|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na jednego szczeniaka byś napadł i do tego znienacka? Przecież jest wojna. To można. Ja wiem, jak jest na wojnie, tatuś opowiadał, że jeden czy tysiąc, bije się bez różnicy i znienacka. A oni na ciebie nie napadli? I to podczas rozejmu? Ale ja nie chcę być taki, jak oni. Może chciałbyś ich uprzedzić zadrwił Reksza tak jak w książce o ry- cerzach. Ty, rycerz, nie bądz frajer, sam mówiłeś, że jesteś nowoczesny. To i wojnę prowadz nowocześnie. Zaskoczenie, zasadzka to jest nowoczesna wojna. Ja, bra- cie, czytałem Wspomnienia partyzantów , to wiem. Sam przecież kazałeś czołgać się cicho, żeby ich zaskoczyć dodał Jacek. Nie wiedziałem, że jest ich naprawdę tylko trzech. No, to co chcesz w końcu zrobić? powiedział rozgoryczony Reksza. 165 Boisz się, żeby ci się mieszanka bojowa nie zmarnowała? zapytał An- drzej. Reksza wzruszył obrażony ramionami. Chodzi tylko o oskardy i łopaty. Naprawdę tylko? Tak, tylko. I pytam cię, czy chcesz je zostawić w ręku tego tłuściocha? Nie. To co zrobisz? Zobaczysz. To mówiąc, Andrzej wstał i podszedł do Susuła. Hej, Tubylcze zawołał dosyć już tej zabawy! Susuł obrócił się i zdębiał na widok sławnego szefa Kolonistów. W pierwszej chwili chciał uciekać, ale tym razem strach był tak wielki, że nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Patrzył tylko z półotwartymi ustami na Kszyka, oczekując ciosu, a powieki drgały mu nerwowo. Ale zamiast ciosu doszedł go głos: Ciemny mastodoncie, czy rozumiesz, co robisz? Zniszczyliście naszą pra- cę. Tu miały być place sportowe, także i dla was, Tubylcy prymitywni. A wy coście zrobili?. . . Powinniśmy za to połamać wam kości, a sadło twoje, przyja- cielu, przetopić na margarynę lub ceres. Wyglądasz jednak zbyt żałośnie i wiemy, że jesteś ciemną masą. Dlatego bierzemy cię tylko do niewoli i poddamy prze- szkoleniu politycznemu. Oddaj oskardy i łopaty! Susuł wybałuszył oczy na taką przemowę. Nie wiedział, co ma robić. Tego nie było w programie. Był przygotowany na bicie, już nawet wypiął pierś, by przyjąć ofiarnie ciosy wroga. A tymczasem nie biją, tylko przemawiają i biorą do niewoli. Rozejrzał się dookoła, czy Zenon nie biegnie już z armią, ale było cicho. Nikt nie biegł. * * * Tubylcy z nie mniejszym niż on ogłupieniem przyglądali się dziwnemu zacho- waniu Kolonistów. Tego nikt nie przewidział. Czyżby świetny pomysł zasadzki spalił na panewce? Sam Zenon był zdenerwowany. Coś takiego, popatrz, nie atakują! szepnął do Tadzika. Tak, na nic wszystko. Idzie do niewoli. Tegośmy nie przewidzieli odparł zmartwiony Tadzik. Rozdział XIX Ale wypadki potoczyły się inaczej. Susuł rozglądał się coraz bardziej rozpaczliwie. Uciekać już za pózno, dopędzą. Udać się do niewoli na oczach wszystkich Pi- ratów? Nie, Susuł ma przecież swój honor. %7łeby to jeszcze do zwykłej niewoli, ale tu przeszkoleniem grożą, a Susuł w czasie wakacji ma wstręt do wszystkiego, co pachnie szkołą. Co robić w takiej sytuacji? I pomyślał, że tu już nic nie pozostaje, jak być bohaterem. Wypiął więc jeszcze bardziej pierś i przezwyciężając słabość, drżącą szpadą ugodził Andrzeja, co prawda raczej symbolicznie, ale za to efektownie i z głośnym okrzykiem: Nie wezmiecie mnie! Pirata nie bierze się żywcem. Precz z kolonizmem! * * * Chłopcy w krzakach ścisnęli się za ręce. Nawet Zenona aż zatkało z wrażenia. Słyszeliście, Piraci, tak się umiera! szepnął po raz pierwszy chyba z prawdziwym wzruszeniem. Postawa bohaterska Susuła dodała wszystkim animuszu, no bo jeśli nawet Su- suł potrafił być bohaterem, to cóż dopiero oni. Przedstawić Susuła do odznaczenia i awansu Zenon zwrócił się do Ta- dzika. A wy wszyscy gotujcie się do ataku. Tymczasem po drugiej stronie Polany zawrzało. Na widok bezczelnego po- stępku tłuściocha Reksza nie wytrzymał dłużej, lecz z Okrzykiem: To zniewaga. Smarkacz uderzył wodza! rzucił się do ataku. Za nim sypnęli się inni. W oka mgnieniu otoczyli Susuła. . . lecz wtedy nagle przerazliwy wrzask pod- niósł się z zarośli, a istny grad pocisków zasypał polanę. Zasadzka! krzyknął Andrzej, puszczając Susuła. Padnij! wydał komendę. No i widzisz, ty rycerzu rzucił mu w twarz, padając na trawę koło niego, Reksza. Oni nie bawią się w rycerstwo! 167 Tymczasem już dookoła z zarośli wysypywali się Piraci i krzycząc: Zmierć Kolonistom! pędzili do ataku. Reksza i pozostali posiadacze rozpylaczy chcieli od razu wypróbować nową broń, ale Andrzej powstrzymał ich ostro: Leżeć spokojnie. Dopiero na moją komendę, kiedy podejdą bliżej, zaata- kujecie wszyscy naraz. Niestety, wielu innych Kolonistów na widok nacierających Piratów nie wy- trzymało nerwowo, łamali rozkaz Andrzeja, zrywali się z ziemi i chcieli wydrzeć się na własną rękę z kotła. Ale były to próby daremne, gdyż nadziewali się na zwarty, najeżony mieczami, pierścień wroga. Piraci szli jeden przy drugim, ciasno, kolistym szykiem do środka, co- raz bardziej zaciskając kocioł, a spoza ich pleców łucznicy i procarze strzelali nieprzerwanie. Nieszczęśni Koloniści rażeni skoncentrowanym ogniem biegali tam i z powrotem, trzymając się za głowy. Dostało się i Susułowi, zanim go przepuścili przez pierścień. Za to pózniej czekało go wyróżnienie. Zenon pieszczotliwie kuksnął go w żołądek. Doskonale, Susuł. Mianuję cię porucznikiem. Dosyć już się zmachałeś. Możesz odpocząć w cieniu. Ale Susuł nie chciał o tym słyszeć, lecz stanął od razu do walki przy boku Zenona. Chcę walczyć nareszcie normalnie powiedział. Wiele się nie nawalczysz. To juz koniec. Zenon pokazał na szamocących się w kotle Kolonistów. Zaraz przystąpię do likwidacji kotła. Zobaczcie tylko, zupełnie potracili głowy. Latają jak wariaci. Nie wszyscy. Niektórzy leżą wtrącił Tadzik. Nie podoba mi się, że leżą. Ty zawsze musisz krakać. To dlaczego leżą? Bo mają boja. Lecz już następne sekundy potwierdziły obawy Tadzika. Gdy pierwsze szeregi Piratów zbliżyły się na dwa metry, Andrzej poderwał leżących chłopców komen- dą: Naprzód! Kiedy zaś Koloniści zerwali się na nogi, zaczęły się dziać rzeczy bardzo dziw- ne i raczej nie notowane dotąd w kronikach wojennych. Zenon nie od razu ocenił grozę sytuacji. Dopiero, kiedy lewe skrzydło złożo- ne przeważnie z nieletnich pierzchło z krzykiem: O raju! Gazy puszczają! zorientował się, że coś nie jest w porządku i bezzwłocznie ruszył w tamtą stronę. To, co zobaczył, wprowadziło go w stan osłupienia. Pół armii pokrywały tumany dziwnego, różowego pyłu, a w tych tumanach rozlegały się jakieś odgłosy podob- ne do salw armatnich, ale to nie były salwy, to pół armii kichało. 168 Co wy?! Do broni! krzyknął zrozpaczony. Naprzód! Zmierć Kolo. . . Kolo. . . Nagle sam kichnął potężnie. To był dopiero początek. Straszliwa broń nie objawiła jeszcze całej skuteczno- ści swego działania. Naprawdę tragiczne rzeczy zaczęły się dziać, gdy natężenie zdradzieckiego pyłu osiągnęło wielkość krytyczną. Wkrótce cała armia zaczęła płakać, a potem kaszleć. Piraci, porzucając broń, zasłaniali sobie nosy i usta. Niektórzy jakby ogłupieli od gazu, śmiali się i wy-
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|