|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
własnej woli. Nie wyobrażałem sobie także, żebym mógł bez wzdrygania się obsługiwać żołnierzy z garnizonu, lecz teraz nie ma takiej rzeczy, której bym od nich nie zniósł. Urwał. Ty się już tego nauczyłaś. Widziałem to wczoraj wieczorem. Widzę to dzisiaj. Pani Lockley cię ubóstwia. Naprawdę?! Różyczka poczuła przypływ pożądania. Och, chyba się mylisz! Nie, nie mylę się. Trudno jest zwykłemu niewolnikowi zwrócić na siebie jej uwagę, lecz od ciebie rzadko kiedy odwraca wzrok. Różyczka poczuła, jak serce zaczyna jej dziko walić w piersi. Wiesz, muszę ci wyznać coś potwornego szepnął po chwili książę Richard. Nie musisz mi nic mówić. Wiem odpowiedziała także szeptem. Teraz, kiedy twój roczny pobyt tutaj dobiega końca, nie możesz znieść myśli o powrocie do zamku. Tak, masz rację odrzekł. Nie dlatego, że nie potrafię wypełniać rozkazów czy nieść rozkoszy. Tego jestem pewien. Ale tu jest... inaczej. Wiem powtórzyła Różyczka. W głowie jej szumiało. Więc okrutna pani jednak ją kocha? I dlaczego dawało jej to aż tyle satysfakcji? Nigdy tak naprawdę nie przejmowała się tym, że lady Juliana w zamku przepada za nią. To zaś oznaczało, że dumna, drobniutka właścicielka karczmy i przystojny, nie wzruszony Kapitan Straży jakimś cudem zawładnęli jej sercem. Ja wymagam surowych kar ciągnął książę Richard. Potrzebuję dokładnych rozkazów, żebym bez wahania wiedział, co mam robić. Wątpię, bym mógł na powrót znieść zamkowe pochlebstwa i łagodne słowa. Wolę raczej zostać znowu przerzucony przez siodło Kapitana, zawieziony do żołnierskiego obozowiska, przywiązany do pala i wykorzystany w każdy możliwy sposób, jak to kiedyś miało miejsce. Różyczka wyobraziła sobie taką scenę. Czy Kapitan Straży cię posiadł? spytała nieśmiało. O, tak, oczywiście odparł. Nie obawiaj się. Widziałem go wczoraj wieczorem. Zakochał się w tobie. A jeśli idzie o niewolników, to woli bardziej żywiołowych ode mnie, choć od czasu do czasu... Uśmiechnął się. I musisz wracać do zamku? spytała. Nie wiem. Pani Lockley jest w łaskach u królowej, gdyż stacjonuje tu większa część garnizonu. Zdaje mi się, że pani Lockley mogłaby mnie tu zatrzymać, gdyby odpowiednio za płaciła. Całkiem sporo zarabia na mnie w karczmie. A za każdym razem, kiedy posyła mnie na Miejsce Publicznej Kazni, gapie sowicie nagradzają moje popisy. Tam zawsze jest pełno gapiów... popijają kawę, gawędzą, kobiety szyją i chętnie obserwują chłostanych niewolników. I choć właściciele muszą zapłacić za usługę, klienci mogą dodać następne dziesięć pensów za dodatkowe lanie. Ja zawsze dostaję baty co najmniej trzy razy. Połowa tych pieniędzy trafia do zakładu, a połowa do mojej pani. Tak więc do dziś spłaciłem jej cenę, którą za mnie zapłaciła, i to z nawiązką. I spłaciłbym ją jeszcze wielokrotnie, gdyby pani LockJey zechciała mnie zatrzymać! Och, z pewnością ci się uda szepnęła Różyczka. Może ja okazałam się posłuszna nazbyt wcześnie? Nie, to nieprawda. Musisz tylko sprawić, żeby pani Lockley cię pokochała. A tego nie uczynisz nieposłuszeństwem. Tego możesz dokonać, wyłącznie okazując jej najwyższe poddanie i posłuszeństwo. Kiedy wyśle cię do Zakładu Kar, a uczyni to z pewnością, gdyż sama nie ma czasu co dzień porządnie nas chłostać, musisz zrobić dobre przedstawienie, bez względu na to, jakie by to było dla ciebie trudne. Czasami jest to trudniejsze od tego, co się dzieje na Miejscu Publicznej Kazni. Ale dlaczego? Widziałam przecież ten ogromny talerz obrotowy i wydawał mi się koszmarny. W Zakładzie Kar jest bardziej intymnie i nie ma takiej dramaturgii wyjaśnił książę Richard. Zakład jest zatłoczony, jak ci już wspominałem. Niewolnicy stoją ciasno na niskiej rampie biegnącej pod lewą ścianą i każdy czeka na swoją kolejkę, jak my czekaliśmy tego ranka. Jest tam Mistrz i jego pomocnik, i małe podium o powierzchni może czterech stóp kwadratowych. Wokół podium i rampy stoją stoliki dla klientów. Ludzie siedzą tam, piją, rozmawiają i śmieją się, najczęściej całkowicie ignorując to, co się dzieje z niewolnikami, i tylko od czasu do czasu coś skomentują. Jeśli jednak jakiś niewolnik im się spodoba, natychmiast przestają rozmawiać i obserwują. Wtedy czasem widzisz ich kącikiem oka, a potem najczęściej rozlegają się okrzyki zachęty. Mistrz jest ogromnym, brutalnym mężczyzną. Zawsze nosi skórzany fartuch. Przerzuca cię przez kolano i dobrze smaruje tłuszczem, co sprawia, że początkowo razy jeszcze bardziej pieką, lecz tak naprawdę bardzo oszczędza skórę. Pomocnik podtrzymuje ci brodę, a po wszystkim odprowadza na miejsce. Ci dwaj bez przerwy między sobą rozmawiają, śmieją się i żartują. Mistrz zawsze ściska mnie mocno i pyta, czy byłem grzecznym chłopczykiem, dokładnie tak, jak mógłby zwracać się do psa. Zachowuje się tak, jakby miał do czynienia ze zwierzęciem. Mierzwi mi włosy i bezlitośnie drażni mój członek, a na koniec powtarza, żebym trzymał biodra wysoko w powietrzu, żeby mój członek nie zhańbił się na jego fartuch. Pamiętam, jak pewnego ranka któryś z książąt to zrobił. Pamiętam też, jak surowo został za to ukarany. Okrutnie go wychłostano, a potem kazano mu chodzić na kolanach po całej tawernie, od klienta do klienta, dotykać członkiem butów każdego z osobna i błagać każdego o wybaczenie. Szkoda, że nie widziałaś go, jak się skręcał. Niektórzy klienci litowali się nad nim i pieszczotliwie mierzwili mu włosy, lecz większość po prostu go ignorowała. Potem poprowadzono go do domu w tej samej żałosnej pozycji z członkiem przywiązanym tak, żeby zwisał pionowo w dół na znak hańby. Wieczorami, kiedy klienci piją wino i cała tawerna lśni od świateł świec, może tam być gorzej niż na Miejscu Publicznej Kazni. Na talerzu obrotowym nigdy tak wiele razy nie płakałem i nie błagałem o litość. Różyczka była zafascynowana. Pewnej nocy, w Zakładzie, dałem tak doskonałe przedstawienie, że wykupiono mi trzy dodatkowe chłosty poza tą zaordynowaną przez panią Lockley. Myślałem, że z pewnością nie zrobią mi tego po raz czwarty, że nie zniosę tego, że to za wiele... łkałem i szlochałem, ale jednocześnie już czułem wielkie ręce Mistrza smarujące mnie na powrót tłuszczem i dręczące mój członek. A potem znowu podskakiwałem na jego kolanie i dawałem przedstawienie jeszcze lepsze niż do tej pory. Tu nie wtykają ci do ust worka z zarobionymi przez ciebie pieniędzmi, żebyś zaniósł je właścicielowi, jak ma się rzecz na Miejscu Publicznej Kazni, lecz wciskają ci go głęboko do odbytu, tak że tylko sznureczki zaciskające mieszek wystają na zewnątrz. Tamtej nocy zmuszono mnie do obejścia całej tawerny i prawie wszyscy klienci dodawali po parę miedziaków, więc na koniec czułem się wypchany niby wieprzek przeznaczony na pieczeń. Pani Lockley była zachwycona, że zarobiłem tyle pieniędzy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|