|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie s¹ tak zupe³nie normalni skrzywi³ siê pociesznie. Ale z pew- noSci¹ z nimi bêdzie ci lepiej ni¿ tu! Brzydko tak mówiæ o rodzeñstwie skarci³a go ze Smiechem rozbrojona nagle Nillea. Cyri nie speszy³ siê wcale. Ja ich znam! stwierdzi³ z przekonaniem. Powinni ci siê spodobaæ. Najgorszego, na szczêScie, zabra³a ju¿ sobie Strada. Obie dziewczyny wybuchnê³y g³oSnym Smiechem. Strada po- chyli³a siê czule nad ch³opcem i pog³aska³a po policzku. To chyba twój najlepszy pomys³ od siedmiu lat, braciszku. Widzisz, jak w tej rodzinie lekcewa¿y siê Kap³anów Ziemi?! jêkn¹³ oburzony Cyri. Naprawdê? Mogê odwiedziæ wasz¹ rodzinê? ucieszy³a siê Nillea. Przeprowadziæ siê poprawi³ Cyri. JeSli ci siê spodoba, oczywiScie doda³a Strada. JeSli nie sprawiê k³opotu& Na nic mi konfliktowa bratowa oSwiadczy³ Cyrieon. A niech no ci siê tylko nie spodoba moja rodzina! pogrozi³ pal- cem. Spaæ! Spaæ! zarz¹dzi³a Strada. Ale jutro idziemy? upewni³ siê Cyri. Zaraz po Sniadaniu obieca³a. Dobrze, to mogê iSæ spaæ. I znikn¹³ w mroku równie nagle, jak siê pojawi³. 66 Ciekawy dzieciak. mruknê³a z podziwem Nillea. Twój Gydieon te¿ jest taki niesamowity? Cyri jest jeszcze malutki mruknê³a usprawiedliwiaj¹co Stra- da, ale jej twarz pojaSnia³a. A w ogóle to tylko boczna ga³¹x rodu Bobonitów. Chcesz powiedzieæ, ¿e Vado jest jeszcze bardziej& Strada nagle spowa¿nia³a. Kiedy ich spotka³am& Bo wiesz, przybyli do Ska³ek we dwóch z Inomirem& Kiedy ich zobaczy³am po raz pierwszy, Vado by³ m³o- dym medykiem, Gydi terminatorem ciesielskim, a Inomir niezna- nym starcem. Nikt nawet nie mySla³ o nich jako o królach i kap³a- nach. Ale do tego starca poczu³am taki szacunek, ¿e musia³am siê hamowaæ, by nie padaæ przed nim co chwila na kolana. Uzdrowiciel narzuca³ spokój i ca³kowite podporz¹dkowanie. Dziwne. Od razu by³am gotowa poddaæ siê jego rozkazom. Nie wiem sk¹d, ale wie- dzia³am, ¿e nie móg³by za¿¹daæ od nikogo niczego z³ego& niew³a- Sciwego& rozumiesz mnie? Chyba tak szepnê³a Nillea, przypominaj¹c sobie uczucia, które ogarnê³y j¹ w czasie prywatnej audiencji u Donvadona. A kiedy spojrza³am w oczy tego trzeciego, wiedzia³am ¿e jest mój wyzna³a w koñca Strada. Kiedy Vado mia³ stan¹æ do poje- dynku, ba³am siê, oczywiScie, o niego. Ale tak naprawdê martwi³am siê o Gydieona. Co by siê z nim sta³o, gdyby straci³ swojego przyja- ciela? Ale wszystko skoñczy³o siê dobrze! zaSmia³a siê. Objê³a Nilli. Nie martw siê. Ch³opcy wróc¹, przywioz¹ kamieñ, i jak znam Gydiego i Ciukasa, worek pe³en g³Ã³w odciêtych cesarskim genera- ³om. Nillea a¿ siê wzdrygnê³a na tê wizjê. Nie mówisz powa¿nie! O góralu, owszem. A mój Gydi, gdy go zez³oSciæ, te¿ robi siê dziki zaSmia³a siê m³oda pani. Poczekajmy. Nied³ugo wróc¹. A wtedy ja odbêdê d³u¿sz¹ rozmowê z moim czcigodnym ukochanym rodzicem powiedzia³a w zamySleniu Nomadka. Podczas Sniadania nieoczekiwanie do³¹czy³ do nich Jarlic. Stra- da i Nillea ucieszy³y siê, bo obie lubi³y kap³ana, który w czasie nie- obecnoSci Inomira rzadko pojawia³ siê wSród ludzi. Obowi¹zki zwi¹- zane z prowadzeniem Akademii wy³¹czy³y go z ¿ycia towarzyskie- 67 go. W przeciwieñstwie do Kliwiusza, który korzysta³ z ka¿dej oka- zji, by, jak sam mawia³, po¿yæ normalnym ¿yciem , sta³ siê w ostat- nich dniach w³aSciwie nieuchwytny. Teraz stan¹³ w drzwiach poko- ju jadalnego i nieSmia³o czeka³ na reakcjê towarzystwa. Kliwiusz natychmiast zadba³ o przyniesienie nakrycia. Dziewczyny powita³y go radosnymi okrzykami. Tylko Cyri mia³ kwaSn¹ minê, gdy po- s³usznie przesuwa³ siê z krzes³em, by zrobiæ nauczycielowi miejsce przy stole. Kliwiusz uSmiechn¹³ siê do niego. Ty nie boj siê, m³ody kap³anie. Z nauki dziS nie bêdzie nic. Jest u mnie tak mnogo zatrudnienia, ¿e nie zd¹¿ymy dziS z lekcj¹. A mia³a byæ chyba gramatyka. Cyri bez przykroSci s³ucha³ o lekcjach, które mia³y siê nie od- byæ. Znakomicie pasowa³o to do jego planów. Pisownia uSciSli³. Trudno, od³o¿ymy to do jutra. Zreszt¹ na dzisiaj mam inne plany doda³ z niewinn¹ min¹. Nie w¹tpiê zaSmia³ siê Jarlic. A mo¿na spytaæ jakie? Wybieramy siê z wizyt¹ do siedziby Moddów powiedzia³a Strada. Chcemy przedstawiæ mamie Nilleê. Przeprowadzamy Nilleê do mamy poprawi³ Cyri. Jarlic uniós³ brwi, pokrêci³ g³ow¹, a potem pokiwa³ ni¹ z apro- bat¹. Mo¿e to i dobre& Lepsze ni¿ siedzenie w tym kamiennym gmaszysku wtr¹ci³ Cyri z pe³nymi ustami. Cyri! zawo³a³y unisono dziewczyny. Ma³y pokiwa³ g³ow¹. Wiedzia³, jaki bêdzie koniec tego zdania. Prze³kn¹³, popi³ i otar³ d³oni¹ usta. Tak, tak. Ju¿ po³kn¹³em. Jarlic, ty coS wiesz! O Donvadonie. Kap³an uSmiechn¹³ siê tajemniczo. Sk¹d ty wiesz, ¿e on wie? zdziwi³a siê Nillea. Gdyby nic siê nie zdarzy³o, w ogóle by tu nie przyszed³ oznaj- mi³ bezczelnie ma³y. Bogowie! jêknê³a dziewczyna. Spokojnie, ma³a zlekcewa¿y³ j¹ Cyri. Kap³an siedzi spo- kojnie, wiêc nieszczêScia nie by³o. Powiesz nam? zwróci³ siê ju¿ bezpoSrednio do Jarlic. Po to przyszed³em. Ale mo¿e najpierw powinienem ci udzie- liæ kilku lekcji dobrych manier i zachowania siê przy stole& To nic nie da odparowa³ bezczelnie Cyri. Wiesz, ile czasu mama na to zmarnowa³a? Mów ju¿ o Donvadonie. I o Gydim. 68 Strada milcza³a, ale uwa¿nie wpatrywa³a siê w twarz kap³ana. Jarlic uSmiechn¹³ siê do niej. Inomir przemówi³. Nic z³ego siê nikomu nie sta³o, ale wypra- wa potrwa d³u¿ej ni¿ mySleliSmy. Rozbili siê! krzyknê³a Strada. W ¿adnym wypadku zapewni³ kap³an. Gydi wyl¹dowa³ jak na & poszuka³ odpowiedniego s³owa jak na pokazie. Uciekali przed burz¹ piaskow¹. I uciekli, mo³odcy. Ale siedz¹ teraz w górskiej grocie i wichurê przeczekuj¹. Dni dwa albo i piêæ. Potem pójd¹ dalej. Pójd¹? zapyta³a nieufnie Strada. W górach piechot¹ trzeba. Na to s¹ góry, ¿eby piechot¹& Samolot siê rozbi³? wtr¹ci³ Kliwiusz. Burza samolot rozbi³a o ska³y. Jak ju¿ grotê znalexli, wicher straszny przyby³, wszystko z drogi zmiót³. Bogom wszystkim chwa- ³a, ¿e wprzód schronisko naszli. Strada nabra³a powietrza i wypuSci³a powoli. To jest Jarlic uSwiadomi³ j¹ rzeczowo Cyri. On nie mo¿e k³amaæ. Zreszt¹ ja wiem, ¿e nikomu nic siê nie sta³o. Ale to oznacza, ¿e wróc¹ dopiero za kilka miesiêcy zafraso- wa³ siê Kliwiusz. Mog¹ przed zim¹ nie zd¹¿yæ. Powinni zd¹¿yæ zastanowi³ siê Jarlic. Byle do Siczy do- tarli. Na razie maj¹ kilka dni drogi do Orlego Gniazda. Bêdziemy siê potem zastanawiaæ. Wiesz, Nilli, ten pomys³ z przeprowadzk¹ do Moddów nie jest taki z³y. Bêdziesz musia³a poczekaæ d³u¿ej ni¿ mySleliSmy& Strada zamySlona analizowa³a informacje. W sumie nic z³ego siê nie sta³o. OczywiScie wola³aby, ¿eby m¹¿ wróci³ za kilka dni, ale w koñ- cu wyprawa wojenna w górach to dla nich nie pierwszyzna. S¹ z nimi przecie¿ Nomadzi, znaj¹cy teren, Ciukas góral z wysokich gór i dwaj najpotê¿niejsi ludzie Swiata. Trudno, trzeba bêdzie poczekaæ. Nilli, to rzeczywiScie jedyny rozs¹dny pomys³ powiedzia- ³a. Zreszt¹, my ze Stawojem te¿ wracamy do mamy. Poczekamy na ch³opców w domu. To tam siê zrobi taki t³ok, ¿e ja siê przeprowadzam do cioci Gellii zaprotestowa³ Cyri. Ty zostajesz w Pa³acu zakoñczy³ rozwa¿ania Jarlic. Wirga z piskiem wpad³a do kuchni. GoScie id¹! 69 Pani Revina podnios³a siê znad kuchennego blatu. Ludra, która jej pomaga³a natychmiast znalaz³a siê w oknie. Strada idzie! zawo³a³a. Z Cyrim i z jak¹S dziewczyn¹. Cyri prowadzi wózek ze Stawojem! Mama Modda odsunê³a najstarsz¹ córê i popatrzy³a sama. To Nillea, ksiê¿niczka pustyni. Ksiê¿niczka?! A my w kuchennych strojach! Bo obiad gotujemy, moje panny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|