|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapragnie jej z całych sił. - Prawie każdy może to tak przeżywać - odparł burkliwie. - Nie zrobiłem nic nadzwyczajnego. Po jej twarzy przemknął cień. - Owszem, zrobiłeś - przekonywała cicho. - Wszyscy mężczyzni, którzy mnie dotychczas dotykali, robili to dla własnej przyjemności. Ty pieściłeś mnie po to, żebym to ja przeżyła rozkosz. - Zrobiłem to dla nas obojga - powiedział drewnianym głosem. Uśmiechnęła się nieśmiało. - Mam taką nadzieję. - I słusznie. Pociągnął łyk kawy, zastanawiając się jednocześnie, jak by zakończyć tę rozmowę. Ogarnęły go wątpliwości. Pragnął Anny, to prawda. Wzbudzała w nim uczucia, których nie żywił wobec innych kobiet. Czy jednak będzie z nich para? Z dwojga życiowych rozbitków, którzy się z trudem pozbierali i nie do końca odcięli od przeszłości? - No, muszę się zbierać - odezwał się nagle. Spojrzała nań ze zdziwioną miną, potem dojrzał na jej twarzy rozczarowanie. - Zrobiło się pózno - wyjaśnił. - Jutro wczesnym rankiem musisz być w kościele, więc powinnaś się wyspać. A ja chciałbym to wszystko poukładać sobie w głowie. - Wstając od stołu, patrzył, jak Anna podnosi się razem z nim. Po jej twarzy poznał, że ją rani, czy chce tego, czy nie. Nagle uświadomił sobie, że cokolwiek zrobi, pójdzie sobie czy też zostanie, Anna będzie się czuła urażona, A niech to jasny szlag! Odprowadziła go do drzwi. Chciał jej powiedzieć coś na pocieszenie, ale nic nie przychodziło mu do głowy. - Przepraszam - odezwał się wreszcie, nie mogąc znalezć żadnego- odpowiedniejszego słowa. - Przepraszam. - Po czym pochylił się i lekko musnął ustami jej wargi. 113 - Zadzwonię do ciebie - powiedział i wyszedł w noc. ROZDZIAA 11 Rankiem Anna obudziła się kompletnie rozbita. Nie tylko nie chciało jej się iść do kościoła, ale nawet wstać z łóżka. Zmobilizowała się w końcu i poszła do kuchni, by zaparzyć kawy. Pudełko z kartami nadal leżało na stole, tam gdzie Hugh je zostawił, a jego nie umyta filiżanka stała przy zlewie. Nie miał zamiaru robić jej przykrości - wiedziała o tym. A jednak czuła się zraniona. Rozbudził w niej namiętność, a potem odszedł, jakby to wszystko było jedną wielką pomyłką. Bo też i było, przyznała uczciwie sama przed sobą. Miał rację. Chciał, by mu pomogła w pracy na ranczu i nic więcej. A ona nie miała zamiaru angażować się ani w znajomość z nim, ani w sprawę rancza, bo zniszczyłaby życie, które w tym miasteczku z takim trudem zbudowała. Chociaż, z drugiej strony, co to za życie, rozmyślała, siedząc przy kuchennym stole i sącząc kawę. Zarabiała tyle, żeby związać koniec z końcem, i choć mogła liczyć na pastora i Nata, nie miała żadnych prawdziwych przyjaciół, bo bała się zbytnio zbliżyć do kogokolwiek. Nawet praca z przykościelną grupą młodzieżową, chociaż wykonywana z sercem i dająca Annie mnóstwo zadowolenia, nie wiązała jej szczególnie z tutejszymi ludzmi. Na dobrą sprawę, gdyby chciała, w każdej chwili mogłaby się spakować i wyjechać. A Lorna? Rozstanie z dziewczynką sprawiłoby Annie naprawdę głęboki ból. Na razie nie wiedziała, co zrobi, gdy sąd nakaże umieszczenie jej w przepisowej rodzinie zastępczej, ale gdyby tu została, miałaby przynajmniej jakiś kontakt z Lorną. I komu ona usiłuje zamydlić oczy? Przecież wcale nie chce wyjeżdżać z Conard City. Oszukuje samą siebie, bagatelizuje znaczenie pewnej stabilizacji, jaką osiągnęła po raz pierwszy w życiu. Nie chce zostawiać kościoła, grupy młodzieżowej ani swojej pracy. Bo choć tak bardzo starała się nie wiązać z nikim i niczym, wiele rzeczy jednak ją tu trzyma. Nie przyznają jej opieki nad Lorną, to pewne, lecz może zamieszkać w pobliżu dziewczynki. Będzie dla niej kimś w rodzaju zastępczej ciotki. 114 To jej Wystarczy. Tak, musi się tym zadowolić. Zadzwonił telefon, a ona aż drgnęła. Początkowo nie miała zamiaru go odbierać, ale potem przypomniała sobie, że Lorna jest u Mary Jo. A jeżeli małej coś się stało? Zaniepokojona, podniosła słuchawkę. - Anno? - usłyszała głos Lorny, ciepły i roześmiany. - Czy miałabyś coś przeciwko temu, żebyśmy się spotkały po mszy o jedenastej, a nie o dziewiątej? Zwietnie się bawimy, a pani Weeks się zgodzi, jeżeli ty pozwolisz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|