|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uniknęli kłopotliwych rozmów rodzinnych po powrocie do domu, ale na całkowicie improwizowany pokaz walk białą bronią, wymyślnych tortur i samosądu. Nasz turnus zbliżał się już do końca i naprawdę miałam już dość wieńców z kwiatów, pieczonych na ruszcie baranów i rejsów żaglowcem po zatoce, a ponieważ na kurs erotyki egzotycznej rodzice chodzili każde z osobna, dla mnie nie przewidziawszy tej rozrywki, nudziłam się na wczasach tak samo jak gdzie indziej, przeglądając pod ich nieobecność atlas seksuologiczny, który dawano we wczasowisku zamiast folderów. Walało się tej tandety w portierni, wzięłam więc trzy egzemplarze i ukryłam w łóżku pod poduszką. Miało to i dla moich starych korzystne strony, przynajmniej starałam się na czas ścielić posłanie, by matce nie przyszło do głowy go poprawiać. Zastanawiałam się, czemu mężczyzna ma owe tajemnicze strefy erogenne właśnie wzdłuż kręgosłupa i czy u facetów chorych na skoliozę, którą to przypadłością straszono mnie, kiedy czytałam leżąc na boku albo garbiłam się przy biurku, linia szczególnej wrażliwości na ludzki dotyk jest także skrzywiona. Razem z atlasem przechowywałam duży czarny notes. Zawierał moją najskrytszą tajemnicę pisaną po nocach, przy świetle latarki, ni to powieść ni to baśń, ani też wizjonerski traktat, z przeczuciem przyszłych niepokojów tworzone wyzwanie, choć nie bardzo jeszcze wiedziałam koniu je rzucam, czy przypadkiem nie własnej słabości, jej to bowiem wstydziłam się najbardziej, zazdroszcząc siły i dumnych spojrzeń chłopcom, w sobotnie popołudnie polującym na wrony z upartą systematycznością, podczas gdy mnie pozostało tylko to trudne pisanie, gra do jednej bramki z wyimaginowanym przeciwnikiem. Na wczasach przyszedł mi do głowy nowy pomysł, zarzuciłam więc pisanie powieści mego życia, obiecując sobie, że ją dokończę jesienią, cóż, jeszcze wtedy nie wiedziałam, jak trudno coś z siebie wydobyć, gdy opadają liście i tylko świadomość przemijania zmusza, by równym pismem pilnej uczennicy zakreślać kartki pozostałe z zeszłorocznych zeszytów, w kratkę i w linię, równo ucięte nożyczkami albo postrzępione, wreszcie te duże, ze śpiewnika. Lubiłam notować moje zdania na papierze do nut, zdawało mi się wtedy, że komponuję symfonię na gigantyczną orkiestrę i miałam żal do natury, pozbawiła mnie wszakże najpiękniejszego z talentów, tworzenia dla najbardziej wysublimowanego z ludzkich zmysłów. Marzyła mi się także opera kosmicznych wymiarów, wystawiona w nieograniczonej przestrzeni, pod gołym niebem, w której grałoby całe miasto, domy i ulice, niechby śpiewały pieśń swego życia dla naszej historii, historii łez... Ale w uzdrowisku pojawił się nowy pomysł, może pod wpływem wtórności tubylczej wyobrazni, może na pożegnanie dzieciństwa, gdyż właśnie poczułam nadchodzącą 38 dojrzałość; dziwny smutek ściskał mi serce, gdy pomyślałam o zmianach, jakie wprowadzę w moim pokoju. Różowa haftowana pościel i lampka nocna z abażurem o kształcie kwiatu pomarańczy powędrują do schowka, a zastąpią je dorosła biel oraz mleczna kula halogenowego światła. Koniecznie trzeba podkreślić tę dorosłość! Rozjaśnię ściany, by na ich tle ciemne meble rysowały niespokojne cienie, moje nowe, stylizowane na heban biurko i krzesła z miękkimi, obitymi czarną skórą siedzeniami, olbrzymia kanapa w tym samym kolorze stworzą mój nowy styl, formę dojrzałości, którą chciałbym powitać z pierwszym mężczyzną mego życia. Marzyłam o nim, śniłam, ale wciąż nie miał twarzy, jak i i bohaterowie mojej opowieści. A było to za górami, nie, za krainą srebrnych jezior, stworzonych przez Boga Mgieł, mego pana, demiurga niewiedzy, wciąż wątpiącego w byt swój wieczny, bo któż go stworzył? Tak szukanie przyczyny donikąd nie prowadzi, mami rozsądkiem, pozorami logiki. W świecie mojej baśni nie było więc żadnych pewników, ludzie błąkali się wśród znaczeń, niepewni imienia, wieku i człowieczeństwa samego, jednego dnia ślepi, drugiego proroczo głoszący zagładę bądz narodziny nowego. I żyła we mgle dziewczyna, uboga, nieładna, a może tylko zaniedbana, bo musiała pracować na chleb, rozpraszając wszechobecny mrok latarnią, którą nosiła na ramieniu wzdłuż ulicy jak setki podobnych jej istot. Ich zadanie, żmudne, chłodne, dawało światu odrobinę prawdy, jakiś z lekka zadymiony pejzaż, wydobywało pozory kształtu, było więc coś boskiego w tym zajęciu Kopciuszka, wszak napisałam tylko kolejną wersję tej baśni, jak i inni autorzy, co boją się stać kwiatem z obcej planety, zaszczepionym na ziemski grunt tylko na niby i dlatego wolą powielać schemat albo co najwyżej z nim dyskutować. Podjęłam uczciwą polemikę z tradycją i aby nie rozczarować przyszłych czytelników, zanudzałam znajomych pytaniami, jak zakończyliby tę opowieść, gdyby byli jej autorami. Kopciuszek zwycięski. Bzdura! Cuda nie zdarzają się nawet we mgle. Stary Kopciuch wspomina przygodę miłości. Pożółkła, zmarszczona maska zmęczonego babsztyla. Nie chciałam pisać komedii, a starość wówczas jedynie mnie śmieszyła. Kopciuszek ukarany? Przez los, gospodynię naszych przeznaczeń, czy wreszcie przez samego księcia? Za dumę, za to, że śmiała spojrzeć na oblicze władcy. Bo w mojej historii może obowiązywać zakaz patrzenia w nieboskłon. Wolno tylko wodzić wokoło wzrokiem, a najlepszym poddanym jest błądzący po omacku, ułomny tchórz. Wiem! Księciu wcale nie potrzeba Kopciuszka, bo dobra czarownica podarowała swemu panu magiczne okulary, którym niestraszna najgęstsza mgła. I dalej zdarzenia układają się same. Wiedzma ginie na stosie, bowiem nie wolno jej pozwolić na stworzenie drugiego egzemplarza takich okularów, władca musi zachować przewagę nad poddanymi. Kopciuszek zbuntowany! Przeciwko kopciuszkowatości,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|