|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wprawy w operowaniu sztucznymi ramionami, tak że sama mogła się karmić. Dzięki temu nie musiała przeżywać upokarzającego karmienia przez pielęgniarkę. Jednocześnie specjalny system jej fotela wybawiał ją od zażenowania wynikającego z naturalnych następstw jedzenia i picia... Po kolacji, kiedy zabrano tacę, siedziała całkiem sama w zapadającej ciemności. Była bliska załamania. Całe szczęście, że Pota i Braddon nie przyszli z powrotem, gdyż bała się, iż mogłaby tego nie wytrzymać. O wiele ciężej przychodziło jej zachować spokój ducha przed rodzicami niż przed obcymi. - Fotel, obróć się o siedemdziesiąt stopni w prawo - poleciła. - Lewe ramię, podnieś misia. Z cichym szumem silników fotel posłusznie wykonał polecenie. - Lewe ramię, połóż misia - anuluję. Lewe ramię, przysuń misia do lewego policzka. - Ramię lekko się poruszyło. - Bliżej. Bliżej. Tak trzymaj. Tuliła się policzkiem do misiowego futerka i wyobrażała sobie, że trzyma go w swoich ramionach. Nikt nie mógł zobaczyć, jak z jej oczu zaczęły powoli płynąć długo powstrzymywane, gorące łzy. Przechyliła lekko głowę na lewą stronę, by spływały w miękkie, niebieskie futerko Teda. Nie chciała, by ktoś poznał, że płakała. - To niesprawiedliwe - szeptała Tedowi do uszka. Miś wydawał się przyznawać jej rację, gdy mocniej dotykała go policzkiem. - To niesprawiedliwe... Przecież chciałam odnalezć świat EsKaysów. Chciałam wraz z rodzicami być tą, która odnajdzie ich rodzinną planetę. Chciałam pisać książki. Chciałam wyjść naprzeciw ludziom, by ich rozradować i zadziwić, by pokazać, że archeologia i historia nie umarły, tylko trochę przysnęły. Chciałam robić rzeczy, o których nakręca się holosy. Chciałam... chciałam... Chciałam tyle zobaczyć! Pragnęłam pokierować prawdziwym ślizgowcem i wykąpać się w prawdziwej lagunie, i poczuć szum sztormu, i... ...i chciałam... Nagle powróciły w jej pamięci sceny z holosów, które oglądała, a także wspomnienie roześmianych Poty i Braddona. Chciałam wiedzieć, jak to jest z chłopcami. Chłopcy, pocałunki i... Teraz już nikt nigdy na mnie nie spojrzy, nikt mnie nie zobaczy. Wszystko, czym będę, to wielka metalowa rzecz. Tylko tyle teraz zobaczą... Nawet jeśli jakiś chłopiec chciałby kiedyś mnie pocałować, musiałby przedrzeć się przez gąszcz półtonowej maszynerii, a i tak pewno włączyłby się wtedy alarm. Azy szybciej zaczęły spływać jej po twarzy, ale krył je coraz gęstszy mrok w pokoju. Nie wsadziliby mnie do tego urządzenia, gdyby sądzili, że wyzdrowieję. Już nigdy nie wyzdrowieję. Będzie ze mną coraz gorzej. Nic nie czuję, jestem tylko głową wystającą z maszyny. Co będzie, jeśli ogłuchnę? Oślepnę? - Teddy, co ze mną będzie? - zaszlochała. - Czy resztę życia spędzę w czterech ścianach szpitalnego pokoju? Ted wiedział tyle co ona, nie mógł jej pomóc. - To niesprawiedliwe, niesprawiedliwe. Niczego jeszcze nie spróbowałam - płakała, a Ted się jej przyglądał swoimi wielkimi, smutnymi oczami i chował jej łzy w swoim futerku. - To niesprawiedliwe. Jeszcze nie skończyłam. Nawet nie zaczęłam... Kenny zacisnął dłoń jednej ręki w pięść i wyłączył kamerę. Gwałtownym ruchem przetarł twarz, na której malowały się bezsilność i gniew. %7łal mu było tej małej dziewczynki siedzącej samotnie w zimnym, szpitalnym pokoju. Dziewczynki, która tak odważnie stawiała czoło każdej przeciwności. On jednak widział ją teraz bez pozy, którą przybierała, by pomóc sobie i innym przetrwać te trudne chwile. Widział po prostu małą dziewczynkę nie mogącą sobie poradzić ze swoim nieszczęściem. Jeszcze nie skończyłam. Nawet nie zaczęłam". - A niech to! - zaklął i przetarł ręką oczy. - A niech to szlag! Co za nielitościwy bóg spowodował, że ta mała użyła takich samych słów, jak on piętnaście lat temu? Piętnaście lat temu, kiedy głupi wypadek stał się przyczyną jego paraliżu od pasa w dół i kiedy prysły jego marzenia (jak wtedy sądził) o szkole medycznej? Piętnaście lat temu, kiedy doktor Harwat Kline - Bes słyszał jego płacz tłumiony poduszką. Obrócił swój fotel i otworzył okno widokowe, za którym kryły się gwiazdy. Przyglądał się, jak podróżowały w bezkresnej przestrzeni. Piękno tego obrazu podkreślał powolny obrót stacji naukowej. Nie starał się wycierać łez płynących po policzkach, a w jego umyśle panowała pustka. Piętnaście lat temu inny neurochirurg usłyszał te łamiące serce słowa i postanowił, że zrobi wszystko, by się nie spełniły. Wziął młodego człowieka pod opiekę, wymusił na konstruktorach prototypu automatycznego fotela, by to właśnie on go otrzymał, potem wpłynął na dziekana Meya - sor State Medical College, by przyjął chłopca na studia medyczne. Następnie zadbał o to, żeby po skończeniu studiów został przyjęty do pracy w tym właśnie szpitalu. Było to miejsce, gdzie neurochirurg w automatycznym fotelu nie był wielkim zaskoczeniem, nie w zestawieniu z setkami podobnych przybyszów z różnych światów. Był on jednak od pasa w górę sprawny. Z dziewczynką było gorzej. Miała nieprzeciętny, lotny umysł zamknięty w martwym ciele jak w skorupce. Cudowny umysł. Zamknięty w skorupce. Cudowny..." Coś przyszło mu do głowy. Było to jak błysk gromu. Wiedział, że nie on sam obserwował Tię. Był ktoś jeszcze. Ktoś, kto obserwował każdego pacjenta, lekarza i pielęgniarkę w tym szpitalu. Ktoś, z kim nieczęsto się konsultował, ponieważ Lars nie był lekarzem czy psychologiem. Mimo to w pewnych wypadkach opinia Larsa była bardziej trafna niż zdanie którejkolwiek osoby znajdującej się na stacji. Kennet miał na myśli także samego siebie. Włączył nadajnik. - Lars - powiedział krótko. - Stary, masz wolną chwilę? Musiał chwilę odczekać. Lars miał sporo pracy. Na szczęście o tej porze kolejka pragnących się z nim porozumieć była nieco krótsza. - Oczywiście, Kenny - odpowiedział Lars po kilku sekundach. - W jaki sposób mogę pomóc cudownemu, niepełnosprawnemu dziecku, które przybyło do nas, do Medycznej Stacji Zwiatów Centralnych Duma Albionu"? Hmm? - W głosie Larsa dało się słyszeć ton ironii; bawiło go drażnienie swoich rozmówców. Nazywał to terapeutycznym sprowadzaniem na ziemię". Szczególnie uwielbiał sprowadzać na ziemię Kenny'ego. Powtarzał dziesiątki razy, że wszyscy inni unikali, jak mogli, rozmowy o pożałowania godnym kalectwie". - Zostaw ten sarkazm na pózniej, Lars - odparł Kenny. - Mam poważny problem i chciałem zasięgnąć twojej rady. - Mojej rady? - Lars udał ogromne zaskoczenie. - Masz na myśli osobistą radę, gdyż nie jestem upoważniony do dawania rad w dziedzinie medycyny. - O taką radę mi chodzi, bardzo osobistą. Chcę, żebyś mi podpowiedział, jak mogę pomóc Hypatii Cade. - Ach - Kenny zauważył, że w głosie Larsa zabrzmiał ton zastanowienia. - To małe dziecko z oddziału neurologicznego, które ogląda bynajmniej niedzieciece holosy. Ciągle jej się wydaje, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|