|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tasz& Poezja Ludgardy była tak radykalnie postępowa, że nawet drugi obieg nie chciał jej publi- kować. Krążyły tylko egzemplarze przemycane z Australii w importowanych muszlach kloze- towych. Takie były czasy& Poezja w muszli klozetowej& wzruszyła się poetka. Na szczęście dzisiaj możemy już wydać wszystko zupełnie oficjalnie dyrektor był wyjątkowo zadowolony z siebie. Tak jest. To, jaki jest pierwszy nakład? zapytała Damber. Rozumiem, że nie zechce pan ryzykować wiele& Trzydzieści, czterdzieści tysięcy? Trzydzieści? Czterdzieści? nie wytrzymałam. Może od razu sto? Właśnie. Skoro mamy doprowadzić firmę do upadku? Dlaczego nie sto tysięcy wierszy Lud- gardy Damber? Myśleliśmy na początek o dziewięciuset& Dyrektor miał bardzo niepewną minę. Dziewięćset tysięcy? Coś takiego! Nawet nie przypuszczałam! No, ale pan zna rynek, pan wie, ile może się sprzedać& ucieszyła się poetka Damber. Dyrektor zrobił się purpurowy. Miałem na myśli dziewięćset egzemplarzy& wyjaśnił, patrząc w podłogę. 109 Teraz poetka Damber spurpurowiała. Ależ, Genek! Tyle to się sprzeda w pierwszy dzień! Dyrektor wbił wzrok w moje nogi. Parę dni temu ucieszyłoby mnie to. Hm& Hku& Eeee& Ten, tego& próbował coś powiedzieć dyrektor. Widzisz, Ludka, ministerstwo odmówiło przyznania dotacji& Kiedy dyrektor powiedział w ministerstwie, że chce wydać wiersze Ludgardy Damber, urzęd- nik buchnął mu śmiechem w twarz (poskarżył mi się pózniej). Dobra, pośmialiśmy się, a teraz poważnie powiedział ważny urzędnik, kiedy się uspo- koił. Ale ja mówię poważnie wyznał dyrektor. Urzędnik spojrzał na dyrektora badawczym wzrokiem. Pan to sobie przemyślał? Pan w ogóle czytał jej wiersze? Czytałem powiedział nieśmiało dyrektor. Urzędnik nadal patrzył na niego bardzo poważnie. Jeden dodał po chwili mój szef. Niecały dodał po następnej chwili. Właściwie to tylko tytuł jęknął. To pan je sobie przeczyta, a potem wyda coś innego powiedział ważny urzędnik. A jeśli przypadkiem się panu spodobają, nie wiem, czy to możliwe, ale gdyby, to niech pan wie jedno, ministerstwo grosza nie umoczy w tym interesie. huknął na pożegnanie urzędnik. Kiedy dyrektor wychodził z gabinetu urzędnika, usłyszał, jak ten mówi do kogoś przez tele- fon. Daj szefa. To ja. Słuchaj, nie uwierzysz, kto chce wydać Ludgardę Damber. Tak, dobrze słyszałeś, tę Damber& Dyrektor miał kontrakt jeszcze na dwa lata, ale jestem pewna, że wtedy poczuł się zagrożo- ny. Czytałaś te wiersze, które mamy wydać? Trzy dni temu przybiegła do mnie szefowa redakcji z rękopisem w ręku. Jakie wiersze? zapytałam, choć domyślałam się, o co chodzi. Kangury. Ludgardy Damber. To coś nieprawdopodobnego! To najgorsza rzecz, jaką od lat czytałam. Mówiłam o tym dyrektorowi, a on, że to kwestia gustu. Wydaliśmy już wiele gówien, ale to będzie największe. Cały nakład pójdzie na przemiał. W dodatku wszyscy nas wyśmieją! Masz, poczytaj sobie. Rzuciła mi rękopis na biurko. I wiesz, co ściszyła głos mnie to śmierdzi. Nawet dyrektor nie jest takim idiotą, żeby wydać Damber. Bez łapówki to nie przeszło& Ludgarda Damber zerwała się z krzesła jak oparzona. Coś takiego! No tak! Czerwoni rządzą! Nic się nie zmieniło! 110 Ależ, Lodziu! Zerwał się za nią dyrektor. Po prostu musimy pomyśleć o dotacji z innego zródła& Gdybyś przekonała ambasadora& Przecież masz obywatelstwo australij- skie& Pomyślę o tym. Ale najpierw pozwolicie, że przejdę się po mieście, żeby się uspokoić& Czy mam kazać komuś, żeby cię oprowadził? zapytał lizusowsko dyrektor. Zadrżałam. Na szczęście poetka Damber poczuła się urażona propozycją dyrektora. Poradzę sobie. Nie tak wiele się tu znowu zmieniło powiedziała i wyszła. Chciałam wyjść, ale dyrektor zatrzymał mnie jeszcze w gabinecie. Pani Ewelino powiedział zmęczonym głosem. Chciałbym, żeby pani przygotowała kampanię promocyjną Kangurów. Największe miasta Polski. Biblioteki, domy kultury. Niech pani zamówi też najlepszych prowadzących. Najlepiej kogoś z radia, z Trójki. Dobrze by było, żeby wszystko trwało dwa, trzy tygodnie. Ludgarda nie może być dłużej w Polsce. Ze względu na jej zdrowie musi pani pamiętać, żeby spotkania nie były częściej, niż co dwa dni. Na miejscu dobry hotel w centrum miasta. Dla niej. Kierowca może przyjeżdżać. Kierowca? No przecież nie każemy jej latać samolotem. To starsza osoba. Będzie jezdzić służbowym mercedesem. Służbowy mercedes to zakup, za który wyleciał poprzedni dyrektor. Tłumaczył się, że bied- nych firm nie stać na kupowanie byle, czego. Rada nadzorcza nie wykazała zrozumienia. Jej członkowie jezdzili gorszymi modelami. Mercedes został jednak kupiony, i to za gotówkę, więc teraz mój dyrektor może nim szpanować i kłuć w oczy innych wydawców. Niewiarygodne, że odstąpi swój śliczny samochodzik na dwa, trzy tygodnie do wożenia Ludgardy Damber. Zresztą pani też będzie nim jezdzić dokończył. Panie dyrektorze, z tego, co słyszałam i co czytałam& próbowałam jakoś oponować. Pani Ewelino& Ludgarda jest osobą kontrowersyjną. Jej twórczość budzi emocje. Ma ciągle wielu przeciwników. Są to głównie zaszłości z czasów poprzedniego ustroju. Nie wszy- scy potrafili postawić grubą kreskę. Jak sama pani słyszała, te sprawy polityczne nadal ciągną się za nią. Ale wszystko to są syndromy wielkości, wielkości ciągle niedocenianej w naszym kraju. Dlatego musimy poświęcić jak największe środki na promocję Kangurów. Niech to bę- dzie największa promocja w historii wydawnictwa. Zdębiałam. Wydać Damber to rejs na Titanicu . Ktoś może się uratować. Wydać na promo- cję Damber to już Kursk . Jeszcze jedno zatrzymał mnie w drzwiach dyrektor. Niech pani nie zaniedba me- diów. Może pani rozdawać dowolną liczbę egzemplarzy. Przede wszystkim telewizja. Michał załatwił już wywiad w Dwójce, ale są jeszcze inne kanały. I Wysokie Obcasy , Wywiad. To byłoby bardzo dobre. Wiem, że nie powinniśmy tego robić, ale jeśli będzie pani potrzebowała dać komuś prezent& To jakoś to załatwimy. Rozumie mnie pani? Chyba tak. Wysokie Obcasy . Michał załatwił. Prezent. Więzienie. Jakub Bezrobotni mają dużo czasu. Niby nie jestem bezrobotny, bo mam przecież zwolnienie le- karskie. Mam jednak tyle czasu, co bezrobotny i tyle samo dobrych pomysłów. Kupiłem wczo- raj Wyborczą i bardzo pobieżnie przejrzałem dodatek Praca . Wszystkie ogłoszenia wywo- ływały u mnie wyłącznie poczucie bezsilności i obniżyły moją samoocenę poniżej minimum, jakie przynależne jest każdemu, nawet kompletnemu durniowi. Nie chce mi się jeszcze szukać pracy. To zajęcie bardzo czasochłonne i stresujące. Skoro okoliczności życiowe zaoferowały mi urlop, postanowiłem skorzystać ze swobody i trochę od- począć. Pogoda za oknem jest, co prawda beznadziejna, ale ja próbuję się nie załamywać i robić te wszystkie rzeczy, na które zwykle brakuje mi czasu i sił. Wstałem dzisiaj z łóżka o trzeciej po południu. Zrobiłem sobie mocną kawę, żeby przegonić uczucie senności. Zabrałem się przez chwilę za przeglądanie Wyborczej , ale szybko rzuciłem ją do kąta. Miałem robić rzeczy przyjemne w końcu jestem na urlopie, zbieram energię, która będzie mi potrzebna pózniej, żeby znalezć świetną pracę. Będę potrzebował bardzo dużo ener- gii. Co dzisiaj, we wtorek, mógłbym zrobić przyjemnego? Mój wzrok trafił na wizytówkę leżą- cą na kuchennym stole. Wytarłem ją z masła, zdjąłem z niej przylepione kawałki ryżu z wczo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|