|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To ten - powiedziaÅ‚ jeden z nich pokazujÄ…c na mnie palcem. Aha! - pomyÅ›laÅ‚em - napuÅ›ciÅ‚ na mnie mocniejszych. Cóż, trudno, bÄ™dzie wojna, przeciÄ…gniemy siÄ™ troszeczkÄ™ . Gdy ci mnie obejrzeli, przyszedÅ‚ inny, odsunÄ…Å‚ tamtych za siebie mówiÄ…c: - Ten szczeniak? Nie wtrÄ…cajcie siÄ™, ja go sam obrobiÄ™. - PopatrzyÅ‚ na mnie zimno i uÅ›miechajÄ…c siÄ™ ironicznie zapytaÅ‚: - Ty, mocny, podobno ty siÄ™ nikogo nie boisz? - Ja z tobÄ… draki nie szukam, ale jak koniecznie chcesz, to ja siÄ™ nie odkazujÄ™ - odpowiedziaÅ‚em, a caÅ‚y naprężyÅ‚em siÄ™ w napiÄ™ciu, z której strony otrzymam pierwsze uderzenie. - Wal go w mordÄ™, co z nim bÄ™dziesz gadaÅ‚! - wrzasnÄ…Å‚ jeden z przeciwników. I wtedy ten najważniejszy odchyliÅ‚ siÄ™ do tyÅ‚u, by zadać mi cios. W tym momencie strzeliÅ‚em Å‚bem w jego twarz. PotoczyÅ‚ siÄ™ do tyÅ‚u, wpadÅ‚ na Å›cianÄ™ i usiadÅ‚. SkoczyÅ‚o do mnie dwóch pozostaÅ‚ych i rozpoczęła siÄ™ wymiana ciosów pięściami. W pewnym momencie jeden z nich ustawiÅ‚ mi siÄ™ dobrze na Å‚eb. StuknÄ…Å‚em - i ten też już siedzi. W tym czasie nadbiegli inni z pomocÄ…. Wtedy nogi za pas i drapas. UciekÅ‚em korytarzem, wpadÅ‚em do kancelarii, a oni wszyscy za mnÄ…. - Co siÄ™ tu dzieje? - pyta kierownik szkoÅ‚y. - Nic, tylko musimy mu dolać - odpowiedziaÅ‚ jeden z przeciwników wskazujÄ…c na mnie. Rzucili siÄ™ do mnie, ale profesorowie rozdzielili nas. Gdy nie chcieli opuÅ›cić kancelarii, kierownik podszedÅ‚ do telefonu, żeby zadzwonić po policjÄ™. Wtedy z wymyÅ›laniem, klnÄ…c i odgrażajÄ…c siÄ™, zaczÄ™li powoli wychodzić. W czasie drugiej przerwy nie wyszedÅ‚em na korytarz. Co chwilÄ™ otwieraÅ‚y siÄ™ drzwi i za każdym razem ktoÅ› inny przychodziÅ‚ mnie oglÄ…dać, zawiadamiajÄ…c przy okazji, jakie to przyjemnoÅ›ci mnie czekajÄ…: poÅ‚amanie żeber, z nosa zrobiÄ… baliÄ™, zÄ™by wybijÄ… i jeszcze kupÄ™ innych rzeczy mi obiecali. Po przerwie poszedÅ‚em do kancelarii. - ChciaÅ‚bym zwolnić siÄ™ z ostatniej lekcji - zwróciÅ‚em siÄ™ do kierownika. - BojÄ™ siÄ™, że po lekcjach bÄ™dzie wiÄ™ksza awantura i mogÄ… mnie skrzywdzić albo ja skrzywdzÄ™ któregoÅ› z nich. - Już za pózno - odpowiedziaÅ‚ mi. - Ci, których wyrzuciÅ‚em, przyprowadzili kolegów i mniej wiÄ™cej piÄ™tnastu czeka już pod szkoÅ‚Ä…. DzwoniÅ‚em do komisariatu po policjanta, żeby odprowadziÅ‚ ciebie do domu. WróciÅ‚em do klasy, a gdy po lekcjach wyszedÅ‚em na korytarz, czekaÅ‚ tam już policjant. PomyÅ›laÅ‚em sobie, że jak bÄ™dÄ… cwaniaki, to i policjant nic mi nie pomoże. ZaczekaliÅ›my, aż wszyscy wyjdÄ… ze szkoÅ‚y. Po dziesiÄ™ciu minutach wyszedÅ‚em z policjantem i jednym kolegÄ… z Czerniakowa. Przed szkoÅ‚Ä… staÅ‚a w milczeniu duża grupa chÅ‚opaków, byli też wÅ›ród nich starsi, po dwadzieÅ›cia lat i wiÄ™cej. Niezle siÄ™ na mnie jednego, mizeraka, przygotowali - pomyÅ›laÅ‚em. - Teraz chyba nie powie żaden: «OdsuÅ„cie siÄ™, ja go sam obrobiÄ™» . - Ja go przy policjancie posunÄ™ - odezwaÅ‚ siÄ™ któryÅ› z grupy. I wszyscy podeszli bliżej nas. Gdy ruszyliÅ›my, ruszyli za nami jak cienie. Tak doszliÅ›my do rogu PuÅ‚awskiej i Dworcowej. Policjantowi nie chciaÅ‚o siÄ™ dalej iść, wiÄ™c powiedziaÅ‚: - Teraz już możecie iść sami. Ja tu jeszcze postojÄ™ i ich nie przepuszczÄ™. ObejrzaÅ‚em siÄ™ kilka razy i widziaÅ‚em, że chociaż policjant stoi, czterech już przeszÅ‚o pojedynczo i idÄ…c pod domami, przyÅ›pieszajÄ… kroku. PrzerzuciÅ‚em swój fiÅ„ski nóż z kieszeni do rÄ™kawa. - Jak myÅ›lisz? - zapytaÅ‚em kolegi. - Urywamy siÄ™ czy wojna? - Nie uciekajmy - odpowiedziaÅ‚ kolega. - Tym czterem chyba damy radÄ™. W tym momencie usÅ‚yszaÅ‚em tupot wielu nóg. To policjant odszedÅ‚ i caÅ‚a gromada chÅ‚opaków pÄ™dzi, żeby speÅ‚nić to, co obiecywali w szkole. DochodziÅ‚em już do schodów wiodÄ…cych w dół, w stronÄ™ ulicy Belwederskiej. CaÅ‚a grupa jest już okoÅ‚o stu metrów za nami, a ci pierwsi już przy nas. Pierwszy, chÅ‚op może z dwadzieÅ›cia jeden lat, zrzuciÅ‚ w biegu marynarkÄ™. - Uważaj, bÄ™dÄ™ nożem biÅ‚! - krzyknÄ…Å‚em ostrzegawczo. PrzeÅ›ladowcy zatrzymali siÄ™ na moment. Wtedy pobiegÅ‚em w dół po schodach na zÅ‚amanie karku. Gdy trzeba byÅ‚o, to uciekać też potrafiÅ‚em. SÅ‚yszaÅ‚em za sobÄ… tupot nóg, lecz po chwili biegÅ‚em już sam. Wrogowie pozostali z tyÅ‚u. Już na dzielnicy zaczekaÅ‚em na kolegÄ™. - Nie czepiali siÄ™ ciebie? - zapytaÅ‚em. - Nie. - A czy zawadziÅ‚em tego, który pierwszy do mnie skoczyÅ‚? - ZawadziÅ‚eÅ›, ale nie mocno. Po rÄ™ku dostaÅ‚. Mówili, że zabijÄ… ciebie. - To jeszcze zobaczymy, muszÄ… mnie przedtem zÅ‚apać. I to kupÄ…, bo we dwóch, trzech to mnie nie zaczepiÄ…. Po tej rozmowie tydzieÅ„ nie chodziÅ‚em do szkoÅ‚y. CzuÅ‚em, że przez pierwsze dni bÄ™dÄ… urzÄ…dzali puÅ‚apki, żeby mnie zÅ‚apać, i wreszcie im siÄ™ sprzykrzy. Gdy po przerwie szedÅ‚em pierwszy raz do szkoÅ‚y, spotkaÅ‚em kolegÄ™. ZapytaÅ‚em, czy w szkole wszystko gra. - Nie zauważyÅ‚em nic podejrzanego. Chyba pod budÄ™ nie przychodzÄ…. SkrÄ™ciliÅ›my w bocznÄ… ulicÄ™. Kilka metrów od rogu ulicy minÄ™liÅ›my mÅ‚odego chÅ‚opaka, który nam siÄ™ dokÅ‚adnie przyjrzaÅ‚. Pod drzwiami szkoÅ‚y staÅ‚o kilku baraszkujÄ…cych chÅ‚opaków. Za plecami usÅ‚yszaÅ‚em gwizd. To gwizdaÅ‚ ten, który tak bystro nam siÄ™ przyglÄ…daÅ‚, ale ci przed szkoÅ‚Ä… go nie usÅ‚yszeli. Ten z tyÅ‚u gwizdnÄ…Å‚ jeszcze dwa razy, wreszcie zaklaskaÅ‚ w rÄ™ce. Tym razem usÅ‚yszeli. Przerwali zabawÄ™ i spojrzeli wszyscy w naszym kierunku, a już po chwili ustawili siÄ™ przy drzwiach w dwa szeregi. ByÅ‚o ich dziesiÄ™ciu, nie liczÄ…c tego z tyÅ‚u. ZrobiÅ‚em półobrót, że niby siÄ™ oglÄ…dam, i szybko wyjÄ…Å‚em z kieszeni za parkanem fiÅ„ski nóż, który ukryÅ‚em w rÄ™kawie. WiedziaÅ‚em, że nie mogÄ™ liczyć na pomoc kolegi, bo nie byliÅ›my przyjaciółmi, i wiedziaÅ‚em, że siÄ™ boi. WeszliÅ›my w Å›rodek dwuszeregu ustawionego przed wejÅ›ciem. Ja szedÅ‚em drugi i nie rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ obserwowaÅ‚em równoczeÅ›nie oba szeregi. Gdy już miaÅ‚em wchodzić do szkoÅ‚y, ostatni chÅ‚opak z prawej strony uderzyÅ‚. ZakotÅ‚owaÅ‚o siÄ™, bo w tym momencie wszyscy rzucili siÄ™ na mnie. W kupie bić jest niewygodnie. WiÄ™ksze knoty można dostać, gdy bije dwóch lub trzech, niż gdy bije dziesiÄ™ciu. Każdy chce bić i wzajemnie sobie przeszkadzajÄ…, żaden nie zada silnego uderzenia. Trzeba tylko uważać, żeby siÄ™ nie zwalić z nóg, bo wtedy mogiÅ‚a. SzarpnÄ…Å‚em siÄ™ do przodu, lecz nie udaÅ‚o mi siÄ™ wyrwać z kotÅ‚a. UsÅ‚yszaÅ‚em, jak któryÅ› krzyknÄ…Å‚: - KosÄ… go! PomyÅ›laÅ‚em, że nie ma na co dÅ‚użej czekać, bo mogÄ… przedziurawić. SzarpnÄ…Å‚em siÄ™ znów, a gdy i tym razem nie udaÅ‚o mi siÄ™ wyrwać - pchnÄ…Å‚em kosÄ…. KtoÅ› upadÅ‚. PrzeskoczyÅ‚em przez niego i uciekÅ‚em, ile tylko miaÅ‚em siÅ‚ w nogach. Wieczorem dowiedziaÅ‚em siÄ™, że jednego zawadziÅ‚em po plecach. Nic mu siÄ™ nie staÅ‚o, a przewróciÅ‚ siÄ™ tylko ze strachu. Już nie miaÅ‚em po co iść do tej szkoÅ‚y, posÅ‚aÅ‚em wiÄ™c sÄ…siada z naszego domu, żeby poszedÅ‚ zaÅ‚atwić przeniesienie mnie do szkoÅ‚y na Czerniakowskiej, do której chodzili wszyscy koledzy. Po otrzymaniu przeniesienia zgÅ‚osiÅ‚em siÄ™ do nowej szkoÅ‚y. - Nie mamy wolnych miejsc - powiedziaÅ‚ kierownik, gdy pokazaÅ‚em przeniesienie. - O, jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkwiatpolny.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobre pomysły nie mają przeszłości, mają tylko przyszłość. Robert Mallet De minimis - o najmniejszych rzeczach. Dobroć jest ważniejsza niż mądrość, a uznanie tej prawdy to pierwszy krok do mądrości. Theodore Isaac Rubin Dobro to tylko to, co szlachetne, zło to tylko to, co haniebne. Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką; jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga. Antoni Kępiński (1918-1972)
|
|