|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
twarz ojca, piętnastego markiza Templeston. Patrzył na niego przez chwilę, po czym zamknął wieczko. - Od dawna żadnego nie widziałem, ale ten jest autentyczny - stwierdził Templeston, oddając medalion gościowi. Następnie wziął jakiś dokument ze stosu papierów leżących na biurku i też wręczył go McKendrickowi. - To kodycyl do testamentu mojego ojca. Proszę przekazać go mojej siostrzenicy. - Mogę? - zapytał Adam. Markiz skinął głową. - Proszę. McKendrick przeczytał kodycyl i spojrzał na gospodarza. - Pański ojciec musiał być wyjątkowym człowiekiem. - Tak. Jak pan widzi, księżniczka Giana ma prawo do sporej sumy i... - Nie interesują jej pieniądze, tylko pozwolenie na ślub - przerwał mu Adam. - Udzielam go. Zrobię to pisemnie na wypadek, gdyby po jej powrocie do Karolyi wysuwano jakieś wątpliwości. Powodzenia, chłopcze. Cieszę się, że moja zgoda uchroni księżniczkę Gianę przed takimi osobnikami jak Victor. Dobrze, że jest pan w Szkocji. Możecie pobrać się od razu. Jeszcze dzisiaj miejscowy pastor udzieli wam ślubu. - Dziękuję, sir. - Cała przyjemność po mojej stronie. Witaj w rodzinie, chłopcze. Templeston wstał, obszedł biurko i poklepał Adama po ramieniu. - Jeśli coś mogę zrobić... - zaczął McKendrick. Markiz się uśmiechnął. - Zanim pan odejdzie... Jest tu ktoś, kto chciałby z panem porozmawiać. Przeszedł przez pokój, otworzył drzwi i usunął się na bok, wpuszczając niską, okrągłą kobietę ubraną całą na czarno z wyjątkiem kołnierza z białej koronki i wdowiego czepka. Za nią wszedł wysoki, potężny Szkot i zatrzymał się trzy kroki z tyłu, żeby jej strzec. Lord Templeston zamknął drzwi, ukłonił się królowej i dokonał prezentacji. - Wasza wysokość, czy mogę przedstawić pana Adama McKendricka? Monarchini wyciągnęła dłoń. - Panie McKendrick. Adam ukłonił się i lekko dotknął jej palców, tak jak wcześniej zrobił to jego gospodarz. - Pani. Władczyni podeszła do krzesła i usiadła, a następnie gestem ręki pokazała obecnym, żeby zrobili to samo. Gdy wszyscy zajęli miejsca, spytała, nie tracąc czasu: - Jest pan Amerykaninem? - Tak, pani. - Z Teksasu? -Z Nevady. - Słyszeliśmy, że wszedł pan w posiadanie domu myśliwskiego w naszej ukochanej Szkocji. - Tak, pani. Larchmont Lodge znajduje się w pobliżu wioski Kinlochen. - Rozumiem. - Królowa przyglądała mu się przez chwilę. - Powiedziano nam, że księżniczka Giana znalazła schronienie w pańskim domu, zanim pan tam zamieszkał. - Tak, wasza wysokość. - Jako Amerykanin nie miał pan pojęcia, że ona jest księżniczką? - Nie, pani. Była przebrana za pokojówkę. Wiktoria się roześmiała. Kiedyś, wiele lat temu, nim została królową, sama lubiła się przebierać i zjawiać na kolacji w różnych kostiumach. - Więc przybył pan do Balmoral jako jej pełnomocnik? - Tak, pani. Poprosiła mnie, żebym wręczył pani list. Zerknął na lorda Templestona. Markiz wziął z biurka list i podał go władczyni. Królowa nie otworzyła koperty, tylko położyła ją na kolanach i spojrzała na McKendricka. - Jak nasza córka chrzestna? - Jest niezwykłą kobietą - odparł Adam. Wiktoria się uśmiechnęła. - W to nie wątpię. Ale jak się miewa, panie McKendrick? Jak radzi sobie ze smutkiem? Adam przyjrzał się kobiecie we wdowiej szacie i białym czepku, nadal pogrążonej w żałobie po śmierci męża, i zrozumiał, że jej zainteresowanie jest szczere. - Całkiem dobrze jak na tak potworną stratę. Ubiera się na czarno i opłakuje rodziców, ale łzy przelewa w samotności. Monarchini skinęła głową, a następnie przełamała woskową pieczęć i rozłożyła list. Po chwili podniosła oczy i przeszyła Adama spojrzeniem. - Proszę mi powiedzieć, panie McKendrick, czy pan wie, co jest w tym liście? - Postukała nim w poręcz fotela. - Nie, pani. - Skąd mamy wiedzieć, że jest od księżniczki Giany? Skąd mamy wiedzieć, że to nie pan go napisał i opatrzył skradzioną pieczęcią? Skąd mamy wiedzieć, że nie jest pan w zmowie z jej porywaczami? Adam odpowiedział jej spokojnym wzrokiem. - Ma pani tylko moje słowo, wasza wysokość, i słowo księżniczki Giany. Królowa pokiwała głową, spojrzała na list i w końcu się roześmiała. - Księżniczka Giana równie dobrze wybrała formę wiadomości, jak posłańca. Wiedziała, że tylko ja ją zrozumiem. Wiktoria odwróciła kartkę w stronę McKendricka i lorda Templestona. Ku swojemu zaskoczeniu Adam zobaczył wykonany piórem i atramentem rysunek wilczura śpiącego pośrodku łoża, z głową na poduszce i łapami w górze. W chmurce nad jego łbem widniał nakryty stolik, a na nim ciastka i cały łosoś oraz napis: Sny Wagnera, 1874. Dla ukochanej nauczycielki W. R. od wdzięcznej uczennicy G. R." - Nauczyliśmy ją rysować i malować, kiedy miała cztery albo pięć lat - wyjaśniła królowa. - Od tamtego dnia wymieniamy się rysunkami. Głównie koni i psów. Księżniczka Giana celuje w podobiznach tych ostatnich. Kiedy nas odwiedza, pakujemy kosze piknikowe, zawsze z łososiem jako
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|