|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wahaniem, nabożnym szeptem: Ten obraz jest jak ja. Przerwany. Niedokończony. Nawet gdybym mogła go skończyć, nie byłby już taki sam, jak gdybym skończyła go wtedy. Ever, musisz wiedzieć& Jestem już inną osobą, Cade. Opuściła dłoń i zacisnęła palce w pięść. Kochałem osobę, którą byłaś wtedy, i kocham osobę, którą jesteś teraz. To przynajmniej była czysta, nieupiększona prawda. Problem w tym, że sama nie wiem, kim jestem. Coś straciłam. Straciłam jakąś część siebie i nie wiem ani co to za część, ani jak ją odzyskać. I wiem, że mnie kochasz. Odwróciła się do mnie i odgarnęła mi włosy z twarzy. Ja też cię kocham. Ale& to nie wystarczy. To, że mnie kochasz, mnie nie uleczy. I& do cholery& Zacisnęła mocno powieki i westchnęła, tłumiąc cichy szloch. Ty też nie jesteś taki sam. Jesteś w rozsypce, Cade. Wszystko& wszystko się sypie. Nie znałem jej od tej strony, nie znałem jej przejmującej, rozdzierającej rozpaczy. Nie wiedziałem, jak ją pocieszyć. Wiem. Tylko tyle byłem w stanie powiedzieć. Tylko tyle potrafiłem z siebie wydobyć. Przepraszam. Ever. Cholernie cię przepraszam. Za co? Za to, że cię zdradziłem . Za to, że jestem w rozsypce, kiedy ty potrzebujesz mnie w całości. Nie byłem w stanie tego z siebie wydusić; prawda uwięzła mi w gardle. Za& za& za wszystko. Wpatrywała się we mnie, a w jej oczach malowała się świadomość. Wiedziała. Nie wiedziała, co się wydarzyło, ale wiedziała, że jest coś, o czym powinna wiedzieć, że coś przed nią ukrywam. Po chwili spojrzałem jej w oczy. Błagałem ją milcząco, żeby zażądała ode mnie prawdy, żeby zmieszała mnie z błotem tak, jak na to zasługiwałem. Ona jednak tylko objęła moją twarz drżącymi dłońmi, przyciągnęła do siebie moje usta i pocałowała mnie. W pewnym sensie pocałunek ten wydał mi się wampiryczny, jakby wysysała ze mnie całą siłę, całą odwagę. Oddałem je bez oporu. Mogła wyciągnąć ze mnie wszystko, porzucić mnie bezwładnego i bez życia, jeśli tylko dzięki temu sama miałaby żyć i być szczęśliwa. Oderwała się bez tchu od moich ust i odsunęła. Zaczęła czegoś szukać. Znalazła miękką ze starości, zachlapaną farbami białą koszulę na guziki, która wisiała na oparciu krzesła. Wzięła ją i obejrzała. Wspomnienia odmalowały się w przygarbieniu jej ramion. Stałem, patrzyłem i czekałem. Odwiesiła koszulę na miejsce i zaczęła z siebie ściągać zieloną bluzkę z dekoltem w szpic. Poskładała ją i położyła na krześle. Nawet na mnie nie spojrzała. Tu już nie chodziło o mnie; ja byłem tylko niemym świadkiem tego, co się działo. Jej palce drżały, kiedy zaczęła rozpinać dżinsy, które położyła następnie porządnie na bluzce. Kiedy tak stała w szarych bawełnianych majtkach i zielonym jedwabnym staniku, wydawała się mi piękniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Była piękna dzięki odwadze. Dzięki swojemu uporowi promieniała. Próba odzyskania tego, co zostało jej tak niesprawiedliwie odebrane, wymagała odwagi, na którą mnie nigdy nie byłoby stać. Ever znieruchomiała na chwilę, żeby złapać oddech, żeby zapanować nad nerwami. Po chwili sięgnęła do tyłu, rozpięła stanik i zawiesiła go na rogu krzesła. Stała do mnie tyłem, a widok nagiej płaszczyzny jej pleców zapierał mi dech w piersiach. Patrzyłem na nią, pragnąc, aby ten widok zapadł mi głęboko w pamięć. Ta chwila, ten obraz, to była dla mnie świętość. Ever obnażyła się fizycznie, odsłoniła emocjonalnie, stawiła czoło swoim największym lękom i zrobiła to sama. Stwierdziłem, że przestała już pewnie nawet zdawać sobie sprawę z mojej obecności, i w pewnym sensie tak powinno być. Będzie musiała nauczyć się żyć beze mnie. Zciągnęła majtki i odłożyła je na krzesło. Stała naga w swojej pracowni, z zimna pokrywając się gęsią skórką. Pożerałem jej nagie ciało wzrokiem, odciskałem tę chwilę głęboko w sercu. Kiedy wszystko się zawali, będę potrzebował czegoś, czego będę mógł się uchwycić. W końcu Ever wsunęła ręce w rękawy koszuli, zapięła ją drżącymi palcami, wygładziła przód, naciągając ją na biodra, jakby chciała przyciągnąć rzeczywistość, jakby chciała sobie powiedzieć, że naprawdę to robi, że może. Stałem oparty plecami o ścianę obok drzwi i zagrzewałem ją w duchu do działania. Ever wzięła z tacy przy sztaludze cienkopis i podpisała się starannie w prawym dolnym rogu obrazu z gerberą, pod spodem zaś zrobiła dopisek: Przerwany . Westchnęła głęboko, a potem zdjęła płótno ze sztalugi, zaniosła je na drugą stronę pokoju i położyła na podłodze razem ze stosem skończonych obrazów. Zrozumiałem, że uznała obraz za skończony i zdałem sobie sprawę z symbolicznego wymiaru jej decyzji. To był jej ulubiony rozmiar do pracy, miała całą stertę takich płócien, już naciągniętych. Wybrała jedno z nich, ustawiła je na sztalugach, wycisnęła na paletę świeże farby w podstawowych barwach. Wybrała pędzel. Trzymała paletę w jednej dłoni, a pędzel w drugiej, zwisającej luzno wzdłuż ciała. Jej piersi falowały w ciężkim oddechu denerwowała się i bała się zacząć. Niemal słyszałem jej myśli: A co, jeśli nie dam rady? A co, jeśli zapomniałam, jak to się robi? Stała długi czas nieruchomo, w milczeniu, wpatrując się w czyste płótno. Zacząłem już myśleć, że ją sparaliżowało. Nagle skinęła głową, a potem odłożyła pędzel i wybrała inny gruby i gęsty, do nakładania tła. Zanurzyła sam jego koniec w czarnej farbie. Ręka jej drżała, gdy przeciągała pędzel przez środek płótna. Zostawiła gruby, rozmazany ślad, ostrą czarną linię na białym tle. Po dłuższej przerwie rozpłaszczyła pędzel i zaczęła rozmazywać farbę. Z każdym pociągnięciem pędzla nabierała coraz większej pewności siebie i wkrótce całe płótno było czarne, a ona zapełniała pojedyncze białe skrawki, które jeszcze jej zostały. Nie miałem pojęcia, co maluje, i nie miałem odwagi pytać. To była intymna chwila, należąca wyłącznie do niej, ja miałem tylko zaszczyt być jej świadkiem. Skrzyżowałem przed sobą ramiona i stałem w milczeniu, starając się nawet nie oddychać zbyt głośno. Ever odłożyła czarny pędzel na tacę i wzięła ten, który wybrała na samym początku, średniej grubości, zwężający się u góry. Nabrała białej farby i namalowała poziomy łuk, dobrała więcej farby i namalowała jego lustrzane odbicie. Powoli zaczęła wypełniać przestrzeń między nimi, mieszając czerń i biel w taki sposób, że wydawała się tworzyć wręcz piksele, jakby czerń przechodziła w biel. Dopiero kiedy się odsunęła, zrozumiałem, co maluje: otwierające się oko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|