|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
krzaków, to ja wszystkie ślady pozacierał, bo je pierwej w błocie dobrze widać było. Potem, jak baba mnie powiedziała, że w lasku Zwirusa policja się kręciła, to mnie włosy stanęli dęba. Kiedy, pytam, a ona, że jakoś po ósmej. Toż to nieledwie po nas! Ktoś musiał zobaczyć i donieść. Jak mnie pózniej powiedzieli, że jakaś dziewczyna tego nieboszczyka znalazła, to żem se wykombinował, że ta od Borków... Jak jej tam? - Ania. Spocone dłonie kleiły się do parkietu. Miałam rację, to nie był zwykły wypadek! Zaczęłam bać się Józia. 152 - Ale to nie ona, tylko ta od naszego weterynarza. Serce waliło mi tak, że chwilami nie słyszałam nawet ich głosów. Przed oczyma miałam obraz pokiereszowanej Ani w stajni Borków. Jeśli mam podzielić jej los... Ale zaraz się zreflektowałam. Gdyby chciał mnie zabić, nie opowiadałby o tym wszystkim Wujkowi! Dawno już by się mną zajął. Może zbyt pochopnie oskarżam go o wypadek? Trudno nie wierzyć Ani, że sama podała koniowi lek przez pomyłkę. To nieszczęsny zbieg okoliczności, a nie próba usunięcia niewygodnego świadka. Tylko co w tym wszystkim robiła Lolita? Odczuwałam taką niewygodę, że chwilami gubiłam wątek. Uniosłam się na rękach, żeby ulżyć obolałym łokciom. - ...i dlatego jest zle, a będzie jeszcze gorzej - przekonywał Józio. - Unia wymaga, żeby granicę uszczelniać, to coraz więcej kupuje się helikopterów, różnej broni, radiostacji i samochodów. Pod Sławatyczami wszędzie zagradzają siatką, karczują las, a wopki coraz częściej organizują obławy. To i do nas dojdzie, tylko patrzeć. Na Odrze też coraz trudniej i ci z góry nie zawsze chcą od nas ludzi od razu odbierać. Czasem po dwa, trzy dni w stodole ich trzymamy, a to niebezpieczne. Tłumaczymy im, Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com) że dopóki będą cicho siedzieć, nic im nie grozi. Jak wyjdą - budiem strielat'. Chociaż po prawdzie broni to my ze sobą nie nosimy. W razie wpadki nikt nie oskarży, że przyłapał z niebezpiecznym narzędziem. Ale wez głodnemu przemów do rozumu! Pilnujemy ich, a co rusz któryś w las ucieka jedzenia szukać. Trochę im się tam niby nosi, ale niedużo, żeby ludziom się w oczy nie rzucać. Tu ogród Borków blisko, ciężko utrzymać. Jeden to 153 im nawet kurę z podwórza chapsnął i za pazuchą przy. niósł. Zrozumiałam nareszcie cudowne zmartwychwstanie mojego Chin... Wietnamczyka. Ten, który leżał w lesie, i tamten widziany za stogiem Borków to dwaj różni ludzie! Oni wszyscy są tak podobni do siebie. Dlatego od razu pomyślałam, że to ten sam. Rozdział czternasty - Nie wiem, co ci poradzić, Józek... - Wujek westchnął. Leżałam wciąż na podłodze w salonie. Na plecach, bo łokcie zdrętwiały mi już zupełnie. Breloczek zabrzęczał wyczekująco. Józio opowiedział swoją historię jedynemu człowiekowi, któremu ufał. Z Wujka w ogóle emanuje dziwna siła. Na przykład podchodzi do narowistego ogiera od strony zadu i klepie go po karku. Albo spojrzy na rozwścieczonego psa i może pogłaskać go po łbie, jak gdyby nigdy nic. Tak samo ma Wujek niesłychane podejście do ludzi. Miły i uprzejmy wobec wszystkich, ma posłuch u swoich pracowników. A Józio to już święcie wierzy w jego życiową mądrość. - Wiesz, czym grozi organizowanie nielegalnego przekraczania granicy? - Panie dyrektorze! - Breloczek brzęknął gdzieś w okolicy mojego ucha, aż się wzdrygnęłam. Zapewne wysunął się Józiowi z ręki i potoczył po betonowych schodach. - W paragrafach to już ja się obeznał, jakby nie raz i nie dwa w pudle siedział. Znaczy się, kara pozbawienia 155 wolności od trzech miesięcy do pięciu lat. Artykuł dwieście sześćdziesiąty czwarty, paragraf trzeci kodeksu karnego. Józio zaskakiwał mnie coraz bardziej. - Ja by poszedł siedzieć z pocałowaniem ręki, panie dyrektorze, gdyby wiedział, że Ruscy mścić się nie będą. Bo jak sam się zgłoszę, pomyślą, żem ich wystawił policji. Jak zaprzeczę, nie uwierzą. O, już ja ich znam! Nie na darmo kałaszy z Armii Czerwonej nakradli, jak do przetopienia na garnki szły... Moja se taką blachę do pieczenia od przyjaciół ze Wschodu kupiła, że nasze polskie to przy tej jakby folia aluminiowa. - Może to z czołgu? - zainteresował się Wujek. - Czołgi to wiem, że rozbierali. - Może i tak. Mnie samemu te ich kałasze niestraszne, i tak nagrzeszył niemało. Człowieka zabić pozwolił i jeszcze pochował bez księdza. Toż on straszyć będzie. Niechby nawet i mnie sprzątnęli, ale baby szkoda. Toż i jej nie darują, a cóż ona? Bogu ducha winna. Ja to się przez cały miesiąc krył w domu, że niby chory, bo nie chciał nad wodę chodzić. Dopiero żem wczoraj się przemógł i wieczorem przyszedł do pana dyrektora po radę, ale jak raz na gości trafiłem i juzem się nawet nie pokazywał. Bo ja taki plan obmyślił... - Breloczek znów poszedł w ruch. Józio chyba docierał do sedna sprawy. -Panu dyrektorowi tę amerykańską kobyłę skradli, a winny się nie znalazł. Ja bym się przyznał i trafił za kratki. Bo bym powiedział, że nie mam z czego oddać, a kobyła mnie zdechła. Co jej było, to się wymyśli. W sądzie uwierzą. %7łuk na podwórzu jeszcze stoi; czasem nim żółtków woziło się, jak większa liczba się trafiła. No i kiedyś han- 156 Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com) dlowałem końmi, a to też nie byle co. Dadzą mi wyrok, zamkną i nad wodę nie będę musiał chodzić. A i zemsty mafii uniknę. Gdyby tylko pan dyrektor zechciał
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|