|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Skończyła zajmować się torebką i teraz tylko siedziała wpatrzona w środek sali z twarzą całkowicie pozbawioną wyrazu. Była zupełnie zobojętniała i nie myślała o niczym. Albo była w kropce i myślała o wszystkim. Nie potrafiłem odgadnąć. Bez wątpienia wiedziała, że jej się przyglądam, zdziwiło mnie zatem, że nie odwzajemniła spojrzenia. Ale z drugiej strony dziwne zachowanie to nie przestępstwo. Odebrałem drinki i wróciłem do stolika. Dzięki mruknęła, biorąc szklankę, po czym jednym haustem wypiła całą jej zawartość. Spokojnie, Saro. Patrzyła na mnie wojowniczym wzrokiem, jakbym był jeszcze jedną osobą na końcu długiego szeregu ludzi, który wchodzili jej w drogę i mówili, co ma robić. Zaraz jednak przypomniała sobie, kim jestem albo przypomniała sobie, że ma udawać, że przypomina sobie, kim jestem i się uśmiechnęła. Ja też się uśmiechnąłem. Dwanaście lat dojrzewania w beczce powiedziałem wesoło przechowywanej na jakimś zboczu w Highland w oczekiwaniu na wielką chwilę, a tu nici z radości, nie zdążyła nawet dotknąć ścianek szklanki. Kto by chciał skończyć tak szybko? Jak widzicie, gadałem od rzeczy, jednak w tych okolicznościach, czułem się do tego w pewnym stopniu upoważniony. Zostałem postrzelony, pobity, zrzucony z motocykla, uwięziony, okłamany, zastraszony, zaciągnięty do łóżka, wzięty za idiotę i zmuszony do strzelania do ludzi, których nie znałem. Od miesięcy ryzykowałem własnym życiem, a godziny dzieliły mnie od konieczności ponownego narażenia życia swojego oraz innych ludzi; wśród nich znajdowały się osoby, które nawet lubiłem. A sprawczyni tego zamieszania nagroda za zwycięstwo w zwariowanym japońskim teleturnieju, w którym uczestniczyłem przez całe życie siedziała naprzeciwko mnie w bezpiecznym, ciepłym londyńskim pubie, popijając whisky. Tymczasem na zewnątrz ludzie przechadzali się po ulicach, kupowali spinki do mankietów i wygłaszali uwagi na temat wyjątkowo ładnej pogody. Myślę, że na moim miejscu też gadalibyście od rzeczy. Wróciliśmy do forda i zaczęliśmy krążyć po ulicach. Choć Sara nie odzywała się za często, zdążyła mnie zapewnić, że nikt jej nie śledzi. Powiedziałem, że niezmiernie się z tego powodu cieszę, choć nie wierzyłem w to ani przez moment. Jechałem wąskimi jednokierunkowymi uliczkami, pustymi, pełnymi zieleni alejami, przeskakiwałem z pasa na pas na Westway, ale nie dostrzegłem nikogo. Wychodząc z założenia, że koszty nie grają roli, wjechałem do dwóch kilkukondygnacyjnych parkingów, po czym natychmiast je opuszczałem. Taki manewr to koszmar dla śledzącego samochodu. Znów nic. Zatrzymałem się i sprawdziłem, czy w fordzie nie zamontowano nadajnika. Przez piętnaście minut obmacywałem zderzaki i nadkola, dopóki nie nabrałem pewności, że nic tam nie ma. Stawałem nawet kilka razy na poboczu i wpatrywałem się w niebo w poszukiwaniu helikopterów policyjnych. Nic. Gdybym był hazardzistą, postawiłbym wszystkie pieniądze, że nikt nas nie śledzi. Samotni w cichym świecie. Ludzie mówią o zapadających ciemnościach" albo zapadającym zmroku", mnie jednak te określenia nigdy nie wydawały się właściwe. Być może kiedyś na tej samej zasadzie mówiono o spadającym słońcu. Możliwe, tyle tylko, że w takim razie powinien powstać termin zapadnięcie dnia". A każdy, kto kiedykolwiek przeczytał jakąś książkę, wie, że dzień nie zapada. Dzień świta. W książkach dni świtają, a noce zapadają. W prawdziwym życiu noc podnosi się z ziemi. Dzień trzyma się jeszcze kurczowo w górze, jak tylko może najdłużej, jasny i ochoczy, niczym ostatni gość wychodzący z przyjęcia, tymczasem po ziemi rozlewa się ciemność, spowijając mrokiem kostki, na zawsze skrywając upuszczone soczewki kontaktowe i sprawiając, że bramkarze przepuszczają strzały oddane po ziemi. Noc podniosła się w parku Hampstead Heath, kiedy przemierzaliśmy go z Sarą, czasami trzymając się za ręce, a czasami nie. Szliśmy w milczeniu, słuchając odgłosu naszych stóp na trawie, błocie i kamieniach. Jaskółki śmigały wśród drzew i krzewów niczym ukradkowi homoseksualiści, podczas gdy ukradkowi homoseksualiści śmigali tu i tam zasadniczo niczym jaskółki. Tej nocy w Heath panował spory ruch. Ale może nie było w tym niczego nadzwyczajnego. Odniosłem wrażenie, że cały park wypełniają mężczyzni przemieszczający się pojedynczo, dwójkami, trójkami i w większych grupach, oceniając się, sygnalizując, negocjując i przechodząc do rzeczy: podłączając się do siebie nawzajem, aby przekazać lub otrzymać trwający mikrosekundę ładunek elektryczny, który pozwoli im wrócić do domu i spokojnie skoncentrować się na fabule przygód inspektora Morse'a. Tacy właśnie są mężczyzni, pomyślałem. Tak wygląda nieskrępowana męska seksualność. Nie pozbawiona miłości, ale od niej oddzielona. Szybko, czysto i skutecznie. Faktycznie, zupełnie jak fiat panda. O czym myślisz? zapytała Sara, wpatrując się uparcie w ziemię. O tobie odparłem prawie bez zająknienia. O mnie? zdziwiła się i na chwilę zapadło milczenie. Dobrze czy zle? Och, zdecydowanie dobrze spojrzałem na nią, ale wciąż szła z opuszczonym wzrokiem i marsową miną. Zdecydowanie dobrze powtórzyłem. Dotarliśmy do stawu, zatrzymaliśmy się przy nim, wpatrywaliśmy się w niego, wrzucaliśmy do niego kamyki i generalnie wyrażaliśmy wdzięczność za jego istnienie zgodnie z prastarym mechanizmem, który przyciąga ludzi do wody. Wróciłem myślami do ostatniego razu, kiedy siedzieliśmy sami na brzegu Tamizy w Henley. Przed Pragą, przed Mieczem, przed wszystkimi innymi wydarzeniami. Thomas odezwała się. Odwróciłem się i stanąłem przodem do niej, ponieważ nagle nabrałem poczucia, że od dłuższego czasu zastanawiała się nad czymś i wreszcie postanowiła się tym ze mną podzielić. Saro. Nie odrywała wzroku od ziemi. Thomas, co myślisz o tym, żebyśmy uciekli? Zamilkła na chwilę, po czym nareszcie spojrzała na mnie tymi swoimi pięknymi, wielkimi, szarymi oczami, a ja dostrzegłem w nich desperację, głęboko na dnie oraz na powierzchni. Razem dodała. %7łebyśmy wyplątali się z tego cholerstwa. Westchnąłem. W innym świecie, pomyślałem sobie, mogłoby nam się udać. W innym świecie, w innym wszechświecie, w innym czasie, jako dwoje zupełnie innych
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|