|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przy okazji odwiedzilibyśmy też Melliakiosa. Kto właściwie zajmuje się teraz jego stadem? - Rodzina. Wcześniej była już raz u Melliakiosa. Zachowała tę wizytę w pamięci. Wzniesiona z kamienia chata pasterza skryła się za gajem oliwnym. Dwaj chłopcy o kędzierzawych głowach wybiegli im naprzeciw i stanęli jak wryci, S R widząc obcych. Z chaty wyszła młoda kobieta o ciemnych oczach i w jasnej chustce na głowie, a gdy ich ujrzała, też cofnęła się przerażona. Choć Melliakios jej wytłumaczył, kim są Christina i jej ojciec, odniosła się do nich z rezerwą, lecz oczywiście nie zapomniała o obowiązującej w tym rejonie świata gościnności. Poczęstowała ich wtedy świeżo upieczonym chlebem i suchym, uwędzonym kozim serem, a do tego podała w płaskich czarkach wodę z górskiego zródła. - Tak, odwiedzimy Melliakiosa - powiedział w zamyśleniu Jorgos. - Może zdoła nam wyjaśnić, co zaszło tamtej nocy. Perikles, jeden z przyjaciół Jorgosa, tak zarekomendował Christinie Ateny: - Kiedyś były królową piękności, ale teraz tę królową dosięgnął już niestety ząb czasu i żadna operacja plastyczna jej nie pomoże. Zmarszczki pozostaną, są zbyt głębokie, ale prawdziwa miłość nie zważa na wygląd zewnętrzny... Christina widziała dokładnie owe zmarszczki. Niebo nad Atenami zdawało się szare od dymów i spalin, a marmur Akropolu w zanieczyszczonym powietrzu rozsypywał się dosłownie w proch. Taka była cena postępu. Nic nie pomogło, że naukowcy już kilka lat wcześniej udowodnili naukowo, że w zależności od sytuacji atmosferycznej i kierunku wiatru powietrze nad Partenonem bywa bardziej zanieczyszczone niż w Los Angeles. Christina rozumiała teraz coraz lepiej, dlaczego Jorgos tak walczył o swoją wyspę". Melliakios nie czuł się najlepiej. Nigdy wcześniej nie chorował i teraz nieznośnie odczuwał brak swoich owiec i kóz, świeżego powietrza, pieczeni cielęcej, retziny, ouzo, no i oczywiście rodziny. Zamiast tego leżał z dziewięcioma innymi mężczyznami w małej zimnej sali. Przez cały dzień i pół nocy otaczała go muzyka płynąca z nastawionego na cały głos radia S R tranzystorowego i rozmowy innych pacjentów, a on pragnął spokoju. Z okna widać było jedynie kominy fabryczne wyrzucające w niebo kłęby czarnego dymu, na sali dym papierosowy przypominał ścianę mgły, a on kochał zapach tymianku, morza, owiec i kóz, boleśnie tęsknił za słońcem. Christina i Jorgos sądzili, że się ucieszy ich wizytą, ostatecznie przecież był już w szpitalu od niemal dwóch tygodni, a do tej pory nikt go nie odwiedził, poza tym mieli dla niego najświeższe wiadomości z wyspy. Nic podobnego. Melliakios na ich widok zachował się tak, jakby miał zamiar wyskoczyć z łóżka i uciec gdzie pieprz rośnie. Przeszkodził mu w tym chyba jedynie gips, więc musiał przystać na to, że Christina usadowiła się po jego lewej stronie, a Jorgos po prawej. Przynajmniej dobrze, że przynieśli ze sobą butelkę ouzo, a nie kwiaty! Skrzywił się w uśmiechu, lecz z jego oczu można było wyczytać niepokój. Najpierw rozmawiali o tym i owym, potem zaczęli wypytywać go o samopoczucie. - Już mi lepiej - odparł, a jego ciemna twarz spochmurniała. - Chciałbym stąd jak najprędzej wyjść... - Mieliśmy ci przekazać pozdrowienia od żony i dzieci. U nich wszystko w porządku. - Jorgos wskazał na wielki kosz, który postawili obok łóżka. Katharina przysłała w nim mężowi salami, kozi ser, oliwki, owoce i także butelkę ouzo. - A kozy i owce? - Z nimi też w porządku. W końcu Jorgos postawił pytanie, na które Melliakios czekał i którego się najbardziej obawiał. - Co właściwie zdarzyło się tamtej nocy? - Wpatrzył się przy tym w niego, jakby od dawna znał odpowiedz. S R Melliakios zbladł jak ściana. Naraz wydał się dziwnie mały, wręcz zagubiony w białej, zbyt obszernej bieliznie szpitalnej. Rozejrzał się niespokojnie po sali, lecz stwierdził z ulgą, że inni pacjenci są zajęci czytaniem gazet, rozmową albo grą w karty i nie zwracają na niego uwagi. - Hm, wpadłem do wykopu - odpowiedział zakłopotany. - To wiemy. Ale robiłeś o tej porze przy grobowcu? - To był grobowiec? - Jego oczy rozszerzyły się z przerażenia. - Nie udawaj głupiego, robotnicy przecież ci powiedzieli. - No tak - przyznał niechętnie. - Ale ta moja głowa... - dodał tonem skargi. - Wszystko zapomniałem, nic już nie wiem... - Ale zapamiętałeś, że wpadłeś do wykopu. - Lekarze mi powiedzieli. Miło, że przyszliście - uśmiechnął się z przymusem ukazując braki w uzębieniu i przeciągnął dłonią po włosach sterczących jak szczotka. - Do widzenia. - Zostaniemy jeszcze chwilę - Jorgos nie ruszył się z miejsca. - Mamy dużo czasu. - Naprawdę? W takim razie dobrze - Melliakios musiał pogodzić się z losem. Christina nie mieszała się do rozmowy, przysłuchiwała się tylko. - Praca przy wykopaliskach posuwa się naprzód. - To dobrze. - Melliakios wyglądał teraz obojętnie przez okno, jak gdyby naraz zaczęły go fascynować kominy fabryczne. - Spodziewamy się napływu turystów. - Tak, tak. - W jego oczach pojawił się lęk. - Boisz się tego, Melliakios, prawda? - Skądże! - wzruszył ramionami, lecz nie wypadło to przekonująco. Christina zaintrygowana uniosła głowę. Jorgos najwyrazniej do czegoś S R zmierzał. - A ty stracisz pastwiska... - ciągnął nie zrażony. Czyżby przypuszczał, że... - Nie chcesz turystów na wyspie, zgadza się? - indagował. - Nie, ponieważ gdyby bogowie chcieli, aby obcy tu przyszli, kazaliby im się tu urodzić. - Przecież gdyby obcy urodzili się na wyspie, nie byliby już obcymi. Melliakios zastanawiał się przez chwilę, wreszcie przyznał z ociąganiem: - To prawda. Ale powinni zostać tam, gdzie są. Nie przyniosą nic dobrego. - Wraz z nimi napłyną na wyspę pieniądze. - A kto je dostanie? - Melliakios usiadł gwałtownie na łóżku. - Ja? O nie. Gdy przyjdą tu obcy, dla Melliakiosa i jemu podobnych, dla kóz i owiec nie będzie tu już miejsca. Dokąd pójdę? Co stanie się z moją rodziną? - Co zdarzyło się tamtej nocy? - powtórzył z uporem pytanie Jorgos. - Nie trzeba nam obcych. Nie chcę, aby wszystko zniszczyli. - Co się wtedy stało? Melliakios jakby jeszcze bardziej zapadł się w sobie. - Tak, wpadłem do wykopu, głębokiego, ciemnego wykopu. Maria powiedziała, abym je zabrał, no, te deski, to wtedy archeolog tam wpadnie i już nie będę musiał się bać, że obcy odbiorą mi pastwiska. Wszyscy są przekonani, że bogowie nie życzą sobie, aby ktoś wyrywał ziemi jej tajemnice. Christina z wrażenia wstrzymała oddech. A więc to zrobili stara Maria i Melliakios! Właściwie nie potrafiła się na nich gniewać. To byli prości ludzie,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|