|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiedział cicho: - Spokojnie, Milt, zostań na swoim miejscu. - Mickey Stuckey to cholerny kłamca! Nie wierzcie mu! On to wszystko zaplanował - wrzasnął McGuffey do Deliona. - Pan Stuckey twierdzi, że to pan go wynajął, żeby był pana pomocnikiem, miał na wszystko oko i wziął od pana, cokolwiek pan mu da. Twierdzi też, że nie miał pojęcia, co pan ma zamiar zrobić. I nie strzeliłby do kobiety - powiedziała Sherlock, po czym zamilkła i cofnęła się. McGuffey pobladł jeszcze bardziej. Próbował wyrwać się Delionowi, ale ten mocno ściskał go za ramię i nie miał zamiaru puścić. - Nie, musicie mnie wysłuchać! Mówiłem już, że Mickey to kłamca! Savich głęboko westchnął, skrzyżował ręce na piersi i marszcząc brwi, powiedział: - No dobra, teraz chciałbym posłuchać twojej wersji zdarzeń. Ale nie próbuj mi wmawiać, że to Mickey strzelał, bo widziałem, że to ty oddawałeś mu broń. I lepiej mów, jak było naprawdę, bo powiem ci, Milt, że raczej skłaniam się do wersji Stuckeya, mimo że jeszcze jej nie słyszałem. - W porządku. Powiem wam prawdę. - Chwileczkę, Milt - powiedział Delion. - Chciałbym to nagrać, nie masz nic przeciwko temu? - Nie. Delion włączył magnetofon. Podał swoje nazwisko, datę, nazwisko McGuffeya i rozpoczął przesłuchanie - Składasz zeznanie dobrowolnie, bez żadnego przymusu? - spytał. - Tak, do cholery. I chcę już zacząć! - Nie chcesz, żeby był przy tym adwokat? - Nie, chcę tylko, żebyście usłyszeli prawdę! Delion przypomniał mu o jego prawach jako zatrzymanego, zapytał, czy je rozumie, na co Milt, zanim potwierdził, że zrozumiał, odpowiedział stekiem wyzwisk o wiele bardziej wulgarnych niż do tej pory. - W porządku, Milt, opowiedz nam, co zaszło. - Słuchajcie, Stuckey zadzwonił do mnie parę dni temu i powiedział, że jeden gość z Los Angeles chce, żebym przestraszył jedną babkę na pogrzebie księdza. Stuckey powiedział, że dostanę za to dziesięć tysięcy, ale muszę zrobić to w trakcie mszy, w obecności setek ludzi. Wydawało mi się to trochę głupie, ale twierdził, że tak to ma wyglądać. Nie chciałem tego zrobić, ale miałem dług wobec Stuckeya. Wisiałem mu kasę, niewłaściwe decyzje inwestycyjne, rozumiecie? Miałem dwa wyjścia: wykonać dla niego to zlecenie albo on połamie mi nogi. Ale to nie miało być morderstwo, o nie. Stuckey dał mi pistolet z tłumikiem i powiedział, że to właśnie ja mam strzelać. Kiedy zapytałem go dlaczego, zaśmiał się i powiedział: Wyglądasz odpowiednio, nadajesz się idealnie, Milt", tak właśnie powiedział, Jesteś idealny do tej roli, po prostu idealny", cokolwiek to znaczy, do cholery. Dane pomyślał, że rzeczywiście wyglądał odpowiednio. Doskonałe fizyczne podobieństwo. Cholera, nic nie było łatwe. - I ja mam w to uwierzyć? - Znudzony Savich wyciągnął się na niewygodnym krześle. Milt wyprostował się i złożył przed nim ręce jak do modlitwy. - Proszę posłuchać, inspektorze, tak, jak panu powiedziałem, musiałem zdobyć te pieniądze. Musiałem spłacić dług wobec Stuckeya albo wpadłbym w gówno po uszy. Nie płaciłem czynszu i ten palant, właściciel mieszkania, chciał mnie z niego wyrzucić. Jeszcze trzy dni i wylądowałbym na Union Square naprzeciwko hotelu Saint Francis, żebrząc o pieniądze. Musiałem wziąć tę robotę, żeby przeżyć. Delion rozparł się na krześle, założył ręce i uśmiechnął się sarkastycznie. - I mamy uwierzyć w to, że jakiś gość powiedział właśnie Stuckeyowi, że to masz być ty, bo wyglądasz odpowiednio? I nadajesz się idealnie do tej roli? - Przysięgam, że tak było. Stuckey powiedział, że ten gość z Los Angeles nazywał się DeFrosh. Dziwne nazwisko, ale łatwo je zapamiętać. Stuckey powiedział, że facet przesłał mu faksem zdjęcie tej kobiety, którą miałem przestraszyć, lekko zranić, ale nie zabić. Nigdy bym tego nie zrobił. Powiedział też Stuckeyowi, że ta babka była bezdomna, ale w kościele wcale nie wyglądała jak bezdomna, ale cóż miałem zrobić? A skąd to wiedział facet z Los Angeles? Stuckey nic więcej mi nie powiedział, przysięgam. Dane spojrzał na Nick, która była tak blada jak biustonosz, który wybrała podczas ich dzisiejszego szaleństwa zakupowego. To było zaledwie dziś rano. Niesamowite. - Co zrobiłeś z tym przesłanym faksem zdjęciem kobiety? - Stuckey mi je pokazał i zaraz zabrał. - Jak wyglądała kobieta? - Wychodziła z tego posterunku policji z tym mężczyzną, który stoi tam za drzwiami. Posterunek nie przypominał innych, jakie do tej pory widziałem w San Francisco. Zdjęcie zrobił Stuckey. Zlicznotka z niej, jej twarz zapamiętałem bardzo dobrze. Tak jak powiedziałem, w kościele nie wyglądała na bezdomną, więc przez chwilę nie byłem pewien, czy to ona. Dane nie mógł w to uwierzyć: sukinsyn zrobił zdjęcie w Los Angeles. - A więc rozpoznałeś brata księdza? - Tak, słyszałem, jak ludzie mówili, jak bardzo jest podobny do księdza Michaela Josepha, niektórzy byli tym wstrząśnięci. Ludzie w skupieniu słuchali, co mówił brat księdza. Wielu z nich przy tym płakało. Wtedy akurat musiała się poruszyć - po prostu opuściła głowę właśnie w chwili, kiedy nacisnąłem spust. Jezu, mogłem ją zabić. Ale dzięki Bogu wyszło tak, jak miało być. Kula tylko ją drasnęła. - Powiedz nam coś więcej o tym gościu z Los Angeles. - Zazwyczaj nie robię interesów z ludzmi, których nie znam. Taką samą zasadę wyznaje Mickey Stuckey. Twierdził, że zna faceta, że ten dobrze płaci. Dał mi nawet pięć tysięcy z góry. Powiedział, że nazywa się DeFrosh - to już mówiłem. Naprawdę dziwne nazwisko. Milton McGuffey opuścił głowę i, opierając ją na skrzyżowanych ramionach, znowu zaczął płakać. Wszyscy słyszeli, jak łkając, mówił: - Nie chcę iść do więzienia, ale chyba się od tego nie wywinę. - Podniósł głowę. - Oby Stuckey też poszedł siedzieć. Nigdy nie powinienem zgadzać się na zrobienie tego w kościele. - Nie podejrzewałeś, że będzie tam policja? - zapytał Delion. - Stuckey twierdził, że może być tam kilku gliniarzy, ale jeżeli
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|