika Jacksona Millera. - ... w proch się obrócisz... Jackson stał po prawej stronie. Przygryzając dolną wargę, by nie drżała, Febe zerknęła na niego. Jak wszyscy strażacy, miał na sobie nienagannie wyprasowany mundur galowy. Wypolerowana blaszka na piersi przewiązana była wąską czarną wstążką. Chociaż na opalonej twarzy widniał smutek, błękitne oczy pozostawały suche. Jego wzrok spoczywał na siwowłosym pastorze, prowadzącym uroczystą ceremonię pogrzebową. - Módlmy się - zaintonował kleryk. Febe wciągnęła z trudem powietrze. Bolała ją głowa, gdy starała się odpychać od siebie natrętną, koszmarną myśl. To mógł być Jackson! To mógł być Jackson! Zacisnęła pięści. Jackson też mógł zginąć w niedzielnym pożarze. Mógł zginąć zamiast Dwighta. To jego mogli dziś opłakiwać. Albo mógł, zamiast Szafy, trafić na oddział intensywnej terapii. Czarnoskóry strażak doznał oparzeń trzeciego stopnia, obrażeń wewnętrznych i złamań 137 S R kilku kości, gdy zawalił się na niego dzwigar sufitu. Jackson uwolnił go spod gruzów i wyniósł w bezpieczne miejsce. Febe usłyszała o ocaleniu Szafy na miejscu pożaru. Pojechały tam razem z Keezią, jak tylko usłyszały wiadomość w telewizji. Keezia szybko odnalazła znajomego i kazała mu mówić, co się dzieje. - Czyli Szafa żyje? - zapytała, gdy zaczepiony strażak skończył relację. - Jesteś pewien? Strażak zaniósł się kaszlem i otarł cieknący nos wierzchem dłoni. - Oddychał, kiedy wsadzali go do karetki - rzekł szorstko. - To wszystko, co wiem. - A Jackson? - spytała Febe przez ściśnięte gardło. - Co z Jacksonem? Strażak zakaszlał znowu i wskazał kciukiem na płonący
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|