|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Według profesora była to wizyta towarzyska, ale Derek w to nie wierzył. DeSouza czegoś od niego chciał. Mimo to policjant lubił go i chętnie z nim współpracował. Szanowali się wzajemnie. Jim był dyrektorem stacji od trzech czy czterech lat i zawsze konsultował się z Derekiem w sprawach, które zahaczały o terytorium działań policji. Zawsze też wspierał go w badaniach nad lemingami - choć sam się na tym nie znał - i obiecywał mu pomoc w kontaktach z mediami, jeżeli kiedyś zajdzie taka potrzeba. Policjant przyjął sobie jednak za punkt honoru, że zarówno posterunek, jak i osada muszą się nienagannie prezentować. Szczególnie martwił się psami. I tak było już lepiej, ale kilka rodzin wciąż odmawiało współpracy i puszczało zwierzęta samopas. Któryś z policjantów musiał więc im dzisiaj przemówić do rozsądku. Spojrzał jeszcze raz na Mishę. Ledwo powstrzymał się, by nie wrócić pod kołdrę. Był w niej jakiś magnetyzm. Policjant pogłaskał jej długie włosy w kolorze miodu. - Nie denerwuj mnie, Derek. - Odepchnęła jego dłoń, a on poczuł się podniecony i odrzucony zarazem. Umył się, ogolił i ubrał, po czym wyszedł do biura. Nastawił kawę (Misha nie przepadała za herbatą) i wyszedł na krótki obchód Kuujuaq, by sprawdzić, czy w osadzie nie wałęsają się psy. Gdy wrócił do biura, Stevie siedział ze wzrokiem wlepionym w komputer. Wyglądał na zdenerwowanego. - Poszedłeś szukać psów? Derek kiwnął głową. - I co? Nic. - Swoją drogą, Derek, dzieci uwielbiają Ciasteczko. Wpadnij do nas na żeberka w tygodniu, to zobaczysz swojego starego druha. Palliser uśmiechnął się blado do Steviego. Misha skarżyła się na szczekanie, więc Derek poprosił swego podwładnego, by zaopiekował się jego psem. I wciąż powtarzał sobie, że to głupie, ałe mimo to tęsknił za Ciasteczkiem. Nie zamierzał jednak go odwiedzać. Nie chciał, by jego dawny najlepszy przyjaciel, po histerycznym przywitaniu, znów musiał się z nim rozstawać. Mimo to cieszył się, że Stevie mu to zaproponował. Dobry był z niego człowiek. Derek wykonał rutynowe telefony, tym razem w kolejności alfabetycznej według ostatniej litery. Nie wydarzyło się jednak nic, co wymagałoby jego uwagi. Wyglądało na to, że sprawy sprzed kilku tygodni odeszły w zapomnienie. Laboratorium zwróciło wyniki, raporty zostały wysłane, dokumenty wypełnione. Oficjalne środki były więc na wyczerpaniu. Wagner zginął w wypadku podczas polowania, Taylor zgubił się w śnieżycy, a Joe Inukpuk odebrał sobie życie pod wpływem hipotermii i emocji związanych z niepowodzeniem wyprawy, którą dowodził. W drzwiach pojawiła się Misha ubrana w patchworkową koszulę i obcisłe dżinsy. Przepłynęła obok nich i znikła w kuchni, by pojawić się po chwili z kubkiem kawy w dłoniach. Obdarzyła uśmiechem Steviego. Posterunkowy wykrzywił usta i wlepił wzrok w ekran. Aączyła ich wzajemna wrogość. Jak dotąd Derek nie zgłębił jej przyczyn i wcale nie zamierzał tego robić. Nie miał na to siły. Nagle do środka wpadł Jono Toolik. Oficjalnie komisariat był jeszcze zamknięty, ale mężczyzna nic sobie z tego nie robił. Jego twarz była pełna złości, a prawa ręka wymachiwała plastikową torbą. Wyrzucił jej zawartość na biurko Pallisera. Prezerwatywy rozsypały się po blacie. Na kartonowych opakowaniach widniało logo z łbem piżmowołu. Policjant wziął do ręki jedną z paczek i udawał, że uważnie jej się przygląda. - Ojej, Jono, nie wiedziałem, że przejmujesz się takimi sprawami. Po ich ostatniej konfrontacji Derek stwierdził, że nie ma powodu być uprzejmym. Podejrzewał, że to Toolik pozwolił swoim psom zabić jego lemingi. Nie miał, oczywiście, na to żadnych dowodów, ale nie zamierzał w najbliższym czasie umieszczać Jona na liście osób, do których należy wysłać świąteczną kartkę. Toolik zaczerwienił się i nadął. - Aitiathlimaqtsi arit, Palliser. Ty też się wal. Prędzej włożę swojego fiuta w dupę jesiotra. Sęk w tym, że to gówno do niczego się nie nadaje. Derek wzruszył ramionami. - Może piżmowół to nie twój rozmiar. - Zawiesił głos, by jego słowa mogły lepiej wybrzmieć. - Próbowałeś pardwy? Toolik zacisnął dłonie w dwie grozne petardy i już miał rzucić się na policjanta, gdy nagle Misha stanęła między nimi. Jono natychmiast się zreflektował. Dziewczyna podeszła do biurka i wzięła do ręki kondom. - O, jak miło, ktoś zrobił nam prezent - powiedziała, przeglądając stertę prezerwatyw. Ale to nam nawet na tydzień nie wystarczy. Toolik się zakołysał. Nie wiedział, jak zareagować. Czy to miał być jakiś żart? Potrzebuję nieco cywilizacji - ciągnęła Misha. -Będę w mojej pracowni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|