|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przepraszam. Co mówiłaś? - Powiedziałam, że się spózniłeś. Rzucił okiem na zegarek. - Wydaje mi się, że przyszedłem nawet trochę za wcześnie, ale czułem się bardzo samotnie w moim pokoju. Czy mówiłem ci, że jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką widziałem w życiu? Nikt nigdy nie nazwał jej piękną. Nawet David w dniu ślubu. Zwykle mówiono, że jest ładna. Hannah zarumieniła się lekko pod jego pełnym podziwu spojrzeniem i wygładziła sukienkę lekko drżącymi dłońmi. - Naprawdę? - Naprawdę. - Nie odrywał od niej wzroku. Hannah zerknęła na ciemnozieloną butelkę, którą Trace trzymał w dłoni. W drugiej miał dwa wąskie, wysokie kieliszki. - Czy to dla nas? 139 RS Trace spojrzał nieprzytomnie na butelkę, jakby zapomniał o jej istnieniu. - Ach, tak. Na dolę jest bar, ale pomyślałem sobie, że miło będzie się napić przed zejściem do sali bankietowej. - To świetny pomysł. Chętnie się napiję. Wciąż nie ruszał się z miejsca i Hannah poczuła przypływ wielkiej, kobiecej mocy. Wspaniała była świadomość, że potrafi tak wpływać na mężczyznę - szczególnie tak przystojnego jak Trace Murphy. - Czy chcesz, żebyśmy pili na korytarzu? Trace z trudem oderwał oczy od łuku jej bioder. - Co takiego? - Szampan. Czy napijemy się w moim pokoju? Czy w twoim? - Uśmiechnęła się ciepło, zmysłowo i obiecująco. - Nie wiem - odpowiedział powoli, wciąż nie odrywając wzroku od jej ciała. Kto by pomyślał, że jej nogi nie mają końca? - Może to mimo wszystko nie był dobry pomysł. Hannah wyciągnęła rękę i wzięła butelkę. - To bardzo dobry rocznik - powiedziała, czytając etykietkę. Wzruszył ramionami. - Zadzwoniłem na dół i poprosiłem, żeby przysłali coś dobrego... słuchaj, jeżeli teraz wejdę, to nie wiem, czy będę mógł wyjść. Wiedziała, jak się czuje. - A co z twoim medalem? - Medalem? 140 RS - Biedny Trace, zapomniałeś o bożym świecie. Chodzże do środka i zobaczymy, czy uda nam się przywrócić ci pamięć przed rozpoczęciem bankietu. Ledwo Trace wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi, odezwał się telefon na stoliku przy łóżku Hannah. Odwróciła się, by podnieść słuchawkę, a Trace mógł podziwiać jedwabistą, kremową skórę pleców. Hannah zaklinała w myśli telefon, by ten ktoś, kto dzwoni, nie miał żadnej ważnej sprawy. Skoro już pozwoliła sobie na jedną, czarodziejską noc, nie chciała, by coś ją zepsuło. - Halo? Tak, jest tutaj. Chwileczkę. - Do ciebie - odwróciła się ku Trace'owi. - Dzwoni Cal. Praca szeryfa trwa dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ludzie, którym nie przyszłoby do głowy szukać w wolny dzień swego bankiera czy lekarza, nie mieli żadnych zahamowań przed ściąganiem z urlopu szeryfa. Fakt, że pół roku przedtem Cal został jego zastępcą, nie miał właściwie znaczenia, bo wszyscy w miasteczku w razie kłopotów i tak dzwonili zawsze do niego. Tak jak przedtem do jego ojca i dziadka. - Lepiej, żeby to było coś ważnego - warknął w słuchawkę. Gdy słuchał, od czasu do czasu odpowiadając monosylabami, Hannah wzięła się do otwierania butelki. Jeśli okaże się, że muszą wracać do New Chance, to przynajmniej przed wyjazdem napije się szampana. - To tylko kłopoty z Jake'em - odetchnął Trace, odkładając słuchawkę. - Znowu się upił. 141 RS - Ojej. - Hannah była naprawdę zmartwiona. Podała Trace'owi kieliszek. - A już tak przyzwoicie się zachowywał. - Wyznaczono termin aukcji farmy. Pewnie dlatego się załamał. - Niewątpliwie. - Wiedziała z własnego doświadczenia, jak ciężko jest tracić coś, na co się ciężko pracowało. - Kiedy ona ma się odbyć? - Dwudziestego trzeciego grudnia. - Mogliby zrobić to po świętach! - Mogliby - zgodził się Trace. - Cholera, mam nadzieję, że znajdzie się jakiś dowód, że rzeczywiście przesyłał te pieniądze. Gdybyśmy tylko mieli więcej czasu! Spojrzeli na siebie z niepokojem. - Może z nim porozmawiam - zaproponowała Hannah. - Czasami pomaga świadomość, że ktoś drugi rozumie twoje kłopoty. - Nie zaszkodzi - zgodził się Trace. - Jake cię lubi. - Ja też go lubię. - Bardzo cię lubi. - Naprawdę? - Tak. Ciągle mi powtarza, że nie jestem ciebie wart. Hannah wydawało się, że w głosie Trace'a wyczuwa cień pytania. Uśmiechnęła się do niego znad kieliszka. - Może raczej ja sama powinnam to ocenić. - Jej błyszczące oczy, uśmiechnięte wargi, rumiane policzki wyraznie go zapraszały. Zastanawiał się, czym zasłużył sobie na tyle szczęścia. - Tak mi przykro, że się spózniłem. 142 RS - Nie spózniłeś się - przyznała. - Po prostu poczułam się samotna. - Naprawdę? - Naprawdę. Zastanawiałam się, czy nie przekupić boya, by dał
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|