|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wezcie tych z wyczerpanym napędem na hol i pomalutku wracamy. - Z wartym kilka milionów holownikiem, który właśnie zmienił się w kupę złomu. Nudna rutyna stała się raptem bardzo atrakcyjna, jako sposób życia, dodał w myś- lach. Gry wojenne są wystarczająco ekscytujące. Dotknął steru, by przyjąć kurs lotu do stacji. -- Simeonie, co z nami? - Ujmijmy to w ten sposób, Gus. %7ładen z was nie umrze, ale też niektórzy przez pewien czas odcierpią swoje. Szpital będzie zatłoczony. - Po tych słowach nastąpiła długa pau- za. - Gratulacje. Gus wyszczerzył zęby w uśmiechu kryjącym ulgę po do- piero co przeżytym strachu. Każdy, kto żyje w kosmosie, boi się dekompresji, przez którą wielu nabawiło się agorafobii. Z kolei ci, którzy dużo pracują w skafandrach typu EVA lub służą na statkach wojennych, cierpią na podobny lęk przed promieniowaniem, które jest dodatkowym zagrożeniem, zabi- jającym skrycie. - Do usług - odpowiedział wielkolud. - Co z Channą? Do rozmowy wtrąciła się Patsy. - Chciała się wyróżnić. Hej, Gus - kontynuowała leni- wie - sądzisz, że ludzie będą nas za to szanować? Gusky włączył wizję. Miał podwójny obraz - u góry z komory dokowej, gdzie na pomostach stały holowniki, i u dołu drugi - z samego pojazdu. Na obu widział Channę wynoszoną na dryfujących noszach. - Uff! Cieszę się, że jej się powiodło. - O rany, robisz się sentymentalny. Gusky pokiwał głową. Na stacji Channa zachowywała się jak rozwrzeszczana dziwka, pomyślał, ale kiedy przyszło co do czego, stanęła na wysokości zadania. To był najgorszy stan wyjątkowy, jakiemu SSS-900 stawiła czoło w czasie jego pobytu tutaj. SSS-900-C, poprawił się. - Nie - odpowiedział. - Nigdy nie szanowałem nikogo, kto wydawał rozkazy, chowając się na tyłach. Roześmiała się. - Hej! Może zafundują nam kurację wypoczynkową w ja- kimś ładnym miejscu. Możemy pojechać razem - zapropo- nowała. - Jeśli obie nasze części wciąż będą trzymały się razem, kiedy będzie już po wszystkim, to masz tę randkę jak w banku, Patsy. - Juhuu! - zawołała entuzjastycznie. Hej, pierwsza baza!, pomyślał Gusky. Po trzydziestu mie- siącach przekomarzań równie rytualnych, jak gry wojenne z Si- meonem. Pewnie jeśli nie będą mi dokuczać wymioty, to w szpi- talu szybko się ze mną uporają. Doktor Chaundra wierzy w skuteczność terapii wstrząsowej. W pewnych kręgach jest znany jako "Chaundra Zabiję lub Wyleczę". - Potrzebuję drinka - stwierdził uroczyście. - Ja stawiam - odpowiedziała Patsy. ROZDZIAA 7 Channę obudziło przenikliwe zawodzenie o wysokiej częs- totliwości. Silniki!, pomyślała. Wciąż jestem w opuszczonym statku! Muszę się stąd wydostać! Ciężko dysząc, uniosła głowę i zaraz z jękiem opuściła ją z powrotem. Wszystkiemu winien ten fatalny ból głowy, pomyślała, jest nie do wytrzymania. Sufit miał uspokajający bladoniebieski odcień, taki sam jak otaczające ją parawany. Na stoliku obok łóżka stał wazon z kwiatami, a z drugiej strony przenośna aparatura,szemrząca cicho i od czasu do czasu przesuwająca czujnik ponad jej ciałem. Na wieszaku w nogach łóżka zobaczyła roboczy kombinezon, kurtkę i pasek. W powietrzu unosił się delikatny, przyjemny zapach cedru. Szpital, pomyślała. Otoczenie nie pozostawiało wątpli- wości. Zawodzenie nasilało się, przechodząc czasami w przeni- kliwy skowyt. Mam nadzieję, że pożyję wystarczająco długo, aby zabić sprawcę tego hałasu, pomyślała. W końcu nie wytrzymała. - Kto tam jest? - Ja, Channo - powiedział Simeon aksamitnym głosem. Channa westchnęła i znów zamknęła oczy. Odpoczywała, a-jej ciało zaczynało się oswajać z faktem, że przeżyła i nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo. Jest to bardzo trudne, jeśli ktoś się pogrążył w otchłani nieświadomości, nie licząc na ponowne przebudzenie. - Witaj z powrotem wśród żywych - zabrzmiał przy- milny głos o śpiewnym akcencie. Jednocześnie usłyszała jakiś ruch. Otworzyła oczy i ujrzała pochylonego nad sobą doktora Chaundrę. Tym razem, zamiast wyrazu szczerego entuzjazmu, jaki okazywał podczas spotkań towarzyskich, gdy mówił o swojej specjalności, na jego twarzy gościł zdawkowy uśmiech profesjonalisty. Channa zdobyła się na niewykonalną próbę jednoczesnych uśmiechów i grymasów bólu. - Moja głowa - powiedziała zachrypniętym głosem, z wysiłkiem unosząc drżącą rękę, by potrzeć czoło. - Zaaplikuję ci coś. Otwórz usta - odpowiedział. Zasyczał pulweryzatolr i poczuła w gardle chłód. Niemal natychmiast ból wdzierający się do jej mózgu zmalał. - O, Ghu! Lepiej. - Oblizała wyschnięte wargi. - Nie, zaledwie zablokowałem ból - poinformował ją
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|