|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jezdzcu". O gwozdziu wystarczy wiedzieć tylko tyle, czy jest, czy go nie ma. Ty i ona jesteście gwozdziem, inspektorze. A bitwa, którą jezdziec mógłby wygrać, musi się dopiero rozegrać. Jednakże związek między wami i zdarzeniem, czyli bitwą, jest już ustalony we wzorach Chaosu. - Czy to prawda, Różdżko? - Brzmi naiwnie, ale słusznie. Ktoś bada wstecz układ zbieżnych osi, idąc od przyszłego skutku do zaistniałej w przeszłości przyczyny. Stoimy na przeciwległych końcach tego samego łańcucha przyczynowego, katalizując serię zdarzeń, które grożą wszechświatowi wielkim pożarem. Nawiązując do porównania Kasdei, można powiedzieć, że niedawna zasadzka, mająca nie dopuścić do znalezienia gwozdzia stanowiła próbę zniszczenia podkowy. - W takim razie, co stanie się dalej? - spytał Wildheit. - Myślę, że w następnej kolejności będą usiłowali zastrzelić konia - uśmiechnął się ponuro Kasdeya. - Zdaje się, że niesłusznie posądziłem Sarayę o nieznajomość tej gry. Szkoda gadać, ten chytry lis wymyślił własną grę, stosując całkowicie nowy zbiór prawideł własnego pomysłu. Mistrzowskie pociągnięcie. Inspektorze musimy opuścić tę strefę, zanim przyślą posiłki. Chcę naradzić się z załogą, a potem chyba będziemy mieli dla ciebie pewną propozycję. - Czy uzyskałem dla nas wolność? - Nie tylko - osiągnąłeś znacznie więcej. Wez broń z powrotem, inspektorze, jeżeli ma ci to dać lepsze samopoczucie. Zamierzamy przygotować statek do szybkiego lotu. Na dzwięk alarmu, oznaczającego skok w przestrzeni, połóżcie się i zaciśnijcie zęby na czymś miękkim. Wydostanie się stąd będzie przykre. W czasie, gdy pięciu z załogi krzątało się przy układzie sterowania statkiem, Wildheit z Różdżką udali się w kierunku ładowni, w której została broń. Znowu uderzyła go osobliwa konstrukcja statku. Wildheit miał wrażenie, iż wszystkie problemy techniczne były tu rozwiązane mądrze, lecz zostało to dokonane przez kulturę całkowicie mu obcą. Było w tym statku coś obcego, chociaż z pewnością zaprojektowały go, skonstruowały i wykorzystują istoty ludzkiej cywilizacji, jednakże taką możliwość odrzucały zarówno jego przeczucia jak i wiedza. Wiedział o istnieniu we wszechświecie całkowicie obcych kultur, lecz nie znał poza Terra żadnej innej planety, która zrodziłaby rasę ludzką. Wildheit odzyskał pas z bronią i sprawdził zapas pocisków i pojemników z gazem. Niezbyt oszczędne używanie broni, odkąd pozyskał Jasnowidza Chaosu, nadwyrężyło stan amunicji. Można by ją uzupełnić tylko w jednej z baz strategicznych, rozsianych na terenie galaktyki. Mimo to wciąż był dostatecznie uzbrojony, by stoczyć całkiem dużą bitwę, jeśli zajdzie konieczność. Znajdowali się jeszcze w ładowni, gdy rozległ się alarm, zapowiadający skok przestrzenny. Posłuszni instrukcjom, padli na pokład - Różdżka zagryzając kawałek zwiniętej tkaniny, a Wildheit z wciśniętym między szczęki podwójnie złożonym bandażem. Skok rozpoczął się. Najpierw tym samym zmysłowym dreszczem, którego doświadczyli już wcześniej. Następnie dreszcz osiągnął dziwne wyżyny, przywołując zarówno rozkosz, jak i męczarnie, jedno i drugie na granicy wytrzymałości. Ponad ramieniem Wildheita bezszelestnie unosiło się zaniepokojone, symbiotyczne bóstwo, sięgając swymi nieziemskimi mackami w głąb, aż do serca Nad-inspektora. Podczas gdy ciało Wildheita poddane było ciężkiej próbie, jego umysł rozpaczliwie usiłował zanalizować osobliwy charakter zjawiska. Przy znanych mu skokach w podprzestrzeń unikano relatywistycznych ograniczeń prędkości światła, stosując zjawisko tunelowe, które przeprowadzało statek przez zakazaną strefę prędkości światła w przestrzeń tachinową. Na obszarze, gdzie nic nie porusza się z mniejszą prędkością niż światło, znane prawa fizyki zostają odwrócone. Jeżeli w czasie trwania skoku nie zachodzą żadne zmiany prędkości, skutki wywołane przez względność podczas wchodzenia i opuszczania przestrzeni tachionowej znoszą się wzajemnie i nie następuje zjawisko dylatacji czasu. Ten skok, który poddała ciała Wildheita i Różdżki takim torturom, miał zupełnie odmienny charakter. Nad-inspektor doszedł do wniosku, że odbierane przez nich wrażenia były symptomem próby adaptacji zmysłów do przyrostów zmieniającego się czasu. Statek w jakiś niezrozumiały sposób nie przekroczył granicy prędkości światła, lecz przesuwał się przez nią tak jak przez sieć, przemykając przez przypadkowe przerwy ściany światła na podobieństwo wody przesączającej się przez kamienne podłoże. Siła tego zjawiska nie była stała, lecz zmieniała się nieustannie, atakując falami. Wildheitowi udało się zerknąć na Różdżkę. Zagrażający jego własnej świadomości natłok wrażeń podwoił niepokój o dziewczynę. Czy ta ciężka próba nie przekracza przypadkiem jej wytrzymałości? Odkrył w twarzy Różdżki coś, co zarówno rozproszyło jego obawy, jak i wstrząsnęło nim. Ujrzał ten sam spokój, co wówczas, gdy znalazł dziewczynę w kabinie statku Rhaqui, z dwiema Cygankami u jej stóp. Był wyrazem jakiejś straszliwej wewnętrznej siły, znacznie przewyższającej jego własną. Przypomniał sobie pożegnalne słowa Pilona na Mayo: ... traktuj gwiazdy łagodnie, maleńka. Może kilka z nich przetrwa". Obliczywszy przypuszczalną ilość istnień ludzkich, które uległy zagładzie od chwili wypowiedzenia tej przestrogi, nad-inspektor uwierzył Pilonowi, że reszta wszechświata nie jest jeszcze gotowa do kontaktów z jasnowidzami. Gwałtowny wstrząs następnej fazy skoku ugodził w nich z taką siłą, że nawet Różdżka krzyknęła. Pochwyciła ich miażdżąca fala ciemności, która usiłowała jak gdyby wyssać z nich
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|