|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jestem piękna? Jestem? Powiedz prawdę, Rolandzie z Gilead, nie oszukuj mnie. Takie oszustwo nie starcza na dłużej niż świeca. - Jesteś piękna jak letnia noc. Jednak to wyraz twarzy Rolanda musiał uradować ją najbardziej, bo spojrzała na niego i uśmiechnęła się promiennie. Nałożyła ponownie kornet i upchnęła pod nim luzne kosmyki. - Wyglądam już obyczajnie? - spytała. - Obyczajnie, jak trza - odparł, unosząc ostrożnie rękę i wskazując na jej czoło. - Jeszcze tylko jeden kosmyk... tutaj. - Zawsze mi się po czarciemu wymyka. - Skrzywiła się komicznie i zrobiła z nim porządek. Rewolwerowiec nade wszystko pragnąłby pocałować te rumiane policzki... a do kompletu może i różane usteczka. - Teraz już wszystko w porządku - powiedział. - Jenno! - rozległo się mocno już niecierpliwe wołanie. - Medytacje! - Już idę! - odezwała się dziewczyna i zebrała suknie, by ruszyć truchtem. Odwróciła się jednak i spojrzała poważnie na Rolanda. 20 - Jeszcze jedno - szepnęła prawie i rozejrzała się szybko. - Ten złoty medalion, który nosisz... nosisz go, bo jest twój. Rozumiesz, Jamesie? - Tak. - Roland przekręcił nieco głowę, żeby spojrzeć na śpiącego chłopca. - A to jest mój brat. - Gdyby pytali, to tak. Jeśli powiesz co innego, Jenna wpadnie w tarapaty. Nie spytał, jak poważne mogą być te kłopoty, ona zaś odpłynęła między rzędami pustych łóżek, podtrzymując jedną ręką suknię. Rumieniec zniknął z jej poszarzałych policzków. Roland przypomniał sobie chciwe spojrzenia pozostałych sióstr, gdy otoczyły go ciasnym wianuszkiem... i to, jak falowały im twarze. Sześć kobiet. Pięć starych i jedna młoda. Doktorzy, którzy śpiewają i odmaszerowują zwartą formacją po podłodze przepłoszeni dzwonieniem dzwonków. I ta niesamowita sala szpitalna na jakieś sto miejsc. Sala z jedwabnym dachem i takimiż ścianami... ...i tylko trzema zajętymi łóżkami. Roland nie pojmował, dlaczego Jenna wyjęła mu medalion umarlaka z kieszeni i zawiesiła na szyi, kojarzył jednak, że gdyby sprawa się wydała, siostrzyczki z Elurii mogłyby ją zabić. Zamknął oczy, a łagodne śpiewy owadzich doktorów znów ukołysały go do snu. IV. Miska zupy. Chłopiec na sąsiednim łóżku. Nocna zmiana. Zniło mu się, że bardzo wielki żuk - pewnie doktor - latał mu dokoła głowy i uderzał nieustannie w nos, co było nie tyle bolesne, ile irytujące. Roland odganiał go nieustannie, lecz brakowało mu nor- malnej zwinności i wciąż chybiał. Za każdym razem żuk chichotał. To dlatego, że zachorowałem, pomyślał. Nie, to nie choroba, tylko zasadzka. Powalili go zdegenerowani mutanci, a uratowały siostrzyczki z Elurii. Roland ujrzał nagle ludzki cień wyrastający z mroku za przewróconym wozem. Usłyszał chrapliwe, chciwe i mrożące krew w żyłach Buu!" Obudził się nagle i szarpnął w uprzęży, aż pasy jęknęły, a stojąca obok kobieta, która chichotała i stukała się po nosie drewnianą łyżką, odsunęła się tak gwałtownie, że upuściła trzymaną w drugiej ręce miskę. Roland błyskawicznie wyciągnął dłonie. Refleks miał nie gorszy niż zwykle - frustrujące go nieudolne próby pochwycenia żuczka to był tylko sen. Złapał miskę, nim zdążyło się wylać więcej niż kilka kropel. Kobieta - siostra Coquina - spojrzała na niego okrągłymi oczami. Całe plecy zabolały go od gwałtownego poruszenia, ale z pewnością nie był to ból tak ostry jak wcześniej, nie poczuł też, by coś ruszało mu się na skórze. Może doktorzy" tylko spali, najpewniej jednak już sobie poszli. 21 Wyciągnął rękę po łyżkę, którą Coquina musiała go chyba drażnić (jakoś nie był zdumiony faktem, że jedna z sióstr dokucza choremu i śpiącemu; co innego, gdyby była to Jenna), ta zaś podała ją mu, wciąż ogromnie zdumiona. - Ależ ty jesteś szybki! - powiedziała. - To jak sztuczka magika! A ty dopiero się rozbudzasz! - I lepiej to sobie zapamiętaj, sai - oznajmił, po czym spróbował zupy. Pływały w niej drobne kawałeczki kurzego mięsa. W innych okolicznościach uznałby, że jest nazbyt wodnista, teraz jednak smakowała jak ambrozja. Zaczął jeść łapczywie. - Co chcesz przez to powiedzieć? - spytała. Przez pomarańczoworóżowe płaty materii sączyło się słabe światło zachodzącego słońca. W tak nikłym blasku Coquina wydawała się nawet młoda i ładna... ale to był tylko pozór. Roland był pewien, że patrzy na czarodziejski rodzaj makijażu. - Nic szczególnego. - Rewolwerowiec odłożył łyżkę, bo jakoś za wolno mu się nią jadło, i uniósł miskę do ust. Starczyły cztery tęgie łyki. - Byłyście dla mnie miłe... - Jasne, że tak! - rzuciła z oburzeniem. - ...i mam nadzieję, że nic się za tym nie kryje. Bo jeśli chodzi wam coś po głowach, to pamiętaj, siostro, że naprawdę jestem szybki. I w razie potrzeby potrafię być też niemiły. Nie odpowiedziała, tylko odebrała pustą miskę. Uczyniła to ostrożnie, zapewne, żeby nie dotknąć jego palców. Spojrzała przy tym na miejsce, gdzie pod koszulą krył się medalion. Roland nie dodał już nic więcej, by nie osłabiać efektu grozby przypomnieniem, że obecnie jest przecież całkiem bezbronny, nagi i na dodatek wisi na pasach, gdyż jego grzbiet nie może jeszcze znieść nacisku ciała. - Gdzie jest siostra Jenna? - spytał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|