|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zobaczyła stojącego obok niej Tyorla. Chciała wstać, elf jednak powstrzymał ją skinieniem dłoni. - Poczekaj. Lavim, przejdz się wzdłuż ścieżki i dołącz do Stanacha, dobrze? - Dobrze. Tyorl, co się dzieje? - Kender przełożył hoopak przez plecy. - Nic. Idz i odszukaj Stanacha. I nie zgub się. Szczerząc radośnie zęby, kender śmignął we wskazanym mu kierunku, jego zaś sakwy i woreczki podskakiwały wesoło w takt kroków. - Słyszałem go już w połowie drogi - oznajmił Tyorl, sadowiąc się na opuszczonym przez kendera głazie. - O czym tak gadał? - O Thorbardinie i świetle słonecznym zamykanym w wylanych ołowiem cebrzykach. - Uśmiechnęła się Kelida. - Zwiatło w... - Tyorl podrapał się po szczęce. - Do czego? - Och, do oświetlania ogrodów. Powiada, że w Thorbardinie jest mnóstwo ogrodów. Mówi prawdę? - Nie mam pojęcia. - Elf wzruszył ramionami. - Miasto wybudowano we wnętrzu góry, nie wiem więc, jak można tego dokonać. Opowieści kenderów zazwyczaj składają się z życzeń i marzeń, reszta zaś to wytwór ich wyobrazni. Przez długą chwilę Kelida milcząc obserwowała, jak Tyorl bada palcem cięciwę łuku. - Gdzie jest Stanach? - Przed nami. - Tyorl ponownie wzruszył ramionami. - Sprawdza szlak. - Może powinniśmy do niego dołączyć? Tyorl obejrzał się za siebie, patrząc na mroczne cienie. Choć nie usłyszał nic prócz szelestu wiatru w gałęziach drzew, potrząsnął przecząco głową. - Za chwilę. To dość długie podejście. Możemy jeszcze odpocząć. Kelida kiwnęła główką i umilkła, obserwując grę cieni na ścieżce. Tyorl patrzył na promyki słońca, muskające włosy dziewczyny. Problem z tymi cebrzykami, mówił sobie Lavim, polega na tym, że mogą działać albo nie. Nie dowiesz się jednak niczego, jeśli nie spróbujesz, no nie? Zamyśleniu kendera zawtórowało westchnienie wiatru wśród wierzchołków drzew. Lavim dreptał wzdłuż ścieżki. Jasne jak słońce, pomyślał. Jeśli w Thorbardinie mają ogrody, musieli wykombinować, jak je nasłonecznić. Już wcześniej postanowił, że nie będzie sobie zawracał głowy zwalczaniem nawyku głośnych rozmów z samym sobą. Dostarczały mu one zresztą niemal takiej samej uciechy, jak rozmowy z kimś innym. Gdy mówił sam do siebie, nikt się, na przykład, nie wtrącał. %7ływił nawet brzydkie podejrzenia, że Stanachowi i Tyorlowi niewiele rzeczy sprawia większą uciechę niż przerywanie mu przemowy w połowie długiego zdania. Kelida... owszem, czasem słuchała. Biorąc wszystko pod uwagę, zaczynał nawet lubić pogawędki z samym sobą. Zadawał właściwe pytania i otrzymywał trafne odpowiedzi. Zszedł ze ścieżki w miejscu, gdzie połamane gałęzie krzewów i podeptane poszycie były niemymi świadkami niedawnego przejścia Stanacha. Typowe dla krasnoluda! Wyrąbuje ścieżkę szeroką na milę, tak by wszyscy wiedzieli, że tędy właśnie przechodził. Krasnoludy w ogóle nie mają pojęcia o życiu w puszczy, nie sądzisz? Ujrzał przed sobą wysoki skalny występ. Lavim uśmiechnął się szeroko. Dam głowę, że polazł właśnie tędy. Dlaczego nie trzymał się ścieżki? No dobrze, zapytam, jak go znajdę. Korzystając z nierównej powierzchni kamienia, zaczął szybko piąć się w górę. O tak, Stanach był tu niewątpliwie. Przylegające do skały porosty były poodrywane i poszarpane. Lavim potrząsnął głową. Równie dobrze można by wymalować tu czerwoną farbą napis: TDY SZEDAEM. Słońce błysnęło nagle na czymś gładkim i brązowym, wetkniętym w kamienną rozpadlinę. Lavim schylił się i zmarszczył brwi, wyciągając flet Fujary. Zaczerpnął głęboko tchu i świsnął cicho. Flet Fujary! Cóż za znalezisko! Zdecydowany natychmiast sprawdzić, czy flet potrafi nauczyć go jakiejś melodii, podniósł ustnik do warg. Dmuchnął raz i drugi. Zanim jednak zadął po raz trzeci, wstrzymał się porażony nagłą myślą. Bo i dlaczego Stanach miałby porzucić flet tutaj? Krasnolud zawsze bardzo uważał, by nic nigdzie nie zostawiać - co bywało niekiedy dość irytujące - a tu oto leży sobie flet Fujary - ot, tak ciśnięty na głaz. Kender przesunął palcem po instrumencie, następnie podniósł flet do słońca i przez chwilę obserwował grę czerwonych i brązowych odblasków światła na powierzchni drewna. Czy krasnolud rzeczywiście porzucił instrument?
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|